Miłego czytania!!
______________________
Cisza odbijała się od ścian białego korytarza, oświetlonego przez lekko żółtawe światło żyrandoli.
Plastikowe krzesełko boleśnie wbijało mi się w plecy, kiedy od ponad dwóch dni nie opuściłam go więcej niż na pięć minut. Skórki paznokci były zaczerwienione od ciągłego obgryzania, wargi spierzchnięte, a policzki obolałe od ciągłego przygryzania.
Na korytarzu co chwilę krzątał się lekarz w białym fartuchu, założonym na szyi stetoskopem i trzymaną w dłoni teczką. Pielęgniarki przechodziły od sali do sali z małym wózkiem, w którym roiło się od substancji chemicznych.
Rodziny odwiedzały swoich bliskich, którzy właśnie leżą na sali. Może w ciężkim stanie, może jednak w tym lepszym. A ja patrzyłam pusto w ścianę, chcąc być pewna jakiejkolwiek myśli, która pojawiała się w mojej głowie. Obserwowałam jak inni stoją ramię w ramię, z głową przy głowie naprzeciw wielkiej szpitalnej szyby, która pozwala widzieć pacjenta. Jak rozmawiali i wzajemnie owijali ramiona wokół ciał.
Szpital był istnym piekłem, tylko, że z białą barwą.
- Czas odwiedzin kończy się za dwadzieścia minut. Powinna iść pani się wyspać. - Podniosłam pusty wzrok ze ściany i przeniosłam go na niską, zaokrągloną kobietę.
Jej fartuszek pielęgniarki był w różowo-czerwone kwiaty, a dłonie okrywały niebieskie medyczne rękawiczki. Okulary spadały z nosa, a na ustach błąkał się pełen współczucia uśmiech.
Życie jest czymś co człowiek ma raz. Pojawiliśmy się na nim by doświadczyć wszystkiego co złe, i wszystkiego co dobre. Uczymy się by być istotami z uczuciami, które w pewnym momencie naszej historii pojawią się mocniej, lub słabiej. Współczucie innych nie było nawet uwolnieniem mojej zbolałej duszy od całego syfu, który z każdą kolejną zamkniętą powieką był coraz boleśniejszy.
- Dziękuję, ale nic mi nie jest - odchrząknęłam słabym głosem. Mimo, że nie odzywałam się dobre dwa dni moje gardło czuło się zdarte. Zdarte od wewnętrznego kaleczenia krzykiem, który musiał wydobyć się ze mnie czym prędzej.
- Kochaniutka, siedzisz tutaj od dwóch dni. - Zajęła miejsce obok mnie. - Wróć do do domu. Wszystko z nim będzie dobrze.
Przymknęłam powieki jakby to miało pobudzić mój mózg do ponownego działania. Czułam się bezsilna, jak słaba nastolatka.
- Nie mam domu - oznajmiłam. - Nie mieszkam w Los Angeles.
Bo właśnie tutaj, w tym mieście znajdowałam się od ponad czterdziestu ośmiu godzin. Nie mam pieniędzy, ubrań, a nawet kogoś w kim mogę mieć oparcie. Zostawiłam wszystko w górach, kiedy kobieta poinformowała mnie o stanie zdrowia Dylana. Telefon trzymał się na piętnastu procentach, a z każdą kolejną minutą i wydanym dźwiękiem połączenie, ubywało jej coraz więcej.
Zmęczonym wzrokiem odnalazłam zielone oczy pielęgniarki. Zacisnęła usta w wąską linię.
- Przyszykuję ci rozkładany fotel w sali. - Klepnęła mnie pocieszająco w udo. - Niestety tylko tyle jestem w stanie pomóc.
Patrzyłam na plecy kobiety, która z każdą chwilą oddalała się ode mnie coraz bardziej. Głowa pulsowała z tyłu głowy, a oczy piekły od niedobory snu. Wszystko było na tyle skomplikowane, że nie umiałam tego zrozumieć. Przecież wszystko było dobrze. Co takiego Dylan robił w tym cholernym Los Angeles?
Komórka rozdzwoniła się ponownie, a ja pierwszy raz od kilku godzin byłam w stanie usłyszeć ją wyraźnie. Nie przez mgłę, i nie przez echo w głowie. Wyciągnęłam sprzęt z kieszeni bluzy i spojrzałam na wyświetlacz. Tom dobijał się do mnie od momentu, w którym rozstaliśmy się na lotnisku po kupieniu najszybszego lotu do Los Angeles.
CZYTASZ
𝐈 𝐁𝐄𝐋𝐈𝐄𝐕𝐄 𝐘𝐎𝐔 || 𝐓𝐎𝐌 𝐇𝐎𝐋𝐋𝐀𝐍𝐃
FanfictionWOLNO PISANE/ZAWIESZONE 𝑫𝒓𝒖𝒈𝒂 𝒄𝒛𝒆̨𝒔́𝒄́ 𝒅𝒚𝒍𝒐𝒈𝒊𝒊 ❞𝒇𝒐𝒓𝒈𝒊𝒗𝒆𝒏𝒆𝒔𝒔❞ "Przepraszam dawną miłość, że nową uważam za pierwszą." - W. Szymborska Tragiczne skutki uratowania miłości doprowadziły Sky Smith do ciężkich decyzji w swoim...