03. Zdradzieckie rumieńce

172 14 5
                                    

Wielka Sala tętniła życiem, po całym pomieszczeniu roznosiły się gwary rozmów i zapach najlepszego jedzenia na świecie.

Parsknęłam śmiechem, słysząc kolejne historie, które opowiadała Anette. Brzuch bolał mnie od śmiechu albo od przejedzenia, ale po prostu nie mogłam się oprzeć tak dobremu jedzeniu, po dwóch miesiącach jedzenia suchego chleba.

— Jesteś pewna, że tego nie koloryzujesz? — zapytała Molly, wycierając spod oka łzę rozbawienia, która delikatnie rozmyła jej tusz.

Black w geście oburzenia wyrzuciła swoje ręce w górę, przez co musiałam się od sunąć, by przypadkiem nie dostać jedną z jej łap, którymi wymachiwała jak nienormalna.

Odbiłam się od ramienia Jamesa, siedzącego obok mnie, przez co momentalnie się speszyłam po raz kolejny tego wieczoru, kiedy przypadkiem dotknęłam chłopaka.

— Przepraszam. — mruknęłam do bruneta, uchylając się ręką Anette. Brunet posłał w moim kierunku miły uśmiech, przez co momentalnie zrobiło mi się gorąco. Spuściłam głowę, chcąc ukryć zdradzieckie rumieńce.

Sięgnęłam po moją szklankę z sokiem pomarańczowym i upiłam łyk. Głośny pisk sprawił, że na sali momentalnie zapadła cisza, a wzrok wszystkich skierował się puchonkę z piątego roku, na której na głowie wyrosły psie uszy.

Spojrzałam na Anette i parsknęłam śmiechem, widząc psie uszy i wąsy. Szatynka spojrzała na mnie morderczo, a zaraz jej wzrok spoczął na śmiejącego się obok mnie Jamesa, po którego policzkach leciały już łzy.

— Potter! — wrzasnęła, rzucając się w moją stronę, by dorwać bruneta. — Masz to w tej chwili odczarować! — dodała, szarpiąc się z chłopakiem. W środku tej bijatyki byłam ja, nie za bardzo wiedząc, co zrobić, by się z tego wydostać.

— Potter! Black! W tej chwili się uspokójcie! — Anette i James momentalnie zastygli w bezruchu, słysząc zimy spokojny głos. Cała nasza trójka jak w zwolnionym tempie odwróciła głowy w kierunku opiekuna domu.

— Mam wąsy. — powiedziała oburzona szatynka, wbijając na chwilę morderczy wzrok w Jamesa, by następnie wrócić nim dk nauczyciela.

— A ja nie mam z tym nic wspólnego. — burknął brunet, unosząc ręce w geście niewinności. Wszyscy spojrzeliśmy na niego, dając mu jasny znak, że nikt mu nie wierzy. — Naprawdę! — krzyknął oburzony.

Opiekun naszego domu westchnął ciężko i przetarł ręką twarz.

— Nie chce mi się już z wami bawić w szlabany. — powiedział, patrząc na nich ze zrezygnowaniem. — List do rodziców dotrze jeszcze dzisiaj. — dodał, odchodząc w kierunku stołu nauczycieli. James jęknął męczeńsko i niespodziewanie opadł na mnie całym swoim ciężarem.

— Josie zrób coś. — zawył, jakby obdzierali go ze skóry. Całe moje ciało, jak na złość postanowiło się zbuntować przeciwko mnie, przez aż tak duży kontakt cielesny z chłopakiem.

— Mogę dodatkowo wlepić ci szlaban. — mruknęłam, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chłopak jak oparzony podniósł się ze mnie i spojrzał na mnie jakbym, co najmniej wymordowała pół rodziny.

— Miałem cię za przyjaciela Brutusie. — powiedział dramatycznym tonem, patrząc wprost w moje oczy tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami. Moje serce fiknęło ze trzy fikołki, a policzki zapiekły mnie od rumieńców, więc momentalnie odwróciłam wzrok, spuszczając głowę, tak by włosy spłynęły po bokach mojej głowy i zasłoniły zdradzieckie policzki.

James nie powiedział nic więcej. Jeszcze przez chwilę czułam jego spojrzenie, które wybijał w bok mojej głowy.

Do końca kolacji nie odezwałam się ani słowem, jedynie przysłuchując się rozmową dziewczyn, które obgadywały jakąś młodszą ślizgonkę.

Słońce tamtych dni ➸ 𝖏𝖆𝖒𝖊𝖘.𝖘.𝖕𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz