15. Zjechała jeszcze niżej

46 2 0
                                    

Pov. Rush

Cały lipiec spędziłem na wysyłaniu listów do uczelni, chodzeniu na imprezy i szukaniu dorywczej pracy. To ostatnie nie było zbytnio potrzebne, ponieważ firma matki jest na mnie przepisana, ale starałem się, nic z tego nie wyszło, nigdzie mnie nie chcieli. Zacząłem chodzić regularnie na siłownie, co akurat jest sporym plusem. Jacob'owi udało się pozbierać po Emmie, uświadomił sobie, że ona tak prędko nie wróci.

Całą ekipą chodzimy na koncerty grane w pobliskich miastach, między nami nie ma tylu zgrzytów, jak ostatnio. Socrates i Rob w końcu doszli do porozumienia, a nawet wygląda na ich powrót, jednak się do niczego nie przyznają.

W wiadomościach, co i rusz natrafiam na wywiady z Camillą, nie omijam ich, ale też nie przysłuchuję się im. Zamknąłem ten dział na dobre, a przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki pewnego dnia Maisie nie wzięła mnie na rozmowę.

Wszedłem do domu, trzaskając drzwiami. Zanim zrobiłem chociażby krok z kuchni wyłoniła się Maisie, ostatnimi czasy łazi za mną, jak cień. Była ubrana w niebieską sukienkę w kwiatki, na biodrach miała zawiązany fartuszek, a w dłoniach trzymała garnek i ścierkę.

- Cześć. - przywitałem się niepewnie, bo jej mina nie wyrażała nic dobrego. Stała i patrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami. - Coś pomóc?

Pokręciła jedynie głową, ale nie odeszła. Ruszyłem powoli w stronę schodów, gdy nagle krzyknęła na mnie. Niemalże podskoczyłem w miejscu, na ten nagły ruch z jej strony. Odwróciłem się do niej, tym razem zastając ją w pozycji bojowej. Ręce pod piersiami, surowy wyraz twarzy i delikatnie przymrużone powieki.

- Do kuchni. - powiedziała, kierując się w tamtą stronę. Jej ton głosu zabraniał jakiegokolwiek sprzeciwu, a przez ten czasu, kiedy u nich mieszkam zdążyłem się przekonać o jej wkurzonej wersji.

Wszedłem do pomieszczenia, zastając kobietę siedzącą przy wyspie. Miała wzrok utkwiony we mnie. Niepewnie podszedłem bliżej i usiadłem.

- Co z tobą? - rzuciła, jakby zmartwiona.

Zbiło mnie to z tropu, więc chwilę pozostałem cicho. Nie do końca wiedziałem, o co jej chodzi.

- Dlaczego chodzisz zamyślony, nabuzowany i pełen złej energii? - pomrugałem kilkukrotnie, w tej samej chwili trzeźwiejąc.

- Nie rozumiem, co masz na myśli?

Westchnęła przeciągle, kręcąc głową na boki.

- Co cię męczy, kretynie. Jeszcze niedawno mogłeś góry przenosić, a teraz jesteś w stanie uderzyć Bogu winne drzewo. Myślisz, że nie widzę co robisz wieczorami? - podniosła brew, patrząc na mnie wzrokiem ,,nie jestem głupia".

Tym razem to ja wypuściłem powietrze z ust i zwiesiłem głowę.

- To Camilla, nie mogę znieść tego, jak sztucznie się uśmiecha do prasy i mówi z taką swobodą o byciu zasraną królową. Ilekroć mijam salon, Bella ogląda wywiady z nią, albo jakieś filmiki. Dobija mnie myśl, że już nigdy jej nie spotkam, a tym bardziej bo jej pieprzonej koronacji. Choćbym chciał, to nie mogę nic zrobić. - przetarłem twarz dłonią, czując się całkowicie bezradny.

Usłyszałem szuranie krzesła, a zaraz jej drobna dłoń opadła na moje ramię.

- Dlaczego o nią nie zawalczysz?

- Nie mam po co, ona nie chcę mnie znać.

- Bzdura, po prostu się boisz. Jesteś świadomy, że ją stracisz nic nie robiąc, ale też nie chcesz ingerować, bo boisz się odrzucenia. Rozumiem to w stu procentach, ale nie mogę pojąć, czemu nie walczysz? Poddasz się? Co ci to da? - uniosłem wzrok na nią, była zdeterminowana i trochę zła. Nie rozumiałem jej nigdy, raz jest kochana, a w następnej sekundzie warczy na wszystkich. Mimo to daje świetne rady. - Jeśli odpuścisz bez walki, to będziesz przegranym.

(no) QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz