| CZĘŚĆ 1|𝐀𝐥𝐨𝐧𝐞. 𝐀 𝐭𝐫𝐮𝐭𝐡 𝐈 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐟𝐞𝐥𝐭 𝐬𝐢𝐧𝐜𝐞 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬.
- 𝐌𝐞𝐥𝐢𝐬𝐬𝐚 𝐁𝐫𝐨𝐝𝐞𝐫, "𝐋𝐚𝐬𝐭 𝐬𝐞𝐱𝐭"Kiedy spotkali się po raz pierwszy, deszcz odbijał się od samotnych szyb Hogwartu.
Melodia wystukiwana przez duże krople wody została zagłuszona przez rozmowy uczniów, dopóki jeden głośny, solidny i stary głos nie rozbrzmiał po sali uciszając te małe, ciekawe głosiki. Zapanowała cisza.
Mężczyzna od głośnego i solidnego głosu przemówił, a różnokolorowe oczy zwróciły na niego swoją uwagę. Zieleń, błękit, ciemny brąz znikały tylko wtedy, gdy oczy musiały mrugnąć aby oko się nie wysuszyło i nie popłynęły z niego łzy, tak jak krople deszczu spływały po ogromnych szybach.
Harry Potter siedział pomiędzy swoimi przyjaciółmi popijając wodę z srebrzystego kielicha. Obserwował zdezorientowanych, zestresowanych i podekscytowanych pierwszoroczniaków stojących przed Albusem Dumbledorem.
Też kiedyś był jednym z nich. Dokładnie cztery lata temu. Wydawałoby się, że stał tam zaledwie wczoraj, lekko zlękniony i niepewny świata wokół. Starał się słuchać Albusa, jednak jego słowa przytlumiały ciecz uderzającą o witraż, tak jak dzisiaj. Jego zielone tęczówki sunęły po oknach, obserwując krople, mimo iż ledwo je widział, gdyż znajdowały się zbyt daleko od niego. I wtedy zielone oczy napotkały te zimne, stalowe. Życie spotkało Śmierć. Szczęście pech. Miłość nienawiść. Właściciel srebrnych oczu uśmiechnął się wrednie, a Harry speszony odwrócił wzrok. Potem mógł już całkowicie skupić swoją uwagę na mężczyźnie wygłaszającym przemówienie.Można by powiedzieć, że umysł Harrego Pottera absorbował Draco Malfoya. Ale nie w dobrym sensie. Myślał o nim jako o wrogu, śmierci, pechu, nienawiści. I teraz gdy rozsądek przywołał to wspomnienie okularnik kątem oka spojrzał na stół Ślizgonów. Nie było jednak tak jak pierwszego dnia; nie podniósł wzroku i nie obdarzył Harrego widokiem swoich stalowych tęczówek. Tak więc chłopak szybko odwrócił wzrok. Wlepił go w swój talerz, a w tle magiczna czapka wykrzykiwała co chwilę:
Slytherin, Gryffindor, Hufflepuff, Hufflepuff, Slytherin, Ravenclaw.Na chwilę głos czapki przygasił śmiech jego przyjaciółki - Hermiony Granger. Spojrzał na nią szybko. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu, kiedy bliźniacy z chytrym uśmiechem na ustach przyglądali się Granger. Byli dumni z tego, że udało im się ją rozśmieszyć.
Później do sali wtargnęły ładne dziewczyny w niebieskich strojach, a zaraz po nich chłopacy bez koszulek skaczących po całej szerokości sali. Harry zmarszczył brwi, nie wiedząc co się dzieje. Nie przysłuchiwał się słowom Albusa Dumbledora.Dopil wodę do końca i westchnął cicho.
❆
Jednego dnia, zaledwie kilka dni po wyrzuceniu z Czary Ognia imienia i nazwiska złotego chłopca, nie padało. Słońce przedzierało się przez kolorowe liście na drzewach tańcząc w kolorach cieni.
Tego dnia z nieba nie spadały chłodne krople wody, lecz liście, a zaraz między nimi przedzierał się okularnik. Te wirowały wokół niego, gdy tylko minął je szybko wprawiając je jednocześnie w szybszy ruch. Był jak wichura rozrzucająca rzeczy wokół siebie.
Zaraz przed nim jak najgęstszy las wyrosło stado uczniów. Jeden przy drugim, drugi przy jednym. Stykali się ramionami i deptali sobie po nogach, sycząc pod nosem bezwstydne przekleństwa.Nagle stado uczniów rozsunęło się; jak most zwodzony, przepuszczając nadpływający statek; słysząc krzyki i śmiechy dwóch chłopaków.
Rude czupryny przekakiwały to na prawo to na lewo, przerzucając do siebie nawzajem słoik z glutowatyą substancją, a w niej mała kulka, poruszająca się to w prawo, to w lewo, to w górę, to w dół, gdy bliźniacy targali słoikiem w te i wew te.
CZYTASZ
reasons why we don't like rain | drarry
Fanfiction❝ Kiedy spotkali się po raz pierwszy, deszcz odbijał się od samotnych szyb Hogwartu. Kiedy posłali sobie ostatnie spojrzenie, deszcz obmywał ich twarze z łez i ran. Nigdy nie lubili deszczu. ❞ [wszystkie podobieństwa są przypadkowe!]