𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 14
Jechałam samochodem z wujkiem Pablo i jego matką dobre kilka godzin, które dłużyły mi się niemiłosiernie. Nikt się do mnie nie odzywał i sami też ze sobą nie rozmawiali. Milczeli... Ja tak samo. Z jakiegoś powodu nie widziałam sensu zaczynania rozmowy. W końcu mnie porwali. Ale czy na pewno zabranie mnie spod skrzydeł ojca można nazwać porwaniem? Chyba nawet jest mi to na rękę...
Przymknęłam na chwilę powieki i właśnie wtedy drzwi pojazdu otworzyły się. Zerknęłam w tamtą stronę, a tam stał Pablo. Otworzył on drzwi swojej matce, przez które właśnie wychodziła. Moje natomiast otworzył łysy mężczyzna. Podał mi swoją dużą dłoń, a ja po prostu ją chwyciłam. Spojrzałam mu w oczy... Były takie piękne.
- Masz chorobę lokomocyjną? - z transu wyrwał mnie głos Pablo.
- Co? - spojrzałam na niego ze zdziwioną miną.
- To, co słyszałaś. - mruknął na mnie.
- Em... Raczej nie. - odpowiedziałam zdezorientowana.- Czemu pytasz?
Nie odzywając się słowem, dłonią wskazał mi odpowiedź. Spojrzałam tam i wtedy oniemiałam. Przed swoimi oczyma ujrzałam port morki, gdzie wiele statków było już zakotwiczonych. Na chwilę zamarłam. Gdzie chcą mnie zabrać?
- Chyba nie myślisz, że gdzieś z tobą popłynę.
- Nie myślę. Ja to wiem. - uśmiechnął się i skinął dwoma palcami w moją stronę.
Nie musiałam długo czekać, aż goryle tego gangstera podeszli do mnie i na początku złapali pod pachami. Zaczęłam się z nimi szarpać, więc jeden z nich przerzucił mnie przez ramię jak worek ziemniaków. Biłam go po plecach krzycząc, że mają mnie w tej chwili puścić, jednak nikt z nich mnie nie słuchał. Mieli gdzieś moje krzyki i to, że biłam jednego z ich ludzi.
Postawili mnie na pokładzie i stanęli przede mną murem. Już wiedziałam, że nie odstąpią mnie nawet na chwilę... Jedynym ratunkiem było jedynie rzucenie się w tą pewnie cholernie zimną wodę. Pablo załatwiał jakieś sprawy z żeglarzem, który najwyraźniej zgodził się przewieźć nas na wyspy kanaryjskie.
- Nie masz swojego statku? - mruknęłam, jakoś próbując spojrzeć na mężczyzną zza tych wysokich mężczyzn.
- Mam. - odpowiedział krótko.
- To czemu nim nie przypłynąłeś?
- Miałem zdradzić, że to Matos po ciebie przypłynął? - goryle Pablo nagle rozstąpili się jak Morze Czerwone pozwalając szefowi do mnie podejść.- Massimo miał nie wiedzieć, kto cię porwał. Dlatego właśnie nie przyjechałem i nie przypłynąłem tu niczym, co należy do mnie.
- Jeśli przyciśnie tych ludzi to szybko do nas dotrze.
- Nie musisz się o to martwić. - mężczyzna złapał mój podbródek i zbliżył się do moich warg.
Spięłam się... Czułam jego ciepły oddech, zapach tych cholernie drogich, męskich perfum i nagle, nie wiedzieć czemu, zapragnęłam by mnie pocałował. Chciałam go poczuć... Nie! Przecież mnie porwał. Czego on chce, do cholery?! Może chce mnie skrzywdzić? A może zgwałcić... Uczynić swoją zabawką! Nie pozwolę na to.
- Może lepiej będzie jak już popłyniemy. - odepchnęłam go od siebie.
Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony i zabrał rękę, chowając ją do kieszeni spodni. Westchnął cicho po chwili i oczywiście lekko skinął głową. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, on już szedł do kapitana statku, a jego goryle z powrotem stanęli tak, bym nie mogła wyjść. Prychnęłam tylko na nich i usiadłam na zimnym i mokrym pokładzie. Nie minęła długo chwila, a już płynęliśmy. Ja, Pablo, kobieta i ten łysy mężczyzna oraz ludzie tego gangstera.
Rejs minął mi szybko, może dlatego bo zasnęłam. Kiedy jednak się obudziłam, byliśmy już na miejscu, a Pablo niósł mnie na rękach przez długi korytarz. Wyglądał na zmęczonego, prawie padniętego. Mężczyzna ledwo szedł. Powoli, jakby każdy ruch do przodu kosztował go maximum siły. Sięgnęłam dłonią do jego policzka.
- Już nie śpisz?
- Mogę sama iść...
- To nie jest odpowiedz na moje pytanie. - zaśmiał się cicho. Poprawił mojego ciało w swoich ramionach, ale próbował nie podrzucać. Może to lepiej...
- Odstaw mnie i idź do pokoju. - mruknęłam.- Zaczynasz wyglądać jak siedem nieszczęść.
- Co się tak o mnie martwisz? - zerknął w moje oczy. Przeszedł mnie dreszcz, bo miałam wrażenie, że przeszywał mnie na wylot.
- Nie chcę cię smucić, ale w tej sytuacji martwię się o siebie. Nie chcę wylądować dupą na podłodze.
- Coś w tym jest. - odstawił mnie na podłogę, jednak bardzo blisko ściany. Oparłam się o nią plecami, a on przysunął się do mnie.
- To może ty zaniesiesz mnie do pokoju? - jego głos wydawał się mieć pożądliwy ton.
- Mogę cię tam zaprowadzić, ale musisz powiedzieć mi, gdzie jest mój pokój. - westchnęłam, biorąc go pod ramię.
- Twój pokój to ten, tuż obok mojego. - oznajmił.- Trafisz z łatwością. - dodał, a ja kiwnęłam głową.
Nim się spostrzegłam, szłam z nowo poznanym gangsterem do jego pokoju, który na pierwszy rzut oka wydawał się mały. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Łóżko, szafki, duże okno, lampa i lampka na komodzie. Cały pokój wydawał się jasny, był przyjemnie ciepły, co sprawiało, że nie chciało się z niego wyjść. Posadziłam mężczyznę na łóżku, a ten, gdy się kładł, zapomniał mnie puścić i padłam na niego swoim ciałem. Oboje coś mruknęliśmy, a gdy tylko się podniosłam z niego część swojego ciała... nasze oczy się spotkały. Czekoladowo włosy o jasnych, brązowych tęczówkach przeszywał moją duszę na wylot. Mimo, że wyglądał na bardzo zmęczonego... czułam jak nad czymś rozmyśla. Jego ciało lekko się spięło, a ja na chwilę zapomniałam o całym świecie, dopóki do moich uszu nie doszedł kobiecy, już dobrze znany mi głos.
- Tam u was wszystko dobrze? - matka chłopaka zapukała do drzwi dwa razy.
- Oczy...-Oczywiście...! - szybko zaczęłam schodzić z mężczyzny, gdy drzwi do pokoju zaczynały się otwierać.
Kobieta weszła do środka, a ja stałam obok łóżka. Pablo spał, a może udawał...? Tego nie wiedziałam.
- Zaprowadził cię tutaj? - westchnęła kobieta.
- Co? Nie... To ja go tutaj zaprowadziłam. - oznajmiłam będąc lekko zmieszaną.- Prawie zasypiał, więc bałam się, że padnie na podłogę.
- Oh... - kobieta zerknęła na syna.- Biedactwo. Ostatnio ma tak wiele na głowie, a teraz jeszcze konflikt z Don Massimo.
- Właśnie... Jeśli o to chodzi~...
- Amelio, mógłbym cię prosić na chwilę? - do pokoju wszedł łysy mężczyzna.
- Jasne. Chodź, Luca - spojrzała na mnie i podała mi dłoń.- Zaprowadzę cię do pokoju.
Podeszłam do kobity, złapałam się ciepłej dłoni kobiety i wyszłam z pokoju Pablo, który najwidoczniej nas wszystkich oszukał, ponieważ tylko udawał, że spał głęboko. Gdy wychodziłam za matką swojego porywacza, może raczej "bohatera", widziałam jak czekoladowo włosy podnosi się do siadu i mi macha. Długo na to nie patrzyłam, ponieważ łysy mężczyzna zamknął za nami drzwi. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego, w jakie bagno się wpakowałam.
C.D.N.
CZYTASZ
Koniec 365 dni || Przyszłość rodziny spoczywa w JEJ rękach?!
ChickLit" Koniec 365 dni || Przyszłość rodziny spoczywa w JEJ rękach?! " Ciężarna Laura zostaje postrzelona. Najlepsi lekarze walczą o życie kobiety. Jej mąż, głowa sycylijskiej mafii, musi podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu - kogo ocalić: ukochaną...