❝ 006 ❞

167 17 6
                                    

Mierzyła go uważnym wzrokiem, podczas gdy ciemnowłosy rozsiadł się wygodniej w skórzanym fotelu. Wziął głębszy oddech, po czym odparł nonszalancko:

— Jak już zapewne wiesz od Katariny, mutanty istnieją. Chyba nie muszę mówić, że jestem jednym z nich, prawda?

Blondynka zerknęła zdumiona na swoją towarzyszkę i niepewnie przytaknęła, więc kontynuował:

— Chronię takich jak my — otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, lecz Scott ją ubiegł. — Widzisz, są ludzie, którzy chcą się nas pozbyć — westchnął ciężko. — Uważają mutanty za chwasty, które trzeba wyrywać, póki są jeszcze młode i nieświadome swoich mocy. A prawda jest taka, że robią to z zazdrości, ponieważ pragną tego, czego nie mogą mieć. Chcą naszych mocy, które dałby im władzę.

Laura zmarszczyła brwi. Liczyła na prostą odpowiedź, a to, co powiedział jej mężczyzna, było zbyt zawiłe i niezrozumiałe dla niej.

— Dobrze..., Ale, co to ma wspólnego ze mną?

Brunet uśmiechnął się pesymistycznie i spojrzał na nią ze współczuciem.

— Bo oni chcą cię skrzywdzić, Laura.

Dreszcz przebiegł jej po plecach, a serce mocniej zabiło, lecz w głowie narosło pytanie:

— Dlaczego?

Widziała, jak wymienił z Cat sugestywne spojrzenie, lecz nie potrafiła zrozumieć, o, co chodziło.

Czyżby Cat o czymś wiedziała i jej nie powiedziała, ale dlaczego?

Czekała na reakcję z jego strony, ale ona nie nadchodziła. Napięcie urosło do tego stopnia, że rozsadzało ją od środka. Jednak mimo strachu chciała wiedzieć, znać powód tego wszystkiego. Scott westchnął i nachylił się nieco w jej kierunku.

— Bo jesteś jedną z nas, Laura — brzmiał bardzo poważnie, że aż przeszły ją ciarki. — Jesteś mutantem.

Dziewczyna zamilkła, ale zaraz później wybuchła niekontrolowanie śmiechem. Mutant uniósł brwi, nie spuszczając z niej wzroku.

— Dobra, a tak na serio?

Spojrzała na niego rozbawiona. Nie wierzyła mu. Mężczyzna zacisnął szczękę. Ponownie zerknął na ciemnowłosą, opierającą się o parapet, lecz ona tylko westchnęła zmęczona. Przeczuwała takie zachowanie ze strony swojej przyjaciółki. W końcu, kto by uwierzył ot tak, że jest kimś nadprzyrodzonym.

— Laura, posłuchaj. To nie żart, mówię poważnie.

Słysząc jego stanowczy ton, jedynie prychnęła lekceważąco i założyła ramiona na klatce piersiowej.

— Jestem człowiekiem — rzekła, twardo upierając się przy swoim. — gdyby tak nie było, wiedziałbym.

Była pewna swojej racji, lecz on się uśmiechnął i powiedział tajemniczo:

— Niekoniecznie.

Poczuła niepokój, choć nie powinna. Przełknęła ślinę, kiedy jego oczy błysnęły. Oblizała usta, biorąc wdech.

A jeśli się myliła?

— Co to znaczy?

— Widzisz, moja droga, mutacja ma różny przebieg. Nie zawsze daje o sobie znać, niekiedy wymaga drobnej pomocy, bodźca, żeby się ujawnić — wyjaśnił spokojnie. — Możesz wierzyć lub nie, ale jesteś właśnie takim przypadkiem. — dodał z lekkim uśmiechem.

Napraw ten zgniły świat | zakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz