𝑅𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑎𝑙 4 𝐵𝑦𝑐 𝑘𝑖𝑚𝑠́

448 15 1
                                    

𝟙𝟡𝟜𝟛, 𝟙𝟝.𝟘𝟙
𝔾𝕠𝕕𝕫𝕚𝕟𝕒 𝟙𝟘.𝟛𝟘

Z tego co wiem to Tadeusz pogadał z jakimś Orszą, którego kompletnie nie znam, na temat mego dojścia do Szarych Szeregów.

W dniu dzisiejszym miałam się stawić u tego mężczyzny i dowiedzieć czy się tam dostanę.

W podskokach pobiegłam do Bytnara, pytając się czy możemy już iść.

- Lilu... To dopiero o trzynastej.
- Niech to szlak. - Mruknęłam. - Zanudzę się na śmierć.
- Właściwie to nie. - Uśmiechnął się promiennie. - Zabieram cię na lody!
- Co?! - Krzyknęłam uradowana. - Dziękuję!
- Nie ma za co, chodźmy.

Udaliśmy się w stronę wyjścia z mieszkania, gdzie po drodze chwyciłam mą torebkę z dokumentami i pieniędzmi, a następnie opuściliśmy lokum.

Chłopak podał mi ramię, które z entuzjazmem przyjęłam. Podczas drogi rozglądałam się na lewo i prawo, patrząc na marnych przechodniów, a dlaczego marnych? Gdyż mało kto teraz ma wymalowany uśmiech na twarzy, większość osób chodzi z widocznym na duży obszar smutkiem.

Kiedy dotarliśmy do parku, podeszliśmy do budki, w której znajdowała się starsza Pani.

- Dzień dobry! - Wrzasnął Prymus.
- Dzień dobry dzieci. - Uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Poproszę dwa lody, jeden waniliowy, a drugi... - Spojrzał na mnie.
- Też waniliowy. - Odparłam radośnie i już chwilkę potem w dłoni miałam wafelek z gałką.
- Dziękuję. - Pocałowałam chłopaka w policzek.
- Nie ma za co. - Zarumienił się. - Przejdziemy się jeszcze? - Spytał.
- Jasne, że tak!

Przechadzaliśmy się dróżkami obserwując tutejszy widok, było naprawdę pięknie. Lekkie płatki śniegu opadały na włosy, przyozdabiając je, słoneczko pobłyskiwało, a mały strumyczek nieopodal wydawał piękny melodyjny dźwięk.

Żyć nie umierać.

Gawędziliśmy o wielu tematach, coraz lepiej się poznawaliśmy, tym samym byliśmy coraz bliżej siebie. Bez problemu mogłam powiedzieć, że Janek to mój najlepszy przyjaciel...

Tadeusz i Alek też są dla mnie bardzo ważni, ale Rudy to co innego... Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale chyba wiecie o co mi chodzi.

Nawet nie obejrzeliśmy się kiedy minęło półtorej godziny i musieliśmy się zbierać do domu.

𝕎 𝕕𝕠𝕞𝕦...

Byliśmy już w mieszkaniu, musiałam się przebrać w coś więc, założyłam nowo kupioną sukienkę w odcieniu błękitu. Włosy natomiast uczesałam w dobierane warkocze. Zadowolona poszłam do salonu w oczekiwaniu na Bytnara.

Niedługo później zjawił się wyczekiwany przeze mnie chłopak we własnej osobie. Poszliśmy w stronę wyjścia z mieszkania.


***

Szliśmy Warszawskimi ulicami, byłam zmęczona ciągłym chodem, ale cóż. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do środka gdzie zastałam mężczyznę.

- Dzień dobry, Stanisław Broniewski, Orsza.
- Dzień dobry! Liliana Szczęsna. - Odpowiedziałam z entuzjazmem.
- A więc to ty chcesz być w organizacji, tak?
- Owszem, to ja. - Uśmiechnęłam się.
- A jest jakiś powód?
- No tak... Mój Tata działał w wojsku, zawsze był dla mnie bardzo ważny, to on opowiadał mi Historię Polski... Obiecałam mu kiedyś, że jeśli nastanie wojna to będę walczyć. Również uważam, iż trzeba działać! Nie możemy tak bezczynnie siedzieć i patrzeć co te Szwaby robią z naszym krajem...
- Dobrze, podaj wymiary na mundurek i jutro o dwunastej przysięga, Rudy cię zaprowadzi tam gdzie się odbędzie, zrozumiano? - Spytał.
- Tak. - Odparliśmy wspólnie z Jankiem, a następnie podałam mu wymiary.
- A mogłabym prosić spodnie? Trochę niekomfortowo będzie mi biegać w spódnicy... - Powiedziałam zawstydzona, gdyż kto to widział? Panienka nosząca spodnie? Oczywiście nie wszyscy tak myślą, lecz spora część ludzi, meh meh.
- Jasne, nie ma problemu, a masz już jakiś pseudonim wybrany?
- Owszem, Lilka.
- Dobrze, Czuwaj. - Odpowiedzieliśmy mu tym samym i wyszliśmy.

- Janek?
- Tak?
- Myślisz, że się dostałam?
- Przecież masz jutro przysięgę! - Zaśmiał się.
- A no tak. - Zawtórowałam czynność.
- Wpadniemy do Zośki? - Spytał.
- Z chęcią!

Udaliśmy się w stronę kamienicy Tadeusza, byłam bardzo szczęśliwa. Pomimo, iż są nowo poznanymi osobami, cieszę się, że znalazłam z nimi wspólny język. Szczerze to bez problemu mogę stwierdzić, że są dla mnie najważniejszymi w życiu osobami.

Zanim się obejrzałam, znajdowaliśmy się pod budynkiem, który zamieszkuje Kotwicki. Jak najszybciej pokonaliśmy schody, na których prawie się przewróciłam. Zapukaliśmy energicznie, co mogło przestraszyć chłopaka, a raczej chłopaków, gdyż kiedy weszliśmy zastaliśmy Dawidowskiego i Zawadzkiego.

- Serwus! - Wrzasnęliśmy.
- Serwus! - Odpowiedzieli.
- Dostałam się!
- Wspaniale! - Krzyknął uradowany Maciek.
- Gratuluję. - Uśmiechnął się Tadek.
- Dziękuję panowie, jutro mam przysięgę!
- Fantastycznie! Stresujesz się? - Spytał Glizda.
- No oczywiście, kto by się nie stresował?
- Ja się nie bałem. - Wypiął dumnie pierś Rudzielec.
- Mam ci przypomnieć jak cały czas chodziłeś od jednego końca pokoju do drugiego, powtarzając non stop, że umrzesz ze stresu? - Wtrącił Tadeusz.
- Dobra cicho. - Mruknął wkurzony.
- Obraził się chłopaczyna. - Dodałam i wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem.
- Herbaty? - Zaproponował Tadeusz.
- Poproszę. - Odparłam z Rudym w tym samym czasie.

Gawędziliśmy z chłopakami chwilkę, dopóki Prymus nie przypomniał sobie, że mamy wracać na obiad do domu.

Opuściliśmy mieszkanie i jak najszybciej pognaliśmy do naszego lokum. Idąc szybkim chodem rozmawialiśmy wesoło w sumie tak jak zawsze.

Gdy dotarliśmy do celu wparowaliśmy do środka jak jakieś wyścigowe psy i poszliśmy do kuchni, aby zobaczyć na jakim etapie jest posiłek.

_____________________________________

Serwus! Jak mija wam narazie nowy rok 2022?☺︎︎☺︎︎☺︎︎

Słowa : 777

To nie to samo | Kamienie na szaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz