Rozdział 4

205 18 4
                                    

Nasz apartament znajdował się na dwunastym piętrze. Był wielki, nowocześnie urządzony. Każdy zajmował osobną sypialnie z łazienką. Mój pokój był żółty, z dużym, panoramicznym oknem na przeciwko łóżka. Po szybkim prysznicu położyłem się na bardzo wygodne, wodne łóżko.  Przerzucałem się z boku, na bok dopóki nie zasnąłem.

Obudził mnie hałas. Wyszedłem z pokoju i udałem się w kierunku z którego słychać było dziwne dźwięki. Kiedy wszedłem do kuchni zobaczyłem, że Bart dobiera się do Maysilee. Chwyciłem go za szyję i odepchnąłem od dziewczyny. Bart był wyższy ode mnie, ale na pewno nie silniejszy. Przycisnąłem go do ziemi i zacząłem dusić. Chłopak szarpał się, ale bez skutku. Uduszę tego gnoja, mam gdzieś konsekwencje. Co mogą mi zrobić? Zabić mnie? Nie zapominajmy, że i tak pewnie zginę.
-Zostaw go, proszę-Maysilee próbowała mnie odciągnąć od tego drania
-Jeszcze raz ją tkniesz a zabiję cię! Zrozumiano?-puściłem Barta, a on nerwowo złapał powietrze. Jego twarz przybrała fioletowy odcień.
-Co tu się do cholery dzieje?-do pomieszczenia wbiegła mentorka
-On mnie próbował udosić, chyba  jest  jakiś chory-wykrzykiwał Bart
-Haymitch, co ci strzeliło do głowy?-piszczała Melanie która wbiegła do pokoju za Emily. Sam nie wiem, czy powiedzieć im co się stało? Lepiej chyba pozostawić to między nami. Maysilee spojrzała na mnie pytająco, a ja pokręciłem lekko głową.
-Haymitch Abernathy, wytłumacz co tu się stało?-Emily widocznie zderwowana całą sytuacją wpatrywała się we mnie
-Dajcie mi wszyscy spokój-powiedziałem i wróciłam do pokoju. Zakluczyłem drzwi i usiadłem na ziemi. Twarz schowałem w dłoniach i próbowałem się uspokoić. Co ja tu robię? Dlaczego musieli mnie wylosować? Czym sobie na to zasłużyłem? Ktoś natarczywie dobijał się do drzwi, czy oni nie mogą mi dać chociaż chwilii spokoju? Wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę łazienki. Przemyłem twarz wodą i uderzyłem pięścią w lustro. Szklana tafla spadła na ziemie z trzaskiem. Z moich knykci zaczęła lecieć krew. Nie wytrzymam tutaj, nie dam rady. Osunąłem się na zimne kafelki i łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy. Cholera, nie płakałem od wypadku ojca. Teraz przeżywam swoją własną śmierć. Świadomość tego co nadejdzie i czekanie na rozpoczęcie tych chorych zawodów jest straszne.  Wiem, że nie ma odwrotu.

Na śniadaniu panowała atmosfera grobowa. Wszyscy obserwowali mnie i moją zabandarzowaną dłoń. Gdyby wzrok mógł zabić, leżałbym już dawno martwy. Bart zrobił z siebie ofiare, a ja zostałem tym złym. Zresztą, można się było tego spodziewać. Jego ojcem jest właściciel sklepu mięsnego, w odrużnieniu do większości mieszkańców dwunastki nie zaznał głodu. Jako najmłodszy, z trójki synów nie pracował też zbyt wiele. W szkole trzymał się z "elitą" tak jak Kate. W ich oczach jesteśmy bezwartościowi, tylko dlatego, że nie mamy pieniędzy.
-Haymitch-moje rozmyślenia przerwał donośny głos Emily
-Tak?-spytałem spoglądając na nią niepewnie
-Masz zamiar coś zjeść?-zdziwiło mnie to pytanie. Spodziewałem się kolejnych gróźb albo pytań o to, co się wydarzyło w nocy. Przytaknąłem i wziąłem się za jedzenia maślanych bułeczek z rodzynkami. Smakowały jeszcze lepiej maczane w herbacie. Następnie zjadłem sałatke owocową. Wszystko jak zawsze było wyborne.
-Dzisiaj zaczynają się treningi. Mam nadzieję, że nie zrazicie do siebie wszystkich.-memtorka spojrzała wymownie w moją stronę, a ja przewróciłem oczami-Może nawet znajdzie sobie sojuszników

Treningi zaczynały się o dwunastej.  Wszyscy trybuci, razem z mentorami zebrali się w dużej sali mieszczącej się w budynku obok mieszkalnego. Po wysłuchaniu porad i opisu możliwości treningowych przedstawionych przez wysokiego mężczyzne, wszyscy rozeszli się w poszukiwaniu najciekawszych zajęć. Standardowo jedynka, dwójka i czwórka trzymały się razem.  Najpierw zająłem się rzucaniem oszczepem. Pierwsze kilka moich rzutów było niecelnych ale kiedy wreszcie znalazłem dobrą technike, trafiałem w serce fantoma. Następnie ruszyłem w kierunku stanowiska, na którym uczono jak rozpalać ogień, lecz kiedy zauważyłem tam Mayslee wróciłem się. Postanowiłem unikać pozostałych trybutów z mojego dystryktu po wczorajszej sytuacji. W sumie Kate tam nie było, ale i tak nie miałem zmiaru z nią przebywać. Skoro zrezygnowałem z kursu rozpalania ogniska postanowiłem poznać metody zdobywania wody.  

Po męczącym treningu, trwającym do godziny osiemnastej wróciliśmy do apartamentu. Zabrałem z kuchni kilka kanapek i ruszyłem do pokoju.

-Możemy pogadać?-zapytała Mayslee czekająca pod moimi drzwiami 

 -Jestem bardzo zmęczony. Sądzę, że twoją sprawe możemy omówić jutro-jedyne o czym myślałem to moje wygodne łóżko i talerz który trzymałem w dłoni

-Okej, rozumiem-powiedziała i odsunęła się od moich drzwi-Dziękuje, Haymitch-przytuliła mnie i szybko odeszła.

***

Przepraszam, że długo nic nie było.

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał

Do zobaczenia

xxx 

(NIE)WYGRANY Haymitch Abernathy [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz