Rozdział 5

155 17 0
                                    

Drugi dzień treningu początkowo wyglądał tak samo, jak pierwszy. Kiedy skończyłem strzelać z łuku, podeszli do mnie chłopacy z jedynki, dwójki i czwórki.

-Hej, ty jesteś Haymitch, tak?-zapytał barczysty brunet

-Tak-odpowiedziałem krótko

-Jesteś całkiem niezły jak na chłopaka z dwunastki-w odpowiedzi na ten komplement westchnąłem. Trybuci z Dwunastki nigdy nie są dobrzy, to my jesteśmy tymi "ofiarami składanymi Kapitolowi na wspomnienie mrocznych dni" jak mówi coroczne przemówienie Snow'a.

-Dzięki?-powiedziałem po chwili. Chłopacy spojrzeli na siebie, jakby zastanawiając się co zrobić dalej.

-Wiesz jak jest, jesteś z nami-pokazał dłonią na grupkę zawodowców stojącą niedaleko nas-albo martwy-cała trójka zaśmiała się z tego, jakże wybitnego żartu.

-Rozumiesz o co chodzi?-powiedział najniższy, który do tej pory się nie odzywał.

-Tak. Przemyśle waszą propozycje-cała trójka równocześnie przytaknęła i oddaliła się.

Muszę wydostać się z tego budynku, żeby wszystko przemyśleć. O czternastej mamy godzinę na obiad. Wydaje mi się, że ten budynek nie jest szczególnie chroniony. Udaję się w stronę części jadalnianej razem wraz z resztą trybutów. Wyjdę tylnymi drzwiami, wrócę przed zakończeniem przerwy. Kiedy mam już wychodzić zatrzymuje mnie Mayslee. Cholera, ona to ma wyczucie czasu.

-Usiądziesz ze mną?-pyta pogodnie

-Właściwie to ja-wymyśl coś Haymitch, szybko-słabo się poczułem-wydusiłem, ale po jej minie widzę, że nie uwierzyła.

-Ty coś kręcisz-klepnęła mnie w ramie

-Słuchaj,szczerze to wychodzę stąd. Ale powiesz coś komukolwiek to nie ręczę za siebie

-Stary, nie wierzysz mi?-zrobiła urażoną minę

-Nie mów do mnie stary.

-Dlaczego nie?-zapytała niewinnie

-Bo to idiotyczne-zacząłem się śmiać. Spojrzałem na zegar, minęło dziesięć minut przerwy-To ja się zbieram, smacznego.

-Mogę iść z tobą?-w tym momencie pomyślałem o moim bracie. Zawsze wszędzie chciał za mną iść, co wtedy wydawało mi się denerwujące. Teraz oddał bym wszystko by choć jeszcze raz zobaczyć najbliższych.

-Muszę pomyśleć, sam.

-Rozumiem, powodzenia-po tych słowach oddaliłem się w stronę wyjścia.

Drzwi, na całe szczęście nikt nie pilnował. Spojrzałem na budynek mieszkalny i udałem się w przeciwną stronę. Pierwszy raz od wyczytania mojego nazwiska podczas Dożynek poczułem się wolny. Nawet, gdyby udało mi się uciec nie miał bym gdzieś się udać. Nie mam pieniędzy, a w swoich czarnych dresach i koszulce, na ulicach Kapitolu na pewno nie wtopiłbym się w tłum. To już czwarty dzień od wyjazdu z Dwunastki. Z jednej strony czuję, jakbym wyjechał niedawno, a z drugiej mam poczucie, że straciłem wszystko co tam zostało. Jakbym znalazł się w innym wymiarze. Skoro nie mogę zmienić tego co się wydarzyło, to może powinienem dostosować się do sytuacji? Zawsze, kiedy oglądałem Igrzyska byłem nastawiony negatywnie do tej grupy Zawodowców. Choć trenowanie potencjalnych trybutów nie jest legalne, to i tak w bogatszych dystryktach łamie się to prawo. Tam, ochotnicy zgłaszają się prawie na każdych Dożynkach.

Nagle zauważyłem ochroniarza. Rozejrzałem się. Cholera, zbliża się do mnie. Schowałem się za drzewem. Niestety, ochroniarz mnie zauważył. Jakiś impuls kazał mi na niego skoczyć i go przewrócić. Kiedy rzuciłem się na niego odepchnął mnie, rzucił na ziemie i wyjął broń.

-Co ty tutaj robisz?-wykrzyczał, a ja uniosłem dłonie nad głowę.

-Ja, tylko wyszedłem się przewietrzyć i już wracam, przepraszam.-bełkotałem, mimo świadomości śmierci towarzyszącej mi od kilku dni, broń przerażała mnie.

-Czy ty jesteś Trybutem?-pokiwałem głową-Jeśli ktoś dowie się, że wyszedłeś to będziemy mieli problemy-widziałem, że się zdenerwował. Szczerze powiedziawszy, wyjście z ośrodka nie było jakieś wybitnie trudne-Was nawet nie można zostawić na pięć minut samych!-mężczyzna chwycił mnie mocno za ramię, podniósł i poprowadził w stronę budynku. Kiedy doszliśmy do sali treningowej, wszyscy zawodnicy już tam byli.

Po zakończeniu ćwiczeń wsiadłem do windy, w której jak się okazało siedział również Bart. Spojrzał na mnie i parsknął śmiechem.
-Widzę, że denerwujesz kogoś równie mocno, jak mnie-udałem, że go nie usłyszałem i przyjrzałem się swojemu odbiciu w szklanej ścianie windy. Cały policzek miałem siny, świetnie. Kiedy winda się zatrzymała już na wejściu czekała na nas mentorka razem z Melanie Tonton

-Haymitch, co ty znowu narobiłeś. Jak ty teraz będziesz wyglądał na wywiadach?-mentorce najwyraźniej nie spodobał się mój wygląd bo słyszałem w jej głosie irytacje
-Emily, spokojnie do wesela się zagoi-tak, pani Tonton jeśli dożyje to na pewno się zagoi.

***
Dziękuje za 400 wyświetleń
Mam nadzieję, że się podoba jeśli tak to komentujcie, a jeśli nie to napiszcie w komentarzu co mam zmienić
Do następnego
E. xo

(NIE)WYGRANY Haymitch Abernathy [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz