• Rozdział [2] - Ruiny •

64 9 45
                                    

༻ ༒ ༺

Nie spodziewałem się jak szybko mogę rozwinąć jakąś relację bez doświadczenia. Spędzałem dużo czasu na pisaniu z Felix'em. Chłopak naprawdę był studnią bez dna. Zalewał mnie setką wiadomości i obrazków. A to siebie, a to tego co robi, a to zdjęcia swojego kota. Moi rodzice aż się zaniepokoili tym, że cały dzień spędzam przed telefonem. To było trochę dziwne, bo to co robiłem, średnio ich interesowało. Powiedziałem im, że zwyczajnie kogoś poznałem. Zgaduję, że byli w większym szoku niż gdy dowiedzieli się, że się urodzę. Zasypali mnie milionem pytań dotyczącej kto to jest. Nie miałem ochoty odpowiadać im na to. Nie potrzebowałem głupich rad. Znałem ludzi lepiej nie mając z nimi żadnych interakcji od tych co podobno byli świetnymi znawcami potrzeb człowieka.

Miałem się po południu spotkać z piegowatym rudzielcem. Chciałem pokazać mu miejsce, które niedawno odkryłem. Miałem zaprowadzić go do dobrze zachowanego opuszczonego domu we wsi sąsiadującej z naszym miastem. Stał na niskim pagórku. Pomyślałem, że jak wejdziemy na dach to będziemy mieć dobry widok na zachód słońca. Odkąd zaczął ze mną rozmawiać, moja pustka stała się bardziej radosna. Byłem mu wdzięczny za pojawienie się w moim życiu.

Zanotowałem wszystkie swoje doświadczenia w jednym z wielu zeszytów, które prowadziłem odkąd nauczyłem się pisać. Pomagały zapamiętać mi najważniejsze rzeczy, które odkryłem lub się dowiedziałem. Nauczyciele chwalili mój zmysł słuchu i obserwacji. Kiedyś przez to zostałem posłany do psychologa. Odpowiadałem starszej kobiecie w kwadratowych okularach na dziwne pytania. Byłem ciekawy po co to wszystko. Co było we mnie takiego niezwykłego lub złego, co skłoniło nauczycieli do wysłania mnie do psychologa? Najgorsze w tym wszystkim było to, że nigdy się nie dowiedziałem czy coś mi jest. Rodzice po konsultacji z nią nic mi nie powiedzieli. Zostałem zignorowany z pytaniem, co mi jest. A raczej czy coś może być. Choć, gdybym był zdrowy to powiedzieliby mi to.

Musiałem się zacząć szykować na spotkanie z Felix'em. Zależało mi na dobrym wyglądzie. Umyłem drugi raz zęby, choć zwykle robiłem to wieczorem, przed zaśnięciem. Wybrałem schuldne ubrania, jednak nieprzesadnie. Miałem po prostu wyglądać schludnie. Rudzielec był naturalnie piękny, a ja uważałem, że musiałem się postarać, żeby dobrze wyglądać. Ułożyłem włosy, założyłem buty i wyszedłem z domu. Nie mogłem doczekać się, żeby zobaczyć piegowatego. Z bólem diagnozowałem się jako zauroczony. Ciężko jednak było nie popaść w głębsze uczucie niż przyjaźń przy takim uroczym chłopaku. Myślałem o nim całymi dniami. Pojawiał mi się nawet w snach. Felix dbał o mnie bardziej niż moja własna matka. Może był przewrażliwiony. Takie przypadki też się często zdarzały, choć mógł też odwzajemniać niewinne zauroczenie. Tego nie potrafiłem rozszyfrować i byłem na siebie przez to niezwykle zły.

Dotarłem na umówione miejsce. Rozejrzałem się za Felix'em. Rudzielca nigdzie nie było. Gdyby się pojawił na pewno bym o tym wiedział. Poczułem drobne ramiona oplatające mnie od tyłu. Byłem pewnien, że to mój nowy, piegowaty kolega. Odwróciłem się do niego. Od razu się uśmiechnąłem.

– Witaj Binnie! Jak się czujesz? Piłeś już coś? Jesteś głodny? A może zmęczony czekaniem na mnie, bo znowu się zgubiłem na prostej drodze? Tak cię strasznie za to przepraszam! Oh, znowu zapomniałem form grzecznościowych. Przepraszam hyung!

– Dzień dobry Felix. Miło mi cię widzieć. Czuję się znakomicie dokąd mnie przytuliłeś. I nie, nie jestem głodny ani spragniony. Nie musisz się też tak martwić o te formy grzecznościowe. Ja w nich nie widzę głębszego sensu. Nie obrażę się, gdy ich nie użyjesz. Przy innych je stosuj, żeby nie wyjść na niekulturalnego, ale ja od ciebie, na prywatne rozmowy nie wymagam tego. Jasne?

Puste płótno ¦|changlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz