IX. Nigdy nikt aż tak mnie nie wkurzył jak on

132 18 13
                                    

Była prawie połowa lipca, więc powinno być ponad dwadzieścia stopni, a słońce w tym momencie miało niemal obowiązek odbierać mu chęć do życia swoimi uciążliwym promieniami. Jak to więc możliwe, że pogoda była dzisiaj aż tak paskudna? Było chłodno i pochmurno, co tylko pogłębiało przygnębiającą szarość Sendai. Poza tym dopiero co przestało padać, a deszcz zdążył złapać Sugawarę akurat wtedy, kiedy szedł z dworca do umówionego miejsca spotkania. Oczywiście nie miał przy sobie parasolki.

Suga był więc zmęczony po całym dniu użerania się ze swoimi uczniami, jego włosy lepiły mu się do twarzy, ubranie było przemoczone, a on sam miał tak podły nastrój, że miał ochotę zabijać wzrokiem każdego napotkanego przechodnia. Już od kilku tygodni nie miał humoru i był bardzo drażliwy, ale ostatnio tylko się to nasiliło i nawet nie potrzebował do tego niesprzyjających warunków atmosferycznych.

Było piątkowe popołudnie i właśnie dziś wypadało jego comiesięczne spotkanie z dawnymi przyjaciółmi z Karasuno, którzy niegdyś byli na tym samym roku. Zazwyczaj wręcz promieniował na myśl o możliwości rozmowy z Daichim, Asahim i Kiyoko, ale dziś najchętniej zaszyłby się w swoim domu z pudełkiem lodów. Mógłby wtedy owinąć się kocem na kanapie przed telewizorem i oglądać głupie komedie romantyczne, w których ten przystojny, ale wredny dostaje za swoje, albo horrory, w których największy playboy zostaje brutalnie zamordowany zaraz na samym początku wraz ze swoją idiotyczną utlenianą lafiryndą

Sugawara westchnął. Naprawdę nie powinien się tak denerwować, bo jeszcze mu to zaszkodzi. Już i tak gorzej sypiał i warczał na ludzi bez powodu. Zdawał sobie sprawę, jaka jest przyczyna takiego zachowania, ale nie dopuszczał tego do siebie. Wolał udawać, że problem nie istnieje tak samo jak pewien cholernie wkurzający argentyński rozgrywający.

W końcu Suga dotarł do knajpy, w której miał się dzisiaj spotkać z przyjaciółmi. Tak naprawdę była to najzwyczajniejsza w świecie izakaya, czyli bar gdzie mogli wypić trochę sake i zjeść dobre sushi. Sugawara otworzył oszklone, przesuwne drzwi i wszedł do środka. Od razu uderzył w niego przyjemny zapach jedzenia, a w większości drewniane wnętrze i ciepłe oświetlenie dodatkowo potęgowały przytulną atmosferę. Swoich przyjaciół wypatrzył niemal od razu. Siedzieli do niego tyłem przy barze i byli pogrążeni w pogodnej konwersacji.

Sugawara wziął głębszy wdech i wydech, a następnie przywdział na usta nieco sztuczny uśmiech. Siląc się na wesołość, podszedł do trójki swoich znajomych.

— Cześć! — powiedział radośnie, schylając się między Asahim i Kiyoko. — Dobrze was widzieć.

— Cześć, Suga.

— Hej.

— Ciebie również miło widzieć, Suga.

— Siadaj obok mnie — polecił Daichi, uśmiechając się do przyjaciela pogodnie. Wskazał na wysoki taboret obok siebie, więc Sugawara bez wahania wpakował na niego swój tyłek.

— Ominęło mnie coś? — zapytał Suga, patrząc kolejno na Daichiego, Kiyoko oraz Asahiego. Na szczęście siedział na brzegu więc miał widok na całą trójkę.

— Nie za wiele — przyznał Azumane. — Dopiero przyszliśmy i nawet nie zdążyliśmy nic zamówić.

— Na co więc czekamy? Nie jadłem jeszcze dzisiaj obiadu, więc zgłodniałem jak diabli!

Wszyscy zamówili dla siebie wybrane potrawy z oferowanych przez bar i zgodnie ustalili, że będą dziś pić piwo. Suga tak szczerze wolał sake, żeby oderwać się chociaż na chwilę od nieprzyjemnych myśli, ale nie chciał pokazać przyjaciołom, że nie jest dziś w najlepszym nastroju i najchętniej by się upił. W końcu jeszcze nigdy nie rozmawiał z nimi na temat swoich tego typu problemów i nie sądził, żeby dziś był dobry dzień na coming out.

Nigdy nie mów nigdy || OiSugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz