𓆗
To był początek listopada. Jesienne deszcze regularnie moczyły szyldy sklepów ciągnących się wzdłuż budynków, a różnobarwne liście pokrywały szare chodniki. Wiele osób zostawało w domu ze względu na chłód towarzyszący opadom.
Merissa siedziała natomiast na kanapie, szukając pasującego jej zajęcia. Nie przychodziło jej do głowy nic, czym mogłaby zająć się w ten ponury dzień, gdy za oknem temperatura była bliska zeru, a Lokiego nawet nie było w domu.
Podeszła do czarnego regału i zabrała z niego pierwszą lepszą książkę. Nie miała zamiaru szczególnie zagłębiać się w treść. Miała być ona raczej wytłumaczeniem, że sok jabłkowy, który chciała wyjąć z lodówki, przez zaczytanie pomyliła z piwem i wypiła całą butelkę.
Kiedy poczuła, że procenty zaczynają uderzać jej do głowy, znudziło jej się czytanie. Książkę odrzuciła na fotel stojący obok kanapy, a sama zaczęła wpatrywać się w sufit. Nie czuła się pijana, to był raczej stan, który sama określała jako znieczulenie.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk klucza w zamku. Do mieszkania wszedł Laufeyson, ubrany jedynie w szare dresowe spodnie i granatową bluzę.
― Hej ― mruknęła dziewczyna, podchodząc do mężczyzny i wtulając się w jego klatkę piersiową. ― Powinieneś się cieplej ubierać ― powiedziała, splatając ich dłonie, z czego jego przybraną w niebieskawy odcień. Loki zaśmiał się i pocałował nastolatkę w czoło.
― Patrz, co kupiłem ― powiedział, a z papierowej torby, którą trzymał w drugiej ręce, wyjął dwie butelki meksykańskiej wódki. Na jej dnie znajdowało się jeszcze kilka limonek.
― Widzę, że zapowiada się ciekawy wieczór ― wyznała Merissa, ukazując swoje śnieżno-białe uzębienie.
― A ja widzę, a wręcz czuję, że zaczęłaś go beze mnie ― stwierdził, kiedy chmielowa nutka z jej oddechu podrażniła jego nozdrza.
― Długo cię nie było, martwiłam się ― szepnęła zalotnie, oplatając ręce na jego szyi. ― Przebierz się szybko, bo ta tequila może zniknąć zanim się obejrzysz.
Loki zniknął za drzwiami ich sypialni, a w między czasie nastolatka wyjęła dwa matowe kieliszki do wódki. Limonki pokroiła w cienkie plasterki i ułożyła je równo na białym półmisku.
― To co, gotowa? ― zapytał, zachodząc Merissę od tyłu. Rękoma oparł się o kamienny blat, a łokciami naparł na jej biodra.
Zdezorientowana dziewczyna odwróciła się, przez co wpadła wprost na nagą klatkę piersiową bożka. Jedyne, co go okrywało, to zielone, flanelowe spodnie i czarna, rozpięta koszula.
Potem mężczyzna odsunął się i stanął koło nastolatki. Wypełnił oba kieliszki, po czym nasypał trochę soli na język i przechylił szklankę, a wszystko zagryzł cytrusem. Kątem oka obserwował Mer, która stała tępo wpatrując się w alkohol, który trzymała w ręce.
― Nigdy tak tego nie piłam ― wyznała, czując na sobie zdziwione spojrzenie Laufeysona. ― Może mógłbyś mnie nauczyć... ― zaproponowała, zlizując resztki soku z kącika jego ust.
Loki uśmiechnął się przebiegle, dociskając Merissę biodrami do wyspy na środku kuchni. W jedną dłoń chwycił napełniony kieliszek, a palec drugiej obtoczył w soli. Dziewczyna jak na zawołanie wysunęła język, który mężczyzna chwilę później musnął palcem, zostawiając na nim białą przyprawę. Przystawił jej do ust szklankę, której zawartość po chwili wypiła. Na koniec wsunął jej między wargi plasterek limonki, wymieniając z nią głębokie spojrzenia.
CZYTASZ
HATEFUL » Loki Laufeyson
Fanfiction❝ - Wiesz, że się ciebie nie boję - zaśmiała się, chociaż brzmiało to przesadnie nerwowo. Porzuciła szarpanie się w objęciach Bożka, teraz jedynie próbowała odciągnąć jego wyrzeźbione ręce od szyi. - Nic mi nie zrobisz. [...] - Nie boję się ciebie...