5. Cami?

82 3 0
                                    

Pov. Rush

Minęło dokładnie 61 dni od jej wyjazdu, starałem się o niej zapomnieć. Zrobić wszystko, bawiłem się na imprezach, opiekowałem młodym i moją siostrą. Nawet zacząłem się uczyć, a to już szczyt. Charlie bardzo polubił Bellę, przyprowadziłem ją kilka razy do Maisie i Ben'a. Moja matka dzwoniła do mnie milion razy, ale nigdy nie odebrałem. Nie wszedłem do domu rodzinnego, siostrę odprowadzałem pod bramkę, mówiąc, że mama jest ze mną skłócona. Nie powiedziałem jej, że nie wrócę do domu, ani tego czego dopuściła się matka. Ma swoje problemy, a ja nie chcę dokładać jej więcej.

Przedwczoraj siedziałem na starym moście, zamkniętym od dobrych kilkudziesięciu lat. Nikt tam nie chodzi, a przynajmniej nikogo tam nie widziałem. Staram się tam wyciszyć i pomyśleć.

Poszedłem do pokoju i zastałem na łóżku moje pranie. Akurat byłem po prysznicu, więc wyciągnąłem pierwsza z góry bluzę. Rozłożyłem ją i mnie zamurowało.

Jest malutka.

Z początku myślałem, że Maisie pomyliła moje rzeczy z Charliego, ale nie.

Wściekły, jak burza zbiegłem na dół, zobaczyłem ją przy wysepce. Rzuciłem na blat moją rzecz i patrzyłem na nią zdenerwowany.

- Co to ma być? - zapytałem, wskazując na materiał. Kobieta nie rozumiała o co mi chodzi. - Moja bluza jest kurwa wielkości twojego syna. Jak do tego doszło?! Tyle lat robisz pranie, więc jak?

Chwilę milczała, po czym doznała olśnienia.

- To nie ja robiłam pranie. To Ben. - uderzyła otwartą dłonią w swoje czoło. - Reszta rzeczy też pewnie tak wygląda. A jak mniemam nie masz już żadnych, prawda?

No właśnie kurwa nie, co teraz?

- Masz rację. Muszę iść do sklepu. Potrzebujesz czegoś? - już miałem wychodzić, ale się wychyliłem zza ściany.

- Zajdź po proszek do białego, a no i do apteki. Zaraz dam ci receptę. - podniosła palec, po chwili grzebiąc w torebce. Podała mi papierek i z cichym ,,cześć" skierowałem się do samochodu.

Mój piękny mustang, moja Bee. Śmiga jak nowa, a w dodatku wymieniłem felgi. Wygląda zabójczo. Wsiadłem na miejsce kierowcy, nim ruszyłem przyjrzałem się kartce. Syrop na kaszel dla dzieci, krople do nosa... I... Co to? Lek na astmę? Chyba tak. Nie wiedziałem, że ona choruje. Wzruszyłem ramionami i przekręciłem kluczyk w stacyjce, wyjeżdżając z posesji. Włączyłem się do ruchu, a po kilku minutach byłem pod domem Jacob'a. Wyciągnąłem telefon i wybrałem do niego numer.

- Halo? - jego zaspany głos mówił, że dopiero wstał, a może nawet go obudziłem.

- Zbieraj się, jedziemy na zakupy.

- Co ty pieprzysz? Jest piętnasta w nocy, o tej godzinie przewracam się na drugi bok. Ochujałeś? - jęknął przeciągle, a w tle słyszałem skrzypnięcie łóżka.

- Dawaj, nie pierdol. Chociaż raz się zabawimy. - rzuciłem, uśmiechając się pod nosem, bo brzmię jak niejedna baba.

- Jesteś zjebany. Dobra daj pięć minut, góra dziesięć. Jesteś pode mną, czy przyjechać?

- Mogę być pod tobą.

- Nie mów takich rzeczy z rana. - zakończył połączenie, śmiejąc się w głos.

Jest złotym przyjacielem. Pomógł pozbierać mi się po tamtym wydarzeniu, no chociaż starał się. Ja naprawiłem jego stan, gdy Emma zniknęła. Napisała mu wiadomość, że muszą zrobić sobie przerwę, a kilka dni później widziałem ją na tej ulicy. Tam gdzie spotykają się wszyscy ćpuni. Nie raz bywałem w tym rejonie, najczęściej po towar na imprezy. Nigdy bym się nie spodziewał jej w takim miejscu, od Travisa wiem, że bywa tam często. W szkole też jej nie widuje.

(no) QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz