2.

128 11 7
                                    

Kilka dnia później, w weekend, oglądałaś telewizję w spójnym salonie. Leciało na początku kilka bajek, o które prosiły młodsze dzieciaki, następnie ktoś przeskoczył na kanał z wiadomościami.
Spięłaś się widząc materiał o zabitej kobiecie. Kobiecie, której zabicia byłaś świadkiem.
Mówiono o braku świadków, jednak potwierdzono udział dwóch osób, które według mediów przyczyniły się do zabicia kobiety. Dodano również wiadomość o porwaniu dziecka, które było powiązane z zabójstwem. W dalszej części opisywano zabójców, podano wtedy "dowód" na drugą osobę, dowód przedstawiający twoje wymiociny. Policjant mówił, że pobrano próbki i trwa analizowanie danych, by jak najszybciej dotrzeć do zabójcy.
Serce zabiło ci o stokroć mocniej. Przecież ja nic nie zrobiłam... Zostałam wmieszana w zabójstwo!
Szybko wstałaś z fotela uciekając do pokoju. Zaczęłaś szybko oddychać, trząść się... Złapałaś za pobliską poduszkę i zaczęłaś ją gryźć ze stresu.

-Coś się stało? Znowu cię pobili? - spytała twoja współlokatorka tuż po wejściu do pokoju.

-Jest o wiele gorzej - powiedziałam, zerkając na dziewczynę - Masz jakiś bidon? Najlepiej kilka? I coś w puszkach co ma długi termin? - mówiłam drżącym głosem.

-Mam bidony, ale takiego żarcia nie, zapytaj na kuchni, poza tym, po co ci to? - usiadła przy biurku.

-Daj i nie pytaj - wstałam, szybko sięgając po plecak.

-Nie dam ci jak, nie powiesz.

-Dawaj to kurwa! - krzyknęłam w jej stronę.

-Ja pierdole, uspokój się - rzuciła mi worek z trzema bidonami.

Szybko spakowałaś butelki do plecaka. Nie chciałaś, by cię znaleźli, uciekłaś z miejsca zdarzenia i nie pomogłaś tej kobiecie, groziło ci kilka lat więzienia lub poprawczaka.
Ucieczka to było pierwsze, co ci wpadło do głowy, jednak gdzie uciekniesz? Nie masz innego domu, a życie na ulicy to totalnie inny świat. W dodatku nie miałaś jak zdobyć jedzenia, nie miałaś pieniędzy, a na stołówce nie dadzą ci ot tak, tego, co chcesz. Muszę coś wymyślić...

-Connie dalej leży chory? - spytałam już trochę spokojniejsza.

-Ta, a co? - wyszłam z pokoju - Aha, zjebana jakaś.

Przemykałaś się między korytarzami w stronę pokoju schorowanego kolegi, zerknęłaś przez drzwi zobaczyć co się u niego dzieje. Był sam, osłabiony, w gorączce leżąc na łóżku w ciemnym pokoju. Jedzenie trzeba było mu przynosić, nie mógł wychodzić z pokoju ani na chwilę, to była dobra okazja na zgarnięcie odrobiny jedzenia. Wybacz Connie, ja w tym momencie jestem ważniejsza.
Poszłam w stronę stołówki, stara kobieta zmywała stoły, była tam tylko ona. Podeszłaś do niej.

-Ja po jedzenie dla Conniego - powiedziałaś, stając z dystansem od kobiety.

-Za godzinę wydaje posiłki - odburknęła.

-Wymiotował i kazano mi pójść po jedzenie dla niego - improwizowałam.

-Skaranie boskie z wami małe darmozjady - rzuciła szmatą o stół i poszła za ladę do wydawania posiłków. Zaczęła pakować zupę oraz drugie danie do plastikowych pojemników. Po chwili podała mi opakowania - Zaraz masz mi przynieść pieniądze za opakowania - spojrzała na mnie spod byka.

Nie odpowiadając, wyszłaś ze stołówki, skręciłaś w korytarz do wyjścia, pośpiesznie idąc. Wychowawcy nie chodzili po ośrodku, a akurat zaczął się czas wolny, gdzie można było wychodzić na zewnątrz. Szłaś za małą grupką i razem z nimi wyszłaś na dwór, wyminęłaś ich i poszłaś do tylnego wyjścia.

-Ej! [ti], chodź no tu na chwilkę - zawołał wyższy chłopak od ciebie w tym samym wieku co ty. Odwróciłaś się do niego - No chodź, chcę tylko pogadać.

-Czego chcesz? - podeszłam do niego.

-A tak tylko pogadać. Po co ci to jedzenie? - schylił się lekko, przyglądając pudełkom.

-Resztki dla psów - odsunęłaś jedzenie od jego twarzy.

-Znowu zajmujesz się smutnymi psiakami ze schroniska? Ts, trafił swój na swego - zaśmiał się.

-Coś jeszcze chcesz? Nie mam czasu na gadanie z tobą.

-A no mam pytanko, co sądzisz o tym zabójstwie? - uśmiechnął się, lekko zerkając z góry na ciebie.

-Nie mam zdania.

-A znasz taką fajną legendę miejską? Na podstawie twojej ukochanej kołysanki? Twoja mamusia była chyba troszkę pojebana, co? - zaczął rechotać.

-Weź się zamknij zjebie! - popchnęłaś go.

-Spierdalaj, póki możesz świrusko - rzucił we mnie niedopałkiem papierosa. Szybko go strzepnęłam z rękawa. Zmarszczyłam brwi, widząc jego uśmiechniętą twarz, cofałam się powoli, do tylnej bramy nie spuszczając chłopaka z oka, w końcu szybko wybiegłam za bramę, biegnąc z dala od tego miejsca.

Chłopak westchnął, patrząc się na biegnącą ciebie. Złapał za skrawek skóry spod szczęki i zerwał ją z twarzy z cichym syknięciem - Żałuj że nie posłuchałaś za młodu starego Liu...

Kołysanka || Jeff The Killer x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz