Rozdział 12: Obietnic Trzeba Dotrzymywać

76 6 0
                                    

Piotr

Piotr stał na czele armii dosiadając białego jednorożca. Szczerze mówiąc czuł się okropnie widząc zbliżającą się armię wroga. Nie był nawet dorosły, a już miał zakończyć żywot. Miał nadzieję, że chociaż jego rodzeństwo i Elaine przeżyją ten dzień.

Edmund wraz z szatynką stali na pozycjach łuczniczych. W tym miejscu byli w miarę bezpieczni.
Chociaż ta dwójka zawsze musiała wpakować się w jakieś tarapaty. Oboje również byli w stanie sprzeciwić się rozkazom starszego Pevensie.

Dowodem na to była kamienna twarz El, która już ustawiła się na pozycji. Jej plan polegający na strzelaniu do Białej Czarownicy był po prostu dziecinny. Pokonanie jednej jednostki jeszcze nigdy nie przesądził wyniku wojny. Przynajmniej tak myślał blondyn.

— Za Narnię i za Aslana! — Wydał rozkaz.

Okrzyki wojenne, ryki niedzwiedzi polarnych Białej Czarownicy, wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Sprawiało to, że w sercach Narnijczyków zdążył pojawić się strach. Jednak te uczucie też było potrzebne. Bez niego nie byłoby odwagi, a na wojnie to było najważniejsze.

W końcu dźwięk uderzających o siebie mieczy rozbrzmiał w głowie Piotra. Na początku wszystkie jego plany i taktyki walki po prostu wyparowały. Stał się przerażonym dzieckiem, które jak najszybciej chciało uciec
z tego horroru. Nie miał zamiaru zabijać nawet tak przerażających stworzeń jak te. Zaczął żałować, że postawił Elaine na stanowisku łuczniczym, a sam wyszedł prosto w toczącą się bitwę.

Zganił się w duchu. Tak nie zachowuje się przyszły król. Ruszył w stronę jednego z potworów. Parę ruchów mieczem i osunął się bez życia na ziemię później rozdeptany przez żołnierzy. Jego krew nadal znajdowała się na broni przerażonego chłopaka.

To był tylko jeden przeciwnik, a już miał dość. Jednak z czasem wkręcił się w wir bitwy. Z każdym kolejnym trupem czuł się coraz bardziej słabo, ale starał się skupić na czymś innym co wydawało się zapewne trochę absurdalnie. Uśmiech Łucji, przechwałki Zuzi, złośliwości Edmunda, to wszystko nadawało jego walce sens. Narnijczycy też potrzebowali namiastki beztroskiego życia.

— Edmund znajdź dziewczyny i wracaj do domu! — Krzyknął mając nadzieję, że go posłucha.

Orły zrzucały kamienie na armię Białej Czarownicy, ale i tak nadal było nas za mało. Wiedźma co chwilę zamieniała fauny i centaury w kamienne posągi. Większość z nich zdążyło się roztrzaskać co było jeszcze bardziej przerażające od rozerwanych ciał na polu walki. Piotr zaczął kierować się w jej stronę.

Jednak ktoś zrobił to szybciej od niego. To był Edmund Pevensie we własnej osobie. Wściekły na brata blondyn nie mógł go teraz ratować bo toczył walkę z dość dobrym przeciwnikiem. Im bardziej starał się zabić go szybko tym gorzej mu szło.

Brunet nie miał żadnych szans z czarownicą. Ona była znacznie bardziej obeznana ze swoją bronią, a on dopiero przedwczoraj pierwszy raz trzymał miecz w ręce. To co się stało zszokowało Piotra.

Edmund wcale nie zamierzał zabić Jadis. Uderzył natomiast w jej różdżkę zamieniającą w kamień. Poleciały z niej niebieskie iskry i pękła na pół. Wściekła wbiła ostry koniec prosto w jego brzuch. Młody Pevensie spojrzał jeszcze ostatni raz na brata i stracił przytomność lub zginął na miejscu. Trudno było to określić.

Piotr poczuł rosnącą w sercu wściekłość. Od razu wyrwał miecz z ciała potwora i rzucił się w stronę zabójczyni Edmunda. Nie miał zamiaru jej oszczędzić. W tym momencie każdy wstrzymał oddech.
Nadszedł decydujący moment bitwy pod Beruną. Tylko jedna jedenastoletnia córka Ewy nie miała zamiaru podziwiać jakże fascynującej walki, wręcz przeciwnie wziąć sprawy we własne ręce.

Elaine

Elaine Wright nie należała do osób, które po śmierci przyjaciela zaczęłyby płakać. Nie była typową i płytką dziewczynką swoich czasów. Jedyne co czuła to poczucie obowiązku. Szlachetna śmierć Edmunda nie mogła pójść na marne. Zrobił wszystko co było w jego mocy, aby pomóc oddziałom.

Piotra natomiast ogarnęła rządza zemsty. Teraz mógł zginąć albo on, albo Jadis. Dziewczynka przypomniała sobie obietnicę, którą złożyła starszemu Pevensie przed wyruszeniem na wojnę. Jeśli armia Aslana przegra zabije go zanim Biała Czarownica to zrobi. Teraz miała na to ostatnią szansę.

— Co ty robisz? — Zapytał Pan Bóbr, który był czymś w rodzaju niańki łuczników - Król Piotr nie wydał rozkazu.

— Mam zamiar zastrzelić tą wiedźmę, nie ma zbyt dobrych ochraniaczy o ile w ogóle je ma.

— Oszalałaś? — Wytrzeszczył oczy. — Możesz trafić w Piotra! Nikomu nie uda się idealnie trafić tym bardziej komuś kto nawet nie potrafi strzelać!

— To stracimy niedoszłego króla frajera. Jaka wielka szkoda - westchnęła jakby naprawdę ją to ruszyło.

— Naprawdę jesteś wiedźmą Elaine.

— Nazwałabym to trochę inaczej, ale skoro tak twierdzisz to żyj z tym przekonaniem.

Dziewczynka pamiętała jak Zuzanna mówiła, że z tego łuku nie da się chybić. Oczywiście jeżeli się w to wierzyło całym sercem. Postanowiła zaufać w moc magicznego przedmiotu i wzięła głęboki oddech.

— Dla Aslana i przyszłości Narnii.

— Na pewno Aslan chciałby, żebyś zabiła Piotra — stwierdził ponuro Pan Bóbr.

Zignorowała jego uwagę i przybrała pozycję, którą tak zaciekle wczoraj ćwiczyła. Wystarczyła jedna sekunda zawachania, a cały plan legnąłby w gruzach. Pocieszała się, że w kogokolwiek trafi obietnica będzie spełniona. Po raz pierwszy czuła jak ręce jej się trzęsą odmawiając współpracy. Jednak w końcu wypuściła strzałę.

Dokładnie w tym momencie zabrzmiał ryk lwa. Dodał on dramatycznej nutki czynowi Elaine. Strzała leciała w jej mniemaniu bardzo długo. Zapewne było to wynikiem nerwów, a może czegoś innego? Każdy oprócz Piotra i Jadis spojrzał na nią ze zdumieniem. Wydawało się to całkowicie niemożliwe, ale trafiła prosto
w lodowate serce wiedźmy, która właśnie zadać blondynowi śmiertelny cios.

Ku zdziwieniu wszystkich zebranych na jej martwe ciało skoczył Aslan, który podobno sam mał być martwy. Jednym ruchem połknął Jadis. Elaine postanowiła nie rozmyślać nad tym jakie to było obrzydliwe. Uśmiechnęła się, król Narnii powrócił, nie ważne jakim sposobem pokonał śmierć. Najważniejsze, że był tutaj cały i zdrowy.

Chciała do niego podbiec, ale Narnijczycy torowali jej drogę. Kompletnie nie rozumiała dlaczego nie dawali jej przejść. Chyba nie zrobiła nic złego. Całkowicie niespodziewanie fauny wzięły ją na ręce i zaczęły wiwatować.

— Niech żyje córka Ewy! Zabójczyni Białej Czarownicy!

Nawet centaury zaczęły bić brawo. Tylko Pan Bóbr wyglądał jakby nadal nie wierzył, że ten plan naprawdę się udał. Wszyscy go zignorowali zapatrzeni w swoją bohaterkę, którą jeszcze dzisiaj rano nazywali wiedźmą. Elaine postanowiła wspaniałomyślnie im wybaczyć. Nigdy nie czuła się aż tak doceniona.

Bitwa pod Beruną skończyła się zwycięstwem armii Aslana. Narnia miała zyskać czterech nowych mądrych władców. Najpierw jednak trzeba było zająć się rannymi, którzy mieli ostatnią szansę na przeżycie.
Wśród nich leżał ledwo żywy Edmund do którego zdążyła już podbiec Łucja ze swoim magicznym lekarstwem. Nic już nie mogło zniszczyć baśniowej otoczki tego wydarzenia.

W końcu dotarliśmy do tego momentu. Tylko jeszcze koronacja i można będzie przejść do Złotego Wieku. Nie wiem nawet ile będzie miał rozdziałów, ale się zobaczy jak to wyjdzie.

Elaine: Proroctwo Narnii ✔️ [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz