adieu mon homme

339 36 3
                                    


Żegnaj, mój chłopcze
Muszę żyć bez twoich rąk
I w objęciach innych mężczyzn
Nocą, to ciebie widzę
Żegnaj, mój mężczyzno
Widzisz, już cię zapominam
Zapominam twój głos, który rozbrzmiewał


Żegnaj, mój mężczyzno
Gdzie ty idziesz, nie pójdę ja
Gdzie ty idziesz, nie idzie nikt
Gdzie ty idziesz, jest za zimno.

===

Kochali się przez cały semestr-jedyny, jaki mieli do dyspozycji. W mieszkaniu Castiela, czasami w szkole, na długich przerwach, w zamkniętej sali. Poszli nawet razem do kina, kilka razy, a później siedzieli do świtu, na przemian rozmawiając o filmach i dysząc w ciemności.

Cas zabrał go do swojej ulubionej biblioteki-spędzili tam sześć godzin, czytając między regałami i, jeśli Dean miał być szczery, w życiu nie był na lepszej randce. Zakładając, że to była randka.

Nocami wychodzili od czasu do czasu na długie spacery, przyjeżdżał do niego niezapowiedziany i wyciągał na dwór, by przechadzać się za rękę między latarniami, do morza, wzdłuż brzegu i z powrotem. Kochał z nim rozmawiać, kochał uprawiać z nim długi, namiętny seks, słuchać jego niskich pomruków i wpijać się w jego usta-kochał to, ile miał książek, jakiej muzyki słuchał, to, że nie zaginał rogów stron, tylko używał zakładek, że lubił czarną kawę z dwoma łyżkami cukru i luźne koszule, że jego skóra była wszędzie pięknie opalona, a oczy zawsze idealnie błękitne, że golił się co dwa dni, ale nie do samej skóry i że miał silne dłonie. Kochał to, jak zaaranżował swoje wcale nie tak duże mieszkanko, by było w nim więcej miejsca i to, jak wyglądał, gdy palił, myśląc o czymś dla niego zupełnie niedostępnym-jak zerkał na niego w trakcie wykładów i jak uśmiechał się po nich, jak polecał mu kolejne książki i czytał mu wiersze, gdy siedzieli wieczorami w jego wielkim oknie, kochał jego pismo i zapach, którym przesiąkły jego ubrania, jak wiele wiedział i zawsze chciał wiedzieć więcej, jak mówił i jak widział świat. Nie spotkał nigdy takiego człowieka, kogoś, z kim tak łatwo było być i poważnym, i całkowicie przeciwnie, z kim łatwo porozumiewało mu się i psychicznie, i fizycznie-nie sądził, by kiedyś w przyszłości miał spotkać podobnego. Wszyscy mieliśmy prawdopodobnie tylko jedną szansę.

Gdy myślał o tym w wieku trzydziestu lat, siedem wiosen później-wspominał krótkie momenty, urywki, nic z tych większych chwil, tak wielkich, że zakrywały resztę. Nie chciał zapominać szczegółów.

Zapachu kawy i morza, kolorów jego koszul, starych, wyblakłych kartek i tych nowych, pachnących tuszem, miękkości jego włosów i kształtu jego ust. Wciąż na nowo odtwarzał w umyśle jego głos, by nie zatracił się w innych, teksturę jego skóry pod palcami, dłoni, która trzymała jego dłoń, gdy szli po piasku wzdłuż morza, rozmawiając o wszystkim, co tego dnia przeczytali. Wiersz, który Cas dla niego napisał.

Nie przyznał się, wyrecytował go pewnej nocy twierdząc, że nie pamięta autora-pamiętał, jak zakochał się w tamtych słowach i chciał go zmusić, by zdradził mu tytuł, ale brunet uparcie twierdził, że czytał go wiele lat temu. Pamiętał treść, ale autora i tytułu nie? Mógł już wtedy się zorientować.

Zajęło mu to kilka tygodni, o wiele za długo, bo był już wtedy z powrotem w Stanach-chciał do niego wrócić, ale nie miał jak, nie miał nawet pewności, czy brunet chciałby go znów zobaczyć. Bądź co bądź, mieli tylko przelotny, półroczny romans, nierozważny związek studenta z wymiany i nauczyciela literatur: nawet, jeśli się w nim zakochał, nie miał prawa przyjeżdżać z walizkami i pakować mu się w życie, które ten już dawno sobie ułożył.

Skończył studia i poszedł do pracy, był krytykiem literackim-chyba dobrze wybrał zawód, lubił to, co robił. Płacili mu za czytanie książek, a on to kochał. Kochał może zbyt wiele rzeczy, ale nie umiał się powstrzymać.

Dalej nie miał nikogo na stałe, zdecydował, że nie będzie miał-nie spotka drugiego Castiela, a pierwszego stracił. Będzie sam i tyle. Nie weźmie ślubu z samotności, choćby niewiadomo jak ciężka by była.

Siedział w biurze swojej redakcji, czytał kolejną powieść obyczajową po godzinach-napisał już recenzję poprzedniej, a nie chciało mu się wracać do domu. Zazwyczaj siedział do późna.

-Lew spotkał Amerykę, Na drodze.-usłyszał z korytarza.-Przyglądali się sobie, dwaj figuranci na skrzyżowaniu pustynnych dróg.

Wsunął zakładkę między strony i wstał, ściągając nogi z biurka.

-Ameryka wrzeszczała, lew ryczał, rzucili się na siebie. Ameryka zdesperowana aby wygrać walczy bombami, miotaczami ognia, nożami, widelcami, łodziami podwodnymi.

Cas stał, oparty plecami i stopą o ścianę-palił, wypuszczając do sufitu kolejne chmury dymu, gdy Dean wyszedł ze swojego biura i stanął na korytarzu, wsuwając dłonie do kieszeni.

Wciąż był równie przystojny co kiedyś.

-Lew zjadł Amerykę, odgryzł jej głowę. Susami przesadził złote wzgórza. To wszystko co można powiedzieć o Ameryce z wyjątkiem tego...-brunet uśmiechnął się do niego delikatnie.-...że teraz jest ona lwim gównem rozrzucanym po pustyni.

Winchester spuścił wzrok, unosząc kącik ust.

-Niezbyt romantyczny wybór wiersza jak na spotkanie po siedmiu latach.

Novak rozejrzał się po korytarzu.

-Niezbyt romantyczna ta twoja Ameryka.

Blondyn przechylił głowę, wciąż trzymając ręce w kieszeniach. Stali dobre dwa metry od siebie.

-Długo ci to zajęło.-zauważył, a Castiel pochylił głowę ze skruchą.

-Błagam o wybaczenie.

-Nie tego uczyłeś nas na pierwszych zajęciach.-zielonooki skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Brunet zaciągnął się mocno, strzepując popiół.

-Pomyślałem, że zamiast wracać do przeszłości, zaczniemy od nowa.

-Więc chcesz zapomnieć o przeszłości?-Dean opuścił lekko ramiona: on jeden wciąż odtwarzał te momenty w pamięci, by nie zniknęły, kiedy Cas chciał tylko je zamazać?

-Nie, mon cheri. O niej nie można zapomnieć.-odepchnął się od ściany, by zgasić peta w popielniczce na koszu kawałek dalej.-Ginsberg jest naszym łącznikiem, między Ameryką z pierwszych zajęć, a Lwem. Ten sam człowiek, inny utwór.

Winchester westchnął ciężko.

-Muszę przyznać, że twoje filozofowanie czasami działało mi na nerwy.

Castiel uśmiechnął się z zadowoleniem.

-Tu aimes ça.

-Je t'aime.-poprawił go, podchodząc i opierając się obok niego o tą samą ścianę.-Odkąd tylko pamiętam.

-A więc mamy dobry początek. Chociaż w tym jednym jesteśmy zgodni.

-Siedem lat zajęło ci zrozumienie, że się we mnie zakochałeś?

-Wiedziałem to w momencie, w którym oznajmiłeś mi, że przeczytałeś całą listę w jedną noc.-brunet uśmiechnął się smutno.-Siedem lat zajęło mi pogodzenie się z tym, że się myliłem...może nie tylko sztuka nadaje naszemu istnieniu sens. Może ludzie też to robią.

Dean uniósł na niego wzrok.

-Ja to robię?

-Jeśli chodzi o moje istnienie, sądzę, że tak.

Uśmiechnęli się do siebie miękko, zanim Winchester nie pochylił się pierwszy, by go pocałować, jak za pierwszym razem.

Może Francja nie była jednak takim złym wyborem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 26, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

french miracleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz