4.

106 6 11
                                    

Po straceniu przytomności śniłaś bardzo specyficzne koszmary, nie miały one jednak określonej fabuły, jeżeli można to tak nazwać. Większość z nich miała okropne zakończenie, przez co twoje ciało wierzgało po ziemi jak zwariowane, dopiero po którymś obudziłaś się z krzykiem, szybko jednak zatkałaś usta, przypominając sobie sytuacje, dlaczego w ogóle straciłaś przytomność. Ogarniętym strachem ciałem szybko podsunęłaś się pod ścianę, bo jakby nigdy nic nagle znalazłaś się na środku całego pomieszczenia, gdzie zdarzyła się poprzednia sytuacja. Głęboki wdech delikatnie cię uspokoił, zmarszczyłaś jednak brwi, widząc ciągnący się za tobą ślad krwi. Drżącą dłonią dotknęłaś boku głowy, który piekł, jakby się palił, ociekał także dużą ilością krwi, która wchłonęła się w twoje ciuchy, które natomiast były całkowicie podarte, jakbyś uczestniczyła w jakiejś bójce, tylko jak? Będąc nieprzytomnym, mogłaś gówno zrobić, no, chyba że umrzeć w spokoju.

-Mówiłem ci już coś na ten temat zasrańcu - szybko przywarłaś do ściany, słysząc głos praktycznie obok siebie. Ktoś ponownie był w domu i to nie tym razem tamten przeraźliwe wyglądający facet, głosy się nie zgadzały.

-Zamknij się - odpowiedział mu drugi głos, uświadamiając cię, że maszkara dalej przebywa w domku. Twoje dłonie bardziej przywarły do twoich ust, by jeszcze bardziej stłumić wszystkie dźwięki, jakie wydawałaś, praktycznie już nie oddychałaś.

-Ciągle się chwalisz, że jesteś takie zajebisty w tej robocie, a tak naprawdę gówno umiesz.

-Powiedziałem, byś się zamknął.

-Masz racje, no tak, masz racje. Pójdę zobaczyć jak się trzyma twoje niedoszłe trofeum, zjebie - kroki skierowały się w twoją stronę.

Szybko odskoczyłaś od ściany, uciekając na drugi koniec pokoju pod szafę, w której się schowałaś. Zagryzłaś mocno rękę nie tylko, by być cicho, ale także, by znieść tutejsze owady, które na powitanie postanowiły wskoczyć na twoje ubrania.

-A to ci niespodzianka - zamknęłaś szczelnie oczy słysząc mężczyznę w pomieszczeniu, w którym właśnie się ukrywałaś - Uciekła? Nie, za słaba na ucieczkę... Usłyszelibyśmy, tak, usłyszelibyśmy... - z odgłosów wynikało, że stał tuż pod szafą. Przez tę krótką chwilę czułaś niewyobrażalny ból w klatce piersiowej, a to wszystko przez strach - W szafie zalęgły się karaluchy... Nie ma jej tam, na pewno nie ma - mówił. Na samą wieść to tych paskudach przeszedł cię dreszcz obrzydzenia, marzyłaś, by facet poszedł stąd, a ty mogłabyś wyjść z tej szafy i uciec jak najdalej się da.

Minęła minuta, a może sekunda? Drzwi szafy otwarły się z hukiem, na co krzyknęłaś przeraźliwie na całe gardło, uderzając na oślep przeciwnika przed sobą. Twoje słabe techniki walki zostały wychwycone, mężczyzna złapał cię za rękę wykonującą cios i wyszarpał z szafy wprost na ziemię. Zaczęłam kasłać przez mocny upadek na klatkę piersiową - Proszę...! Zostaw mnie...! - załkałam lekko łamiącym się głosem.

-Uspokój się - odpowiedział głos, w którym można było wyczuć, że ma z tego niezły ubaw.

Nie chcąc tracić pozycji (która, tak czy siak, już była stracona) obróciłaś się na plecy, patrząc wprost na wroga. Nie wiedziałaś, czy płakać z przerażenia, czy ze szczęścia - Liu!

-Za bardzo dramatyzujesz, drzesz mordę, twoja samoobrona jest do dupy - zaczął dyktować.

-Liu! - z bólem w każdej części ciała wstałam z ziemi, przytulając się do niego, ten na to głośno westchnął, widocznie pokazując, że mu się to nie podoba - Musimy się stąd wydostać! Tu jest jakiś psychol! Szybko! - wykrzyczałam mu w twarz, łapiąc jednocześnie za rękaw. Pociągnęłam rozbawionego chłopaka w stronę wyjścia.

Tuż po wyjściu z pomieszczenia na widok psychola w drzwiach w ułamku sekundy zatrzymałaś się, o mało co ponownie nie wywracając się na ziemię.

-Mówisz o nim? - spytał brunet, pochylając się nad moim uchem - Na tego tu osobniaczka? - wskazał na niego palcem.

W ciszy i kompletnym przerażeniu, wgapiałaś się na dziwaczną postać stojącą w drzwiach, stał lekko przygarbiony, prosto w drzwiach wyjściowych odcinając ci tym drogę ucieczki. Z twarzy nieustannie spływała mu krew, dłonie miał puste jednak z kieszeni białej, aczkolwiek poplamionej krwią bluzy wystawał nóż, lekko zardzewiały, ale na pewno ostry, całości dodawało smaczku to, że facet wgapiał się wyłupiastymi oczami i wyłącznie tylko w ciebie.

-Z-zrób coś idioto! - krzyknęłaś, wskakując za plecy znajomego, popchnęłaś go w stronę mordercy.

-Ale co ja mam zrobić? - zaśmiał się, na spokojnie pochodząc do drugiego faceta, to kompletnie zbiło cię z tropu - Mam zabić brata? Kuszące nie powiem.. - zaśmiał się. Brunet usiał na małym stoliczku tuż obok dziwaka, wyciągnął paczkę papierosów - Chcesz? - spytał mordercę, wyciągając w jego stronę paczkę, ten jednak nie odpowiedział, ciągle patrzył wprost na ciebie, dosłownie nie wykonując żadnego ruchu.

-Co ty wyprawiasz... - powiedziałam, osuwając się na ziemie po szafce stojącej za mną.

-No tak! Co za ze mnie za niewychowany gnojek - zaśmiał się jednocześnie odpalając papierosa - Jeff, to jest [Ti], moja znajoma z sierocińca, [Ti], to jest Jeff i tak jak mówiłem, to mój braciszek.

-Co ty chrzanisz... - powiedziałam, także nie spuszczając z oka psychopaty.

-No wypadałoby się poznać skarbie, skoro z nami tu zostaniesz - Woods spojrzał na mnie, już z mało uśmiechnięto twarzą - To tu to nie będzie taka sielanka jak w tamtym więzieniu, tu będziesz musiała zapracować na jedzenie.

Kołysanka || Jeff The Killer x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz