Rozdział 4

87 6 0
                                    


Cała czwórka nie mogła uwierzyć w to co się przed chwilą dowiedzieli. Typek który ich śledził by rzekomo bratem Aurory i Castiela. Czy mu wierzyli? Nie, więc co mieli zrobić w tej sytuacji? Wypuścić go? To nie wchodziło w grę no i na pewno go nie zabiją w końcu to tylko człowiek ale nie wiedzieli co może zrobić więc postanowili go u siebie zostawić aby nikomu nie zrobił krzywdy.

—Czekajcie — zaczął Sam — Wy na prawdę znaleźliście sposób na odzyskanie Casa? — zapytał z niedowierzaniem.

–Tak — odpowiedział Jack — znalazłem w Anielskiej bibliotece tą księgę – położył ją przed Samem i Aurorą — Jest w niej napisane, że można otworzyć portal do Pustki.

—Wszystko pięknie, fajnie ale gdzie jest chaczyk? — zapytała Aurora.

—Jeśli uda nam się go otworzyć mamy tylko godzinę na wydostanie z tamtą Casa.

—Kurwa — szepną Dean.

—To się nie uda — zaczęła Autora — Przecież sam mówiłeś, że ta cała Pustka jest w chuj ogromna. Jak niby mamy go z tamtą wyciągnąć jak samo szukanie go zajmie nam godzinę albo i więcej.

—Musi się nam to udać – odparł Dean.

—Czy ty się słyszysz? — spytał Sam — Nie damy rady.

—Damy. Uratujemy go. — powiedział pewny siebie Dean.

—Dean... — zaczęła Aurora.

—Żaden Dean, jasne! — krzyknął — Znajdziemy go i sprowadzimy do domu... Nie obchodzi mnie co myślicie... Ja się nie poddam.

Aurora i Sam spojrzeli na siebie wymieniając się spojrzeniami. Cieszyli się że Deanowi wrócił ducha walki lecz obawiali się że jeśli nie uda im się uratować Casa to wtedy Dean całkowicie się załamie. A jedyna rzeczą jaką nie chciałby zobaczyć to ponownie załamany brat. A Dean jak się na coś uprze to niema przebacz a w szczególności jeśli chodzi o jego bliskich.

—To co robimy? — zapytał Sam.

—W książce jest napisane, że wystarczy krew rodziny tego którego chcemy odzyskać... — zaczął Jack.

—Czyli Aurory — przerwał mu Dean.

—Oraz zioła, które mamy.

—Coś jeszcze? — spytał Dean.

—Ymm nie. — spojrzał na stronę.

—Dobrze w takim razie zacznijmy. — powiedział wstając z krzesła.

—Zaraz a co tym typkiem? — zapytała dziewczyna

—Ktoś będzie musiał go pilnować — stwierdził Dean spoglądając na Sama.

—Ja?

—No a któż by inny? — odpowiedział z pogardą.

—Dobra Dean widzę, że masz do mnie najwyraźniej jakiś problem. — wstał z krzesła nie spuszczając wzroku z brata.

—Oh, na prawdę?

—O co ci chodzi? Staram się cały czas wyciągnąć cię z tego dołka ale nie bo najlepiej mieć gdzieś pomoc którą cały czas ci oferuje. — powiedział wkurzony.

—Wyciągając mnie na polowanie, serio?! — machnął wkurzony ręką.

—Tak bo ty zawsze tak robić kiedy masz doła albo w najlepsze upijasz się w trzy dupy i jest zajebiście bo Sam wszystko zrobi, posprząta, ugotuję no i poda pod nos jaśnie Paniczowi bo sam nie potrafi wstać, ogarnąć się i zrobić wszystko samemu. — wrzasnął na niego.

—Pan idealny się znalazł – prychnął pod nosem — A czy ty nie pomyślałeś chociaż prze chwilę jak ja się czuję!? — krzyknął.

—Wiem jak się czujesz! Wiem jakie to jest uczucie stracić przyjaciela!

—Nie, nie wiesz. Bo to nie ty byłeś przy Casie kiedy... — poczuł jak zły napływają mu do oczu — Kiedy odchodził a ty nie potrafiłeś go uratować, powiedzieć coś zrobić kurwa co kolwiek. Bo kurwa wyznał ci jebaną miłość – wrzasnął Dean cały w łzach.

Wyznanie Deana wszystkich zamurowało. Nie spodziewali się takiego obrotu akcji. Aurora będąc siostrą Castiela spodziewała się że kiedyś to nastąpi wiedziała że jej brat kiedyś wyzna miłość Deanowi. Sama doskonale wiedziała  że jej brat jest gejem. Ale jednak nie potrafiła sobie wyobrazić tego że oboje by mieli być razem w końcu Dean woli kobiety a nie mężczyzn. Ale kiedy usłyszała wyznanie chłopaka zdała sobie sprawę że jest cień szansy na to aby byli razem i na to aby byli obaj szczęśliwi. Na tą myśl dziewczyna uśmiechnęła się chciała aby jej brat był szczęśliwy z osobą którą kocha nawet jeśli miałaby to być Dean.

—Sam — zaczęła dziewczyna spoglądając na bruneta — Zajmij się naszym gościem a ja, Jack i Dean sprowadzimy Casa z powrotem. 





Można by rzec że w Pustce nie ma niczego, lecz Ciemność może zmieniać swój kształt na inną postać lub kazać Pustce zmienić swój wygląd lub stworzyć pomieszczenie. W takim pomieszczeniu był Castiel którego ręce zostały przywiązany do sufitu oraz Crowley, który był przywiązany do krzesła obok niego. Brunet przez nieliczne obrażenia na swoim ciele był słaby nie wiedział jak długo tam jest nie wiedział czy kiedykolwiek zobaczyć swoją siostrę, Sama czy Deana. A mężczyzna obok niego? Nie wiedział czemu Crowley nie śpi ale cieszył się że może z kimś porozmawiać bo odczuwał wrażenie że przez długie lata nie rozmawiam z nikim.

W Pustce czas miał inaczej albo w ogóle nie miało nie wiedział jak to jest po mimo tego, że już raz do tego miejsca trafił. Crowley siedzący obok niego też nie wyglądał za dobrze. On też na swoim ciele miał nie liczne obrażenia które wyrządziła Ciemność, która nie była zachwycona że obaj nie śpią. Obaj nie wiedzieli czy Ciemność robimy im krzywdę tylko dlatego że mu się nudzi czy po prostu dlatego że ma już ich dość.

Ale pewnego razu zanim dołączył do niego Crowley usłyszał rozmowę Ciemności z jakąś postacią. Skądś kojarzył ten głos ale nie wiedział skąd. Wydawał mu się znajomy. Przez pisk w uszach słyszał tylko pojedyncze słowa nie wiedział o czym rozmawiają ale wiedział że to ma coś wspólnego z nim oraz jego przyjaciółmi.

—Jak miło, że wierzysz w swoich przyjaciół ale spójsz gdzie jesteśmy — zaczął dramatyzować Crowley. — Oni nigdy nas tu nie znajdą. — wrzasnął.

—Znajdą nas — zapewnił go wyczerpany Castiel.

—Jesteś głupi wierząc w takie rzeczy — prychnął demon krzywiąc się z bólu.

—A ty chociaż raz uwierz w nich i ich możliwości.

—Tak bo jedynie co potrafią to pakowanie się w kłopoty. — oznajmił poirytowany.

Wywrócił oczami brunet.





Nastąpił czas w którym Dean, Jack i Aurora zaczęli wszystko przygotowywać na portal. Dean z zaangażowaniem zaczął szukać wszystkich potrzebnych im rzeczy kiedy Aurora z Jackiem studiowali książkę. Jak wcześniej mówili do rytuału potrzebne było tylko krew osoby która jest powiązana z osobą którą szukają oraz ziół po które Dean poszedł. Międzyczasie kiedy cała trójka wszystko ogarniała Sam pilnował Mycrofta.

Blondyn próbował negocjować z brunetem lecz marnie mu to wychodziło więc postanowił samemu się wydostać tak aby brunet tego nie zauważył. Kiedy Dam nie zwraca na niego uwagę i zagłębiam się w lekturze wyciągnął nóż i zaczął po cichu ciąć liny. Kiedy liny powoli już opadały z jego ramion Sam to zauważył i szybko do niego podszedł.

—Ej co ty kombin... — Nie dokończył ponieważ blondyn kopnął go w czułem miejsce przez co zwiną się z bólu.

Mycroft szybko wstał i wyszeptał do ucha Sama słowa po łacinie które okazały się być zaklęciem usypiającym. Sam padł nieprzytomny na ziemię.

W tym momencie blondyn miał czas na ucieczkę lecz tego nie zrobił tylko od razu udał się do miejsca gdzie mieli otworzyć portal. Musiał ich powstrzymać za wszelką cenę aby tego nie zrobili. Gdyby pozwolił im na uratowanie Castiela jego plan by się nie udał.

Tymczasem nieświadomi Jack, Aurora i Dean próbowali otworzyć portal. Nie wiedzą że zaraz ktoś im pokrzyżuje te plany.

Supernatural Destiel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz