01. Nieszczęsne wakacje

195 17 5
                                    

— Josie stolik piąty czeka na zamówienie od dziesięciu minut. — odezwała się starsza kobieta, siedząca za ladą. Szybko chwyciłam tacę z przygotowanym posiłkiem i ruszyłam w kierunku wskazanego stolika.

Większość dzieciaków wyczekuje upragnionych wakacji, gdzie może spać ile wlezie, leżakować całymi dniami na kanapie, oglądając przy tym telewizję, czy opalać się na leżaku w ogrodzie.

Dla mnie wakacje oznaczały pracowanie dzień i noc, by zarobić na książki i szaty do szkoły. Nieszczęsne wakacje, tak je nazywałam.

Położyłam talerz na stoliku i życzyłam starszemu klientowi smacznego, przepraszając przy okazji za zbyt długi czas oczekiwania na swoje zamówienie.

Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku lady, ściągając po drodze mój fartuszek, który nosiła każda kelnerka.

— Przypomnij mi, gdzie ty to masz tą szkołę? — zapytała Evelyn, podając mi kopertę z całą moją wypłatą za dwa miesiące. Uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie, wzdychając z ulgą. Właściwie został mi jeszcze tydzień pracy ale musiałam kupić wszystkie rzeczy wcześniej więc umówiłam się z szefową, że ona da mi pieniędzę, a ja będę dalej pracować.

— Na północy, to mało znana placówka. Trudno się tam dostać i właściwie to trzeba mieć szczęście by się tam dostać. — skłamałam, powtarzając tą samą bajeczkę, którą moi rodzice wymyślili, kiedy wyjechałam na pierwszy rok.

— I jak tam jest? Podoba ci się? — mruknęła, posyłając w moją stronę życzliwy uśmiech. Zdusiłam w sobie wyrzuty sumienia, że ją okłamuję i przykleiłam do twarzy pełen sztuczności uśmiech.

— Jest naprawdę cudownie. Sami super ludzie, nauczyciele są bardzo pomocni. — powiedziałam, zabierając z zaplecza moją torbę.

Właściwie nie było tak kolorowo, jak przedstawiałam. Kochałam Hogwart, lubiłam magię ale nie czułam się częścią tego świata. Lubiłam moich znajomych: Molly, Lucy, Anette czy Ethana ale jednak miałam wrażenie, że ja zwyczajnie do nich nie pasuję.

List który odebrałam rano ciążył mi w kieszeni, cały czas przypominając, że musze na niego odpisać. Zaproszenie na imprezę kończącą wakacje było prawie jak wyróżnienie. Dostawali je sami najbliżsi znajomi.

Dziwiłam się w sumie czemu mnie jeszcze zapraszali, skoro co roku odmawiałam. Rodzice nie zgodzili by się na taką wycieczkę, a ja sama musiałam pracować, jeszcze więcej niż w zeszłym roku, jeśli chciałam kupić jakąkolwiek sukienkę na bal zimowy.

— Muszę iść, do zobaczenia jutro. — mruknęłam jeszcze szybko, chcąc jak uciąć temat, po czym wyszłam z resteuracji. Przeszłam kawałek chodnikiem, by dojść do mniej uczęszczanej drogi, aż w końcu przystanęłam, rozglądając się dla pewności czy nikogo nie ma.

Wyciągnęłam z mojej torby różdżkę i uśmiechnęłam się delikatnie, czując znajome uczucie. Machnęłam nią i zaraz tuż przede mną, pojawił się dwupiętrowy autobus.

— Siemasz Josie! — krzyknął Steve, kiedy wsiadłam do autobusu. Jak zawsze był pusty, właściwie miałam wrażenie, że podróżowałam nim tylko ja i kilka innych, bezdomnych czarownic.

— Cześć Steve, do Dziurawego Kotła. — powiedziałam, posyłając mu delikatny uśmiech. Złapałam się mocnej jednej z poręczy.

— Jak tam humor przed ostatnim rokiem? — zapytał, siadając na jednym z krzeseł. Westchnęłam ciężko i również przysiadłam na jednym z siedzeń.

— Właściwie to sama nie wiem, nie myślałam jeszcze o tym. — westchnęłam, po raz pierwszy od czerwca mówiąc komuś prawdę.

Steve należał do czarodziejskiego świata, więc nie musiałam mu wciskać bajeczki którą wymyślili moi rodzice, by zamaskować ich życiową porażkę.

Słońce tamtych dni ➸ 𝖏𝖆𝖒𝖊𝖘.𝖘.𝖕𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz