- 16 -

8 1 1
                                    

Radość naukowczyni nie miała końca. Od dawna marzyła o chwili, gdy wreszcie zdobędzie to, co tak bardzo pragnęła mieć, a teraz widząc zakutą w kajdanki siedemnastolatkę, niemal skakała ze szczęścia. Wiedziała, że nie obejdzie się bez kłopotów, lecz chciała dokonać niemożliwego. Posiąść nieśmiertelność tylko dla siebie.

Siedząca blondynka miała spuszczoną głowę. I chociaż miała ochotę płakać, to starała się być silna, nie okazywać słabości. Powoli do niej docierało jakie głupstwo popełniła, zgadzając się na warunki Cooper, przecież mogła z nią walczyć, lecz wolała tego uniknąć. W pojeździe było mało ludzi. Czuła to, ale mając skute ręce była na razie bezbronna. Jej rozmyślenia przerwał warkot silnika, który ucichł. Chwilę później drzwi od jej strony się otworzyły.

— Wysiadaj.

Niski baryton odbił się echem wewnątrz dżipa. Spojrzała pustym wzrokiem na wysokiego szatyna z zasłoniętą twarzą.

— No już, szybciej! — ponaglił ją.

Dziewczyna westchnęła, ale opuściła samochód. Unosząc głowę, zobaczyła potężny budynek w kolorze bieli, pokryty ciemną blachą. Zewsząd otoczony stalowymi kratami i wysokim murem był niczym twierdza rodem z filmu science fiction. Słyszała tysiące bijących serc w środku. Oddech jej nieco przyśpieszył, widząc sporą grupkę lekarzy i mundurowych przed wejściem. Wytężając zmysły, wyczuła, że nie wszyscy byli uzbrojeni. Był to cień szansy, którego nie chciała zmarnować. Jej myśli przerwał wcześniejszy szatyn:

— Idziemy! — rozkazał, chwytając ją za ramiona.

Ciało ogarnął niepokój, lecz chęć wolności przelała szalę.

— Ruszaj się! — szarpnął ją do przodu.

Adrenalina zaczęła krążyć w jej organizmie, odsyłając na bok trzeźwe myślenie. Zanim facet znów ją popchnął, zrobiła szybki obrót wokół własnej osi i uderzyła go w brzuch.

— Ty szmato! — syknął, wydając z siebie jęk, zgiął się w pół, co wykorzystała, łamiąc mu nos kolanem. — Łapcie ją! — krzyknął, nim upadł na ziemię.

Nim zdążyła się obrócić, poczuła silne ramiona oplatające ją w pasie. Blondynka zrobiła zamach kajdankami w bok swojej głowy. Usłyszała charakterystyczne chrupnięcie oraz siarczyste przekleństwo w swoim kierunku. Uścisk zniknął, a ona obróciła się do niego twarzą. Chciała kopnąć blondyna, lecz od tyłu ponownie ktoś ją złapał. Jednak wyczuwając w porę jego atak, uchyliła się.

Potężne ciało bruneta przeleciało obok niej. Nie bacząc na niego, ruszyła biegiem i chciała przeskoczyć grupkę ludzi, lecz zatrzymał ją kolejny jasnowłosy, który złapał ją za biodra. Voliet nie poddała się, objęła gościa swoimi udami i wykonała zdecydowany obrót swojego ciała. Za działaniem grawitacji napastnik znalazł się pod nią. Uderzyła go w głowę i chciała wstać, lecz blondyn się otrząsnął. Łapiąc ją za kostki, zmienił pozycję, tak że to on teraz górował. Przycisnął ją mocno do podłoża, unieruchamiając. Blondynka szarpała się, ale nie miała z nim szans.

— Spokój! — przywołał ją do porządku, zaciskając uścisk, na co syknęła. Metal wrzynał się w jej skórę. — Wstawaj!

Szybko z niej zszedł, łapiąc za ramię, postawił do pionu. Tym razem drugą dłonią trzymał jej także nadgarstki. Voliet dopiero teraz zorientowała się, że była otoczona. Mężczyzna zaprowadził ją do wspomnianych wcześniej doktorów. Widziała na ich czele brunetkę, która uśmiechała się zwycięsko.

— Dobra robota! — powiedziała, kiedy mijali się w przejściu. Voliet zaciskając pięści, zmroziła ją wzrokiem fioletowych oczu. — Zabierz ją do dwójki. — rzekła do żołnierzy, którzy pilnowali nastolatki.

Napraw ten zgniły świat | zakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz