Głupie serce po prostu olało rozum

437 27 10
                                    

Szłam ulicami w smętnym nastroju. To była najgorsza randka jaką miałam. Pomijając że to była moja pierwsza randka. Ale najgorsza. Mieliśmy popływać łódkami na jeziorze, oczywiście nie w Nowym Yorku więc wybraliśmy się do New Jersey. Chłopak miał tam domek, razem z rodzicami co roku tam jeździli. Jako że w Stanach od 18 lat można mieć już swój samochód pojechaliśmy właśnie nim. Lucas jest rok starszy. Ale wracając droga zajęła nam niecałe dwie godziny, po dotarciu na miejscu okazało się że domek nie był do końca pusty. Okazało się że rodzice Lucasa wypożyczyli domek swoim znajomym i zapomnieli mu o tym wspomnieć więc w kuchni zastał nas widok, jakże przez nas niepożądany. 

Szybko się ulotniliśmy, a potem Black przeprowadził ostrą wymianę zdań z ojcem przez telefon. Po jakże nieprzyjemnej sytuacji zdecydowaliśmy się coś zjeść więc wybraliśmy się do burgerowni. Niestety i tam okazało się klapa. Mięso w burgerach jakie dostaliśmy było spalone i to bardzo. Black wdał się w ostrą wymianę zdań z szefem kuchni który był jakże arogancki. 

Było już po 13 więc postanowiliśmy się przejść na spacer. Minęliśmy budkę z lodami które kupiliśmy, były pyszne. Niestety było zbyt pięknie. Kiedy już zjedliśmy lody i rozmawialiśmy w najlepsze usłyszeliśmy wołania. Dziewczyna rzuciła się a niego i zaczęła się z nim całować. Najgorsze w tym wszystkim było to że on oddał pocałunek.  

W tedy nie wytrzymałam i po prostu uciekłam. To był jeden z gorszych dni od 3 lat. Już dawno nie czułam takiego bólu w sercu, miałam się nie przywiązywać, miałam nie zaufać mu do tego stopnia, było za wcześnie. Ale moje jakże głupie serce po prostu olało rozum, chciało się poczuć wyjątkowa  w te sposób i widać jak to wyszło.

Dotarłam do Milltown na autostopie. Niemiałam najmniejszej ochoty by wracać razem z nim. Wolałam już kilkudniową tułaczkę w drodze do Nowego Yorku. Było już po 15 a ja byłam już dość głodna więc postanowiłam wejść gdzieś i coś zjeść. 

Po godzinnym odpoczynku by zregenerować siły opuściłam przytulną restauracje. Nie zaszłam daleko bo usłyszałam jakieś odgłosy w jednej z uliczek. Postanowiłam to sprawdzić, gdy szłam coraz dalej w alejkę z której doszły mnie dźwięki, wybiegli z niej kilka chłopców którzy szybko mnie wyminęli śmiejąc się w niebogłosy. Nie zwracając na to większą uwagę szłam dolej i to co zobaczyłam ścisnęło mnie w sercu. 

Wszędzie było szkło a pośrodku tego wszystkiego był dość duży czarny kot, a wokół niego była mała kałuża krwi. Szybko ale ostrożnie by samej sobie nie zrobić krzywdy podbiegłam do kota, albo kotki. Miał w jednej łapce dużo szkła, na szczęście nic więcej mu nie dolegało.

-Mads? Zadzwoń do mamy.-wydałam swoje pierwsze polecenie do sztucznej inteligencji.

-Tak Ariano.-odpowiedział żeński komputerowy głos. Udało się, szeroki uśmiech wpłynął na moje usta pomimo sytuacji w której się znajduję.

Czekając aż odbierze wyciągnęłam z torebki mały zestaw pierwszej pomocy. Mama zawsze powtarzała że trzeba taki nosić choćby na wszelki wypadek...

Mama...jest moją mamą, to ona była przy mnie i mnie wspierała. Była na dobre i złe. I zawsze będzie. Uśmiechnęłam się szeroko i właśnie w tedy usłyszałam głos mamy.

-Tak kochanie?-usłyszałam lekko zniekształcony, ale wesoły głos mamy.

-Nie wiem co robić, znalazłam kota w uliczce, ma łapkę we krwi chyba utknęły mu tam kawałki szkła. -powiedziałam odgarniając szkło bym mogła swobodnie kucnąć koło kota. 

Słyszałam jak Susan nabiera głębokiego oddechu, była wrażliwa na wszelaką krzywdę ludzką i zwierzęcą. Gdy płakałam ona płakała ze mną.

-Postaraj się unieruchomić mu łapę, a w podręcznej apteczce co ci włożyłam do torebki wyjmij rękawiczki i nałóż na dłonie. Powinnaś mieć też pęsetę, wyjmij szkła w linii prostej.- pokierowała mnie.

-Kiedy to zrobisz, zrób opaskę uciskową i zabandażuj mu łapę. Bandaże też powinnaś tam znaleźć. Gdzie jesteś?- w tle słyszałam różne dźwięki od przestawiania do krótkich trzasków.

Teraz to ja wzięłam głęboki oddech. Wiedziała że idę na randkę, nie wiedziała tylko że poza miasto.

-W Milltown, wyprzedzając twoje kolejne pytanie pojechaliśmy do New Jersey, ale później ci opowiem teraz muszę zając się kotem.

Powiedziałam zakładając rękawiczki, a uważne oczy kota parzyły na mnie nieufnie.

-Postaram się być jak najszybciej, wyślij mi dokładną lokalizację.-po tych słowach rozłączyła się.

-Mads wyślij mamie moją lokalizację.

-Już się robi Ari.- jak powiedziała tak zrobiła, a ja postanowiłam zając się kotem.

Spojrzałam w piękne zielone oczy. Można powiedzieć że były wręcz szmaragdowe. Nachyliłam się lekko w jego stronę i powiedziałam.

-Nie bój się, chce ci tylko pomóc. Ty postaraj się nie ruszać, a ja wyjmę ci to szkło zgoda? Coś za coś. 

W jego oczach widziałam jakiś błysk, tylko nie wiem jaki. Po kilku sekundach kot głośno miauknął co uznałam za zgodę. Wzięłam w ręce pęsetę która tak jak mówiła była w apteczce. Bandaże odłożyłam na bok tak samo płyn odkażający. Lewą ręką trzymałam jego łapkę, a prawą wyciągałam szkło. Po kilku minutach pozbyłam się całego szkła z łapki kota. Odkaziłam kończynę przy której ciągle syczał i szczelnie owinęłam bandażem jego łapkę. Po tym wyrzuciłam gaziki i rękawiczki które nie nadawały się już do kolejnego użycia i odkaziłam szczypce. Po wszystkim spakowałam wszystko do apteczki, a potem do torebki i usiadłam obok kota. 

Wzięłam zielonookiego na kolana i pogłaskałam delikatnie po główce, przy tej czynności zamruczał. Zachichotałam na to, ten kot był przeuroczy. Może go zatrzymam.

{jakaś godzina później)

Siedziałam już w czerwonej Hondzie razem z Susan. Opowiedziałam jej o mojej nieudanej randce i o tym jak się z tym czuje. Jeszcze nigdy nie byłam tak bogata w słowach. Mama niebyła na mnie zła, była jedynie smuta że nie powiedziałam jej o tym oraz trochę zła na tego chłopaka. Postanowiłam że zapytam ją czy mogę zatrzymać zwierzaka.

-Susan?-przekręciłam głowę w jej stronę. Spojrzała na mnie przelotnie ale szybko wróciła do patrzenia na drogę.

-Tak kochanie?-zawsze tak do mnie mówiła.

-Czy mogę go zatrzymać? Proszęęę...-powiedziałam patrząc na nią błagalnie i nieprzerwanie głaszcząc kocura. Na kilka sekund patrzyła na mnie i znów wróciła do patrzenie na drogę, po czym westchnęła.

-Nie wiem Ariana, to duży obowiązek, pozatym ty chodzisz do szkoły, a my z Charlesem do pracy. Wiesz że uwielbiam zwierzęta, ale...-nie dokończyła bo weszłam jej w zdanie.

-Obiecuje że będę się nim dobrze opiekować! Stać nas na to, mamy ogródek, pozatym miał by opiekę na miejscu, jesteś najlepszym weterynarzem na świecie!

Znów krótko na mnie popatrzyła i uśmiechnęła się widząc jak patrzą na nią dwie pary oczu.  Niemiała serca powiedzieć nie. 

-Zgadzam się.

Pisnęła ucieszona. Będę miała towarzysza. Nowy członek rodziny.

-Dziękuje mamo. 

Na początku jej twarz była pełna niedowierzania, po chwili jednak w oczach pani McKenzie można by zobaczyć łzy wzruszenia, była szczęśliwa. Dostała nowe imię, jej marzenie się spełniło. 

Mama

1065 słów

Znaleziona po czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz