Lucyfer naprawdę nie miał ochoty na spotkanie. Na widzenie się z kimkolwiek. Gdy Nora wyszła na spotkanie z Asmodeusem, jedyne o czym marzył to sen.
Ale obiecał Samaelowi.
Dlatego, motywując każdą część swojego ciała, ogarnął się - dresy zmienił na garniturowe spodnie, a koszulkę na czarną, dopasowaną koszulę. Zbierając jeszcze butelkę swojej ulubionej whisky wzbił się w powietrze i pomknął w stronę północy, części Samaela.
Północ była najbardziej mrocznym zakątkiem Piekła. Co było dosyć dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że jednym z książąt był Asmodeus, ale taka była prawda. Mrok wypływał przez bramy północy.
W głównej mierze było to spowodowane tym, że Samael nie przywiązywał dużej wagi do wyglądu miasta. Zostawiał je całkowicie demonom, a jego dzieła były najbardziej oryginalne. Wiadome było, że rasa demonów stworzona przez Samaela była najlepsza w walce. Idealna do wojen, wojsk. Jednakże była też najbrutalniejsza, nie do opanowania.
Dlatego miasto Samaela wyglądało jak pobojowisko. Lub miało tak wyglądać.
Samael do perfekcji opanował tworzenie sieci kłamstw i iluzji. Lucyfer bardzo dobrze pamiętał, jak na początku starał się dostać do Pałacu Samaela pieszo po ich kłótni. Nigdy nie udało mu się wydostać z tych labiryntów, póki głośno nie przeprosił Samaela. Dopiero wtedy ten się litował.
Książę Wschodu wzdrygnął się na to wspomnienie i przyspieszył, chwilę później lądując na balkonie komnaty Samaela. Nie miał zamiaru wspinać się tu po schodach Pałacu, tym bardziej, że nie mógł być pewny, że się nie zgubi.
Cofnął drzwi i wszedł do środka. Na miejscu był już Lewiatan, więc można by rzec, że wszyscy byli w komplecie. Asmodeus nigdy nie przybył na ich spotkanie, a nawet gdyby teraz chciał, miał spotkanie z Norą.
- Spóźniłeś się - zauważył Samael, rozłożony wygodnie na swoim fotelu przy biurku. Lewiatan był dosłownie rozwalony na łóżku Samaela.
Więc Lucyferowi została kanapa.
Padł na nią wygodnie, stawiając na stole butelkę.
- Ale mam alkohol.
- Wygrałem! Mówiłem, że przyniesie - oznajmił dumnie Lewiatan, unosząc zwycięsko rękę do góry.
- Świetnie, wygrałeś polewanie. Ruszaj dupę - zarządził Samael, posyłając mu złośliwy uśmiech.
Lewiatan prychnął pod nosem, ale wstał i zabrał się za robienie drinków.
- No to skoro już się tu wybrałem, to opowiadajcie. Samaelu, bracie, jak tam Twoja miłość? - spytał Lucyfer, zakładając ręce za głowę.
Starał się brzmieć, jakby był tym naprawdę zainteresowany. Ale nawet gdy się starał, nie mógł pozbyć się myśli, które tłoczyły mu się w głowie. I emocji, które swoim ciężarem dociskały go do kanapy.
- To nie moja miłość. Jeszcze - dodał po chwili, kryjąc uśmiech. - Dobrze. Naprawdę dobrze. Gdy cię nie było, ustaliłem z Lewiatanem, że Astarte będzie u mnie parę dni - dodał. - I przyjdę z nią na kolację do was.
- Dalej nie wiem jak sobie poradzę bez niej - westchnął ciężko Lewiatan, podając drinka Samaelowi.
- Abriel Ci pomoże - parsknął Samael.
Lucyfer uniósł jedną brew, nagle zainteresowany.
- Abriel?
- Tia, poznałem go... Na wojnie tak naprawdę - parsknął Lewiatan, podając szklankę Lucyferowi. - Ocalił mi życie.
CZYTASZ
Korona w ogniu | BREATHE
Romance"Tylko miłość, tak głęboka i silna jest w stanie albo rozpłatać świat na kawałki... Albo zwrócić się przeciwko sobie"