Rozdział 7

133 12 1
                                    


Kolacje zjadłem samotnie, w swoim pokoju. Jedzenie nie przechodziło mi przez gardło.

Położyłem się. Nerwowo kręciłem się na łóżku, bezskutecznie próbując zasnąć. Sen nie przychodził. Wstałem nerwowo i ruszyłem w strone korytarza. Rozejrzałem się, ale w ciemnym pomieszczeniu nie dostrzegłem niczego. Cisza panująca tu była przytłaczająca. Słowa mojej mentorki chuczały mi w głowie.  Jestem już martwy? Pomimo świadomości na czym polegają Głodowe Igrzyska jej słowa otworzyły mi oczy.

Zaczerpnąłem głęboki oddech. Muszę chociaż na chwilę się stąd wydostać. Ruszyłem w stronę schodów znajdujących się na końcu korytarza. Nigdy wcześniej ich nie zauważyłem. Spojrzałem w góre, schody wydawały się nie mieć końca. Rozpocząłem wędrówkę. Mimo zmęczenia przyspieszyłem.

Usłyszałem szepty.

Ja znam te głosy. To niemożliwe, to nie mogą być oni.

-Mamo? Henry? Lily?-szeptałem łamiącym się głosem. Postaci powoli się odwróciły. Tak, to byli oni. Moja rodzina, tutaj w Kapitolu.
-Haymitch?-powiedziała przerażona moja mama.
-Co się stało?-zapytałem
-Oni tu są, czekają na ciebie. Uciekaj!-na moje pytanie odpowiedziała Lily.
-Kto? Zrobili wam coś?-podszedłem do nich bliżej i podłoga się pode mną rozstąpiła. Kiedy powoli się zapadałem, zauważyłem, że zza ściany wyszli trybuci z innych dystryktów. Usłyszałem krzyki mojej rodziny. Zacząłem się szarpać, ale klejąca maź w której się zapadałem uniemożliwiała mi to. Ostatkiem sił krzyknąłem
-Zostawcie ich.

I wtedy się obudziłem.

***
Dziękuje za uwagę, E.

(NIE)WYGRANY Haymitch Abernathy [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz