Rozdział 2

313 27 7
                                    

Na pożegnanie z bliskimi dostaliśmy równą godzine. Na początek przyszła do mnie mama z bratem. Henry przytulił się do mnie, a mama stała obok nas i płakała. Potem błagała, żebym postarał się wrócić. Wiedziałem, że beze mnie będzie im bardzo ciężko. To ja w dużym stopniu zapewniałem w naszym domu jedzenie. Jeśli wróce, to nie będziemy więcej głodować.
Następną osobą która mnie odwiedziła była Lily. Mimo, że cała zapłakana i tak była piękna. Jej blond loki opadały swobodnie na ramiona
-Kocham cię-powiedziała tuląc się do mnie
-Ja ciebię też. Ale obiecaj mi jedno-spojrzała na mnie zdziwiona-Obiecaj, że nie będziesz na mnie czekała-po moich słowach zaczęła jeszcze bardziej łkać
-Ale ty wrócisz, na pewno-pocałowała mnie i w tym momencie jeden ze straszników zabrał ją z pokoju
Nie wróce, jestem pewnien. Nawet gdyby odbywały się normalne Igrzyska miałbym małe szanse. A teraz? Przeżyje jedna osoba z czterdziestu ośmiu. Nasz dystrykt w swojej historii miał tylko jednego zwycięsce Emily Berring, naszą mentorke. Wygrała czterdzieste szóste igrzyska. Zwyciężyła dzięki udawaniu słabeusza. Nikt nie zwracał na nią uwagi, dopóki dzięki samorobotnej bombie nie zabiła wszystkich zawodowców.

Wsiadłem do pociągu przekonany, że ostatni raz widzę mój dystrykt. O ironio, zawsze chciałem się z niego wydostać. Można powiedzieć, że moje prośby zostały wysłuchane. Służący zaprowadził mnie do pokoju. Był całkiem ładny, ściany były niebieskie, a meble białe. Rzucam się na łóżko, głowę zakrywam poduszką. W pewnym momencie zasypiam. Ze snu budzi mnie pukanie do drzwi. Okazuje się, że to Emily. Prosi, żebym poszedł z nią na kolacje. Nie mam ochoty tam iść, ale jestem strasznie głodny. Przy stole siedzą już wszyscy. Kiedy pierwsze dania zostały wniesione nie mogłem wyjść z zachwytu. Jako chłopak ze Złożyska nie miałem styzności z takimi potrawami. Pamiętam jak raz na urodziny dostałem tabliczkę czekolady, to była najlepsza rzecz jaką w życiu jadłem. Jedzenie rozpocząłem od zupy krem z dyni. Następnie zjadłem makaron z sosem pomidorowym i serem. Na deser dostałem mus z malin i jabłecznik. Wszystko było wyśmienite. Nikt się nie odzywał, co zresztą nie przeszkadzało mi za bardzo. Nie mam zamiaru przywiązywać się do żadnej z tych osób. Bez słowa wyjaśnienia odszedłem od stołu. Postanowiłem wybrać się na spacer po pociągu. W sumie niczego ciekawego nie znalazłem do czasu, aż doszedłem na sam koniec pociągu. Znajdowało się tam oszkolone pomieszczenie. Usiadłem na jednej ze skórzanych kanap i zacząłem obserować zachód słońca. Nie zauważyłem kiedy Maysilee usiadła obok mnie
-Hej-powiedziałem cicho-Co tam?
-Świetnie-po tych słowach dziewczyna zaczęła płakać. Przytuliłem ją i zaczęłem głaskać po głowie
-Cicho, nie płacz-próbowałem ją uspokoić. Chciałem jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale w końcu to niemożliwe. Jak ma być dobrze?

Jedziemy do Kapitolu, za dwa tygodnie rozpoczną się Głodowe Igrzyska.

***
Dziękuje za 10 votes i pierwsze komentarze. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba. Za dużo, na razie się nie dzieje. Ale mam już dwa rozdziały gotowe i tam jest trochę więcej akcji

(NIE)WYGRANY Haymitch Abernathy [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz