Latarnia oświetla naszą drogę

577 39 31
                                    

- Więc co ty tutaj wogóle robiłaś?- spytał nadal leżąc na śniegu.
- Chciałam spokojnie poćwiczyć. Mieszkańcy mojej wioski nie przepadają za użytkownikami wizji. A to było jedyne spokojne miejsce jakie znalazłam.
- Czyli pochodzisz z Shneznayi?
- Tak.
- Hehe he.
- Coś nie tak?
- Nie. Absolutnie wszystko gra. Skoro nie potrzebujesz żadnej pomocy ja już będę się zbierał. Ale najpierw oprowadź mnie po Shneznayi!
- Dobra? Byłeś tu kiedyś?
- Kiedyś? Ja tu całe dzieciństwo spędziłem tylko dawno mnie tu nie było i pewnie wszystko się pozmieniało.

.
.
.
- Kto by pomyślał nic się nie zmieniło. Nawet mój dom stoi w tym samym miejscu. Czeeeekkkaaaajjj. Właśnie! Muszę odwiedzić rodzinę! Y/n chcesz iść ze mną?
- Czemu nie.
- Tylko proszę udawaj że pomagasz mi sprzedawać zabawki.
- Zabawki?
- No wiesz mam młodsze rodzeństwo, a ich reakcja na moją prawdziwą pracę nie będzie za ciekawa.
- Spoko rozumiem. W takim razie prowadź.

.
.
.
- Teucer otwórz drzwi!
- Dobrze mamo!... dzień dobry.... Braciszek?! Co ty tu robisz!?
- Hehe cześć Teucer. Tęskniłem za tobą.
- Ja za tobą też! Mamo, Tonya, Anthon, braciszek nas odwiedził!
- Braciszku wróciłeś!- wykrzyknęła dwójka rudych bliźniaków tak na oko mieli z 4 lata.
- Witaj w domu Aj...- przerwał jej.
- Childe mamo. Jestem w pracy.
- Tak. Witaj w domu Childe.

- Więc braciszku co tutaj robisz?
- Niedaleko sprzedawałem zabawki i pomyślałem, że wpadnę do was. W końcu tak dawno się nie widzieliśmy.
- A masz jakieś zabawki dla nas?
- Niestety wszystko sprzedałem, ale następnym razem obiecuję, że dostaniecie cały worek zabawek!
- Jej!
- Braciszek jest najlepszy!
- Braciszku, a kto to jest?
- To jest Y/n. Miałem dzisiaj tak dużo towaru do sprzedania, że musiała mi pomóc.
- Taak hehe.- mówiła. Było jej trochę niezręcznie udawać sprzedawcę zabawek, zwłaszcza, że jej "znajomy" był żądnym krwi Fatui.
.
.
.
- Wiesz mamo bardzo chętnie bym został, ale obowiązki wzywają.
- Jasne. Do zobaczenia kochanie.
- Pa pa Braciszku!
- Narazie!

Wyszli z domu.
- Y/n bardzo cię przepraszam. Moja mama się za bardzo rozgadała.
- Nie szkodzi. Mogłam poczuć się jakbym miała prawdziwą rodzinę.
- Czyli ty nie masz rodziny?
- Co?! Mam oczywiście, że mam. Każdy ma rodzinę. Właśnie chcę do niej wrócić. Narazie.
- Zaczekaj- chwycił ją za rękę.- wiem, że kłamiesz. Nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś samotna czy co? Wyobraź sobie ją też jestem samotny. Całe życie.
- Nie jesteś samotny. Masz wspaniałą rodzinę. Zazdroszczę Ci.
- Nie masz czego, to dzięki nim jestem teraz mordercą. Oni zrobili ze mnie Fatui.
- Ale-
- Cicho już... Nie chcę o tym gadać. Wracając do tematu. Masz gdzie się udać?
- Nie...- powiedziała niechętnie.
- W takim razie idziesz do mnie. Chyba, że chcesz zamarznąć na śniegu.
- Ej chwila moment. Mam iść do obcego człowieka, który dziwnym trafem jest Fatui. Za kogo ty mnie masz?
- Za uprzejmą damę. Byle kto by cię nie uratował. Nie mam złych zamiarów słowo.- Położył rękę na sercu- gdybym chciał dla ciebie źle, żostawił bym cię z tymi Ruin Hunterami.

- Eh No wiesz jakoś dalej mam
wątpliwości.
- Dobra dobra. To ja muszę się streszczać, bo za godzinę odpływa ostatni statek do Liyue.
- Czy ty powiedziałeś Liyue?! Mieszkasz tam?!
- Tak, co w tym dziwnego?
- Nic, chyba zmieniłam zdanie. Pojadę z tobą jeśli to nie problem.
- Ani najmniejszy to cała przyjmość.

Tak więc Tartaglia i Y/n wypłynęli Starkiem do Liyue. Byli już na miejscu. Childe oprowadził ją szybko po okolicy i zaprowadził ją do swojego mieszkania.
- Więc to może być twój pokój. Rozpakuj się jak chcesz. Ja idę złożyć raport. Będę za maks godzinę.
- Dobrze. Jeszcze raz dzięki za wszystko.
- Nie ma za co. Ja już idę.
.
.
.
Y/n została sama w mieszkaniu Childe'a. Wcześniej nie zwróciła uwagi na wystrój. Był bardzo przyjemny dla oka, taki...delikatny. Zupełnie inny od samego właściciela domu. Ale y/n musiała przyznać, że jej znajomy ma naprawdę świetny gust.

~Drogą ku wolności~Childe x Reader~ (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz