8. Dom

290 49 11
                                    

Ktoś podmienił mi rodzinę.

Czułam, że coś jest nie tak już gdy jechaliśmy do domu. Senne, niemal martwe miasteczko wydawało się znajome, więc mijając kolejne zasypane ulice, nie nabrałam jeszcze podejrzeń. Mieszkańców ubywało — jak ja, wyprowadzali się do stolicy lub innych dużych miast, by lepiej zarobić — nie dziwiła mnie więc ta wszechobecna pustka. Poza tym, hej, komu chciałoby się spacerować, gdy na ulicy zalegało śniegu prawie po kolana, a na chodnikach jeszcze więcej?

Zabudowania płynnie przeszły w pola, a ja wiedziałam już, że coś się dzieje. Nie pasował mi milczący Artur. Przecież zazwyczaj miał tyle do powiedzenia! Nie widzieliśmy się miesiącami, a codzienna bieganina i problemy dnia codziennego sprawiły, że dzwoniliśmy do siebie rzadziej niż raz w miesiącu, mieliśmy więc sporo tematów do nadrobienia... a tymczasem on milczał.

Ale to jeszcze nie był szczyt wszystkiego. Pewności, że trafiłam do alternatywnego wymiaru, nabrałam wówczas gdy moja matka uśmiechnęła się zalotnie do Maksymiliana. Uśmiechnęła się! I to zalotnie! Do Maksa! Na Boga, moja matka jest jędzą, ona się nie uśmiecha i nie flirtuje z dwadzieścia lat młodszymi mężczyznami. Jak to możliwe, że taki gbur jak Maks ją zauroczył.

Zaraz... Gbur? Gderliwy pan Bies przeistoczył się magicznie w duszę towarzystwa. Dowiedziawszy się o tym, że mój tata jest zapalonym wędkarzem, natychmiast podjął temat i wdał się w dyskusję o wędkach i spławikach. Szło mu tak gładko: jednocześnie wykazywał się dużą wiedzą i nie zawstydzał ojca, przyznając mu rację nawet wtedy, gdy ten za cholerę nie wiedział, o czym gada. A na domiar złego, odpowiednią dozą uwagi obdarzał też moją matkę i wuja.

Przypomniałam sobie pierwsze Boże Narodzenie z moim świeżo upieczonym wtedy mężem i niezręczną ciszę, która panowała przez większość czasu. On nie wiedział, co gadać, rodzice nie pomagali. Tata wpatrywał się z zacięciem w talerz, jakby miał mu zniknąć sprzed nosa, gdy tylko spuści go z oczu choćby na pięć sekund. Matka zaciskała usta w wąską linię, pewnie nieświadoma, że pogłębiała tym samym zmarszczki dolnej części twarzy.

Teraz tej niezręczności po prostu nie było. Moja rodzina widziała Maksa pierwszy raz, a mimo to wszystko było jakby na swoim miejscu. Jedynie gdy wspomnieliśmy o tym, że poznaliśmy się przypadkiem i w zasadzie to nasze drogi wkrótce się rozejdą, matka westchnęła jakby z... rozczarowaniem?

Tylko Artur siedział na tapczanie i sączył piwo, prawie się nie odzywając. Oczy rozbłysły mu na chwilę, gdy zapytałam o nowy traktor, jednak podzielił się ze mną kilkoma szczegółami, których i tak kompletnie nie zrozumiałam, a później znów zamknął się w sobie. Jego rodzice, dołączywszy do nas wkrótce potem, stanęli jednak po stronie moich rodziców i również całkowicie oczarowani dyskutowali zawzięcie z Maksem.

Może tylko ze mną ten facet nie potrafił normalnie porozmawiać?

Tylko jedno się nie zmieniło, jedna dusza mnie nie zdradziła. Staś, który raptem parę tygodni temu obchodził roczek, wpadł do salonu i od razu skierował do mnie swoje chwiejne kroki, paplając coś w języku, który tylko on sam rozumiał. Natychmiast wstałam, poderwałam go z podłogi i przycisnęłam do siebie, może nieco zbyt mocno, chłopiec jednak nie protestował. Był moim oczkiem w głowie, moim pupilkiem od samych narodzin i choć w duchu zazdrościłam siostrze, że los obdarzył ją takim szczęściem, to robiłam wszystko, by być najlepszą ciotką świata.

Artur przez jakiś czas postulował nawet, bym została chrzestną, jednak ani moja siostra, ani rodzice się na to nie zgodzili. Twierdzili, że chrzestna, która jest w ciąży, a do tego w przeszłości już straciła dziecko, może przynieść małego pecha. W tej decyzji utwierdzili się dodatkowo w chwili, gdy poinformowałam o planowanym rozwodzie oraz przestałam chodzić do kościoła czując, że cała ta wiara robi się zbyt pusta, zbyt odruchowa — i zbyt bolesna.

Załataj mi serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz