14. O tobie nie da się zapomnieć

57 1 0
                                    

10.08.2022r

- Usiądź, proszę. - powiedziała melodyjnym głosem, który przyprawia mnie o mdłości.

Posłusznie zajęłam wyznaczone miejsce, zakładając nogę na nogę i rozglądając się. W tym pomieszczeniu niemalże wszystko było białe, biurko na środku, za nim fotel dla tej kobiety, przed dwa krzesła dla nas. Po obu stronach nie było nic, puste ściany, było to przytłaczające. Na przeciw drzwi rozciągało się ogromne okno, które miało zasłonięte do połowy rolety. Mogło się wydawać, że każdy centymetr tego miejsca jest polerowany i czyszczony kilka razy dziennie. Na blacie stały trzy szklanki wody, dzbanek i kilka teczek. Poza tym nic. Odczuwałam niepokój, który był spowodowany nie tylko tym pokojem, cel mojej wizyty w tej placówce jest przygnębiający. Najchętniej bym tutaj nie przyszła i została w pałacu, w swoich czterech ścianach z brakiem dostępu do ludzi.

- Jak się czujesz? - zapytała bez zbędnych ceregieli, doskonale zna mój problem i zapewne dałaby radę sobie sama odpowiedzieć.

Zjechałam ją od góry do dołu, nie mogę stwierdzić, czy była wysoka, bo siedziała, ale miała bardzo wąskie barki i spory biust. Wyglądało to komicznie. Jej mleczne włosy sięgały pod żebra, denerwowało mnie to, cała była biała, jak ten cholerny pokój. Jedyne co się odbijało od reszty to jej paznokcie i usta, pomalowane na krwisty czerwony.

- Co dzisiaj zjadłaś?

Wyrwałam się ze swoich oględzin i spojrzałam w jej jasnoszare oczy, co to w ogóle za pytanie? Po co jej to?

Starałam się nie pokazywać mojego wewnętrznego dialogu, byłam sztywna jak struna, bez emocji. Nauczyłam się tego przez ten krótki czas, bardzo przydatna aczkolwiek męcząca zdolność.

- Jaki jest twój ulubiony kolor?

Myślałam, że zaraz tam nie wytrzymam. Zadawała tak absurdalne pytania, wcale nie na temat, a tym bardziej nie były przydatne dla jej wiadomości.

- Nie chciałabym kwestionować pani kompetencji, ale czy te pytania nie są głupie? - odchrząknęłam, gdyż od dłuższego czasu nic nie mówiłam, zdażyło zaschnąć mi w gardle.

Dolthy uśmiechnęła się promiennie, jakby moje słowa wcale jej nie ruszyły. Była najlepiej polecaną lekarką we Francji, pomagała ludziom w najgorszych przypadkach. Dlatego u niej jestem.

- Wolałabyś, żebym zaczęła od tych mniej ,,głupich"? Możemy przejść do sedna, jednak chciałabym abyś otworzyła się dla mnie nieco później. Może tak być?

Kiwnęłam głową, ale w głębi duszy nie zgadzałam się. Im prędzej przejdziemy przez tą całą rozmowę, tym szybciej stad pójdę i zapomnę o wszystkim.

- A jak może czuć się dziewczyna, która została zgwałcona przez psychopatycznego człowieka? - użyłam tyle ironii, ile byłam w stanie. - Jadłam jabłko, tyle wystarczy... I, hm.... Fiołkowy. Wciąż twierdzę, że te pytania są bez sensu, ale dobrze. Co jeszcze chciałaby pani wiedzieć? Mój rozmiar buta? Pesel? A może, jak często chodzę do toalety? - prychnęłam na koniec i z wielką siłą uderzyłam plecami o oparcie krzesła, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

Twarz kobiety przybrała nieco tęższy wyraz, odchyliła się do tyłu i westchnęła.

- Posłuchaj mnie, takie podstawowe pytania pomogą mi stwierdzić, jak się trzymasz. I uwierz chcę ci pomóc. - rzuciła długopis na blat, wlepiając we mnie zmęczone spojrzenie.

Wszyscy mi powtarzają, że chcą mi pomóc, ale wcale tego nie robią. Nawet im na to nie pozwalam, bo irytuje mnie ciągłe ,,Cami, jak się dzisiaj czujesz?" albo ,,Chcesz czegoś? Przynieść ci coś?". Nie jestem do cholery kaleką, a przypominanie mi, co pięć minut o tym zdarzeniu jest przeciwieństwem pomocy. Być może zachowuję się, jak dziecko, ale nie mam ochoty z nikim rozmawiać.

(no) QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz