Delikatny tupot jej krwistoczerwonych szpilek nawet nie zdążył odbić się echem od najbliższych ścian - pożerał go gwar Oxford Street, która zdawała się ciągnąć dalej niż zurbanizowany horyzont. Kilka par rozbieganych oczu wyłapało zgrabne nogi w szkarłatnych obcasach, odprowadzając je aż do skrzyżowania ulic, gdzie zmyślnie zniknęły, a kilku przechodniów wypuściło z siebie rozżalone i rozczarowane westchnienia tęsknoty. Zadziwiające, jak śliczna powłoka okalająca człowieka potrafiła działać. Mogła skrywać najgłupsze lub najobrzydliwsze wnętrze, ale okalane wstążką z diamentów, nie wydawało się przecież takie straszne, prawda?
Brązowowłosa właścicielka tych zniewalająco pięknych kończyn zatrzymała się przed przeszklonymi drzwiami i zadarła głowę do góry, analizując popsuty neon "Smith's BAR Restaurant". Niespokojnie migał co kilka sekund, a trzecia litera w pierwszym wyrazie na dobre przestała działać. Prychnęła pod nosem i odrzuciła na plecy swoje grube, długo układane loki, po czym pchnęła energicznie drzwi. Prostokątne pomieszczenie średniej wielkości rozbrzmiało irytującym, krótkim dzwonieniem. W powietrzu unosił się, o dziwo, subtelny zapach lekko przypalonego oleju i naleśników, co wywołało lekki grymas na jej twarzy. Pośpiesznie omiotła otoczenie w poszukiwaniu wolnego stolika i zajęła ten pod lewą ścianą, na której wisiała czarnobiała fotografia przedstawiająca uśmiechającą się Elizabeth Taylor. Gdy fragment jej przedramienia nieumyślnie otwarł się o stolik, pisnęła cicho z obrzydzeniem. Przemknęło jej przez myśl, że nie jest to idealne miejsce na spotkanie - jest wręcz odpychające.
Spojrzała na delikatny, srebrny zegarek zdobiący jej wąski nadgarstek. Wpół do piątej, była punktualnie. Chcąc czymś się zająć, zezowała na pozostałych klientów baru, zastanawiając się kto z nich jest stałym bywalcem. Postawiłaby miesięczną wypłatę na łysiejącego mężczyznę w podeszłym wieku, czytającego właśnie najnowsze wydanie jakiegoś sportowego czasopisma. Flanelowa koszula, jasny bezrękawnik, pobrudzona czapka z daszkiem położona obok talerza z niedokończonymi kiełbaskami oprószonymi fasolką z puszki, malutkie druciane okularki oraz bujny wąs, który niebywale rekompensował ilość włosów na jego głowie. Oprócz niego w pomieszczeniu siedziała jeszcze trójka nastolatków, zajadająca się frytkami i popijająca je mrożoną herbatą, a także dwójka mężczyzn w średnim wieku - jeden w garniturze, spożywający zapewne pospieszny obiad po pracy, drugi, dość pospolity, popijający piwo przy ladzie i oglądający bezgłośny mecz na małym telewizorze na półce pod sufitem.
Rozmyślanie przerwał jej, już wcześniej słyszany, dzwoneczek, a do środka wpadł lekko odczuwalny podmuch wiatru. Do zajmowanego przez nią stolika podszedł wysoki, rudowłosy mężczyzna. Uśmiechał się szeroko, chowając za plecami mały bukiecik fioletowych kwiatów. Dziewczyna mimowolnie odwzajemniła gest, szczerząc sztucznie zęby, chcąc ukryć swoje rozczarowanie wyglądem lokalu, w którym się znaleźli.
- Jak dobrze cię znów widzieć - zamruczał, gdy zamachał jej bukiecikiem przed nosem. - Kelner! - zawołał trochę za głośno.
Dziewczyna mruknęła pod nosem podziękowania, krępując się zachowaniem mężczyzny. Byli na drugiej randce, a on zachowywał się tysiąc razy bardziej żałośnie niż na pierwszej. Spacerowali wówczas po Hyde Parku i przegryzali rozmowę mieszanką orzechów kupioną na wejściu. Wydawało się jej to niezwykle urocze, więc ucieszyła się, widząc wiadomość tekstową z pytaniem o kolejne wyjście. Nerwowo przygładziła kwiecistą sukienkę, gdy zajmował miejsce naprzeciwko niej, widocznie ciągle obsesyjnie wpatrując się w jej migdałowe oczy.
- Na co masz ochotę? Umieram z głodu, zjadłbym konia z kopytami - zagadnął, przebierając paliczkami obydwóch dłoni. Krzyżował je, rozprostowywał, rozszerzał... W sekundzie uznała to za irytujący nawyk.
- Właściwie zjadłam spory lunch także może tylko coś przekąszę i... - zaczęła, sięgając po leżącą przy ścianie kartę. Męska ręka szybko wystrzeliła w tę samą stronę, muskając jej drobną dłoń. Wyszczerzył się jeszcze bardziej, a gdy puścił jej płynnie oczko, miała wrażenie, że już nic jednak nie przełknie.
- Kelner! - zahuczał ponownie.
Dziewczyna przysięgłaby, że obserwowany wcześniej mężczyzna w garniturze przewrócił oczami i rzucił na ladę drobne, by po chwili zniknąć za przeszklonymi drzwiami. Dzwoneczki pożegnały go smętnie, jakby życząc znośnego dnia. Sekundę później usłyszała ciche szuranie, przez które mimowolnie odwróciła głowę. Wahadłowe drzwi prowadzące zapewne do kuchni kołatały się, a w ich stronę, niezbyt szybkim krokiem, sunęła młoda dziewczyna z grymasem na twarzy. Nie była pomalowana, to dało się od razu zauważyć, choć duże worki pod oczami błagały o odrobinę korektora. Zmęczone, wyblakłe oczy łaknęły odrobiny odpoczynku. Blada cera w połączeniu z suchymi włosami związanymi w niechlujny warkocz tworzyła obraz istnego nieszczęścia. Miała na sobie obcisłą koszulkę z logo knajpy, najpospolitsze jeansy, a na biodrach powiewał nisko zawiązany fartuch w kolorze czerwieni. Nie takiej ładnej, krwistej jak na szpilkach brązowowłosej - raczej mocno spranej. Grymas na twarzy dziewczyny utrzymywał się do momentu zatrzymania się przy ich stoliku. Zrzuciła ciężar ciała na lewe biodro i zmusiła się do sztucznego uśmiechu, który wypadał dość szyderczo w całej okazałości.
- Witamy w Smith's, co będzie dla was?
- Może tę sałatkę, ale bez...
- Dla mnie bulion z makaronem, pulpety z ziemniakami i zielonym groszkiem, a do tego kufel piwa - przerwał rudowłosy, wachlując się zalaminowaną kartą dań. Kelnerka zapisała wszystko w notesie, marszcząc przy tym kpiąco brwi, zapewne znając stan świeżości owych pulpetów. Wycelowała długopisem w siedzącą dziewczynę, pospieszając ją okrężnymi ruchami.
- Może... Sałatkę z tuńczykiem... Bez tuńczyka... - usłyszała ciche prychnięcie kelnerki, więc szybko zerknęła znad karty na swoją randkę, która jakby ucieszyła się z rezygnacji z owoców morza. Zjeżyła się i szybko dodała: - Jednak z. Przejęzyczenie, chodziło mi o kukurydzę.
- Zapisane. Coś do picia?
Brązowowłosa ledwo zdążyła poprosić o filiżankę herbaty, a z zaplecza dobiegł niewyraźny warkot. Obróciła szybko głowę, chcąc wyłapać źródło hałasu, a właśnie w tej chwili znad wahadłowych drzwi wychyliła się okrągła, pulchna głowa z ogromnymi, czarnymi brwiami. Mężczyzna o śniadej cerze, wielkim nosie i niebywale w średnim wieku.
- Zamówienie do wydania, nie bimbaj sobie! - krzyknął do kelnerki, łypiąc na nią nieprzychylnie. Zamawiająca kobieta rozszerzyła oczy, nie mogąc uwierzyć w brak profesjonalizmu w tym miejscu. Natomiast zmęczona dziewczyna bez zastanowienia pokazała leniwie środkowy palec w kierunku zaplecza, wciąż wpatrując się w brązowowłosą ślicznotkę i oczekując jej odpowiedzi na zadane pytanie. Mężczyzna, najpewniej kucharz, poczerwieniał na twarzy i sapnął kilkukrotnie coś w obcym języku pod nosem nim dodał: - Granger, bo dopilnuje, żeby cię wypieprzyli z tej roboty! Kuchnia, już!
Potężna głowa zniknęła, a brązowowłosej wydawało się, że widzi parę unosząca się za poczerwieniałą łysiną. Zamrugała kilkukrotnie i zerknęła na rozluźnioną kelnerkę, która zdawała się nie przejmować kuriozalnym incydentem. Stała w tej samej pozycji, jej oczy były tak samo nieobecne, a twarz smagało zmęczenie. Caroline, bo tak nazywała się drobna piękność, odczuła ukłucie żalu i nawet zaczęła współczuć obecnej tu dziewczynie. Może miała na utrzymaniu rodzinę i zaharowywała się na śmierć, aby zapłacić za czynsz w jakiejś obskurnej dzielnicy w jednopokojowym mieszkaniu, zmagając się przy tym ze swoim mężem alkoholikiem i niepełnosprawnym dzieckiem, które...
- Przyniosę ci wodę, dobra? Wspaniale - mruknęła kelnerka i odeszła od stolika, nie czekając na choćby jedno słowo od któregokolwiek z nich. W drodze powrotnej zgarnęła drobne od garniaka do kieszeni fartucha, a starszego mężczyznę poklepała przyjaźnie po łysince.
- Serio dziwna dziewczyna - wymamrotała pod nosem Caroline. Lecz tak naprawdę wolałaby, aby ta dziwaczna dziewczyna oceniała ją i uśmiechała się kpiąco przez kolejne kilka godzin. Teraz została sam na sam ze swoją nieudaną randką, od której już zaczęła ją boleć głowa, a na myśl o zamówionej sałatce z tuńczykiem dostała jeszcze większych mdłości. Nic tylko się pochorować z tej "miłości".
CZYTASZ
Dystopia || dramione
FanfictionPomimo zakończonej wojny świat czarodziejów doświadcza przewrotów - tych złych lub jeszcze gorszych, stawiając na głowie obrane podczas rewolucji cnoty, cele i poglądy. Gdzieś w tym ułudnym świecie, choć w kompletnie różnych fragmentach miasta, dwoj...