III. Bezsilność

35 5 2
                                    

       Zawirowało jej w głowie, a w uszach nieustannie słyszała irytujący pisk, doprowadzający ją do jeszcze większego obłędu. Jakby informacja, którą usłyszała, nie była wystarczająca. Podniosła wzrok ze swoich stóp odzianych w wysłużone kapcie, wokół których leżały odłamki szkła, a w materiał wsiąkał niedopity alkohol, zostawiając na nim nieregularne, ciemne plamy. Przy stole zamiast jednego blondyna, siedziało aktualnie trzech, a pomiędzy nimi skakały radośnie czarne mroczki. Oparła się o blat, boleśnie wbijając w pośladki jego kant. Miała ochotę przetrzeć czoło dłonią, jednak nie miała na to nawet siły. 

     - Granger, będę z tobą szczery, wyglądasz żałośnie - zadudniło jej w uszach. Zamrugała kilkukrotnie, chcąc wyostrzyć obraz i widzieć wyraz twarzy mężczyzny. 

     - I tak samo się czuje, dupku - wymamrotała, a w jej głosie dało się wyłapać nutkę złośliwości. Organizm zaczął się powoli uspokajać. Przymknęła na moment powieki i potarła dłonią twarz. Nic nie poradzisz, Hermiono, umarłaś i tak z chwilą odejścia z magicznego świata. Teraz ktoś tylko skróci twoją marną egzystencję, oszczędzając lat nędzy i rozpaczy wśród mugoli rozbrzmiewał głosik w jej głowie. Westchnęła i otworzyła oczy, a wzrok praktycznie wrócił do normy. Mogła podziwiać znudzoną minę swojego dawnego wroga. Wciąż opierał na kolanie szklankę z whisky, której nie skosztował. Palce drugiej dłoni oplatały smukłą różdżkę. - Nie sądziłam, że zginę w tak żałosny sposób. W paskudnej kuchni, w tłustych włosach i to z rąk takiego zidiociałego narcyza jak ty. Rób co musisz. - dodała, machając od niechcenia ręką. 

      Miała już wszystko gdzieś. Najwyraźniej los tak chciał. Wcale nie będzie tęsknić za tym wstrętnym, starym mieszkaniem, za nijaką knajpą, przez którą włosy śmierdziały jej olejem, za zboczonymi uwagami w jej stronę, gdy obsługiwała ludzi w Universe... Ale poczuła delikatne ukłucie żalu, gdy pomyślała o ludziach, których spotkała przez te kilka lat. Pan Wanke, wszyscy jej współlokatorzy, te wiecznie uśmiechnięte kelnerki w klubie, nawet Gunnar... Ciche charczenie wyrwało ją z rozmyślań, aby przerodzić się w śmiech, który powoli wypełnił całą kuchnię. Rzuciła Malfoyowi gromiące spojrzenie - nie potrafił nawet poszanować jej w ostatnich chwilach jej życia! 

      - Cudowna przemowa, mogłem zapisać, żeby mogli ci to na nagrobku wygrawerować - zachrypiał i aż z całej kuriozalności tej sytuacji, przyłożył szklankę do ust i wychylił pół zawartości. Odstawił naczynie na stolik z głośnym trzaskiem i przeczesał szybko włosy. - Muszę cię jednak zmartwić, bo nie przyszedłem cię zabić.

      - Kurwa, co? - wymknęło się z ust brązowowłosej, która aż odepchnęła się od blatu i zrobiła krok w stronę blondyna, wbijając tym samym odłamki szkła w podeszwę kapci. 

      - Musisz mieć gówniane życie skoro zasmucił cię ten fakt - kpił do woli, a jego twarz rozjaśniał szczery uśmiech, odsłaniając lekkie zmarszczki przy kącikach ust i uwydatniając szramę na policzku. 

      Konsternacja i złość na twarzy Granger go zadowalała. Spojrzał na jej stopy, po czym machnął dwukrotnie różdżką, a szkło zaczęło toczyć się ku jednemu miejscu, zlepiając w całość. Brakowało dwóch małych kawałków, więc zerknął wyczekująco na dziewczynę. Zezowała na niego, dopiero po kilku sekundach rozumiejąc, że ma podnieść stopy, pod którymi uwięzione zostały ostatnie elementy. Gdy szklanka była cała, machnął witką ponownie, a rozlany alkohol zniknął, zostawiając podłogę prawdopodobnie czystszą niż była. 

      - Nic nie rozumiem - bąknęła dziewczyna, nalewając do szklanki alkoholu i klapiąc na krzesło naprzeciwko blondyna. Twarz miała zmęczoną i bladą. Miała wrażenie, że padła ofiarą kiepskiego żartu, zaraz przez okno wleci Zabini na hipogryfie i krzyknie "mamy cię!". 

Dystopia || dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz