Nigdy nie brał pod uwagę młodej złodziejki kiedy pytano się go ile dziewczyn pocałował.
Była jego pierwszą miłością i wtedy jednocześnie wiedział i nie wiedział czym było to uczucie. Na pewno znał je bardziej niż teraz.
Młoda złodziejka miała na imię Marcella. Miała krótkie czarne włosy i duże piwne oczy. Nie należała do bogatych osób w okolicy. Przeciwnie, mieszkała, potocznie mówiąc przez mieszkańców — na ulicy. Mimo to nie mieszkała na niej bezpośrednio. Małe, rozpadające się mieszkanie na parterze w starym bloku było jej domem. Jej i jej matki.
Często kradła świeży chleb z stolików wystawionych przed piekarnią, a potem uciekała niemal niezauważona.
Rzadko kiedy ktoś zauważał młodą złodziejkę. Uciekała z pola widzenia piekarzowi, klientom, grajkom na ulicy, nawet samemu chłopcu bez serca. Nie zauważył jej w tłumie ludzi. Bowiem dlaczego miałby zwrócić uwagę na osobę z krótko przyciętymi czarnymi włosami i za dużymi, wiszącymi dresami na jej drobnym ciele.
To był dzień kiedy w końcu sprzeciwił się swoim rodzicom. Pierwszy i ostatni. Wymknął się z domu przez okno zaciskając różdżkę w zębach. Nigdy tego nie robił, dlatego przy ostatnich dwóch metrach, poślizgnął się i upadł na plecy. Przeklnął w myślach by zaraz stanąć na równe nogi, szybko rozmasować kręgosłup i rzucić się biegiem w stronę wejścia na posesję jego domu.
Draco nie znał się wtedy na uliczkach Londynu tak jak teraz. Błądził godzinami, nie wiedząc gdzie idzie i gdzie właściwie jest.
Nim słońce ogrzało swoimi promieniami czubki dachów, blondyn znalazł się na wielkim placu wypełnionym, różnymi stołami, na których ustawione były najrozmaitsze rzeczy. Ludzie przepychali się między sobą rozmawiając, śmiejąc się i targując.
Złodziejka zauważyła chłopca bez serca niemal natychmiastowo. Wyróżniał się w tłumie. Drogie ciuchy, jasne włosy, blada cera i te oczy. Zdawały się martwe. Marcella obserwowała go przez jakiś czas, udając, że szuka czegoś konkretnego na targu. Widziała jak wszyscy zerkają na chłopaka kątem oka, sekretnie wytykają go palcami i szeptają sobie historie na ucho.
Blondyn jednak niczego nie zauważył. Nie widział spojrzeń, palców ani nie słyszał opowieści opuszczających usta ludzi na targu. Przechodził między wielkimi stołami nakrytymi obrusami różnego koloru i poustawianych na nich rzeczy na sprzedaż.
Czasami na ziemi podczas spacerów znajdował mugolskie pieniądze. Zbierał je i wrzucał do starej puszki, którą chował pod łóżkiem. Tej nocy, wykradając się z domu przez okno, wepchnął znalezione drobniaki do kieszeni bluzy.
Idąc, czuł jak pieniądze odbijają się od siebie i tworzą nową dla niego muzykę. Do jego nozdrzy dotarł słodki zapach z stoiska po jego lewej stronie. Woń przyciągała go do siebie jak magnes. Niemal jak zahipnotyzowany podszedł do stoiska z słodkimi bułeczkami i stanął w kolejce za niską starszą panią.
Zniecierpliwiony blondyn wyginął głowę to na prawo to na lewo, obserwując czy kolejka przed nim się kurczy.
Rozejrzał się po stoisku. Jego uwagę przybrała okrągła bułeczka polana lukrem. Zaraz obok niej widniała cena i chłopiec widząc ją, automatycznie przeliczył swoje drobne pieniądze w kieszeni.
Miał ochotę skakać, gdy okazało się, że starczy mu pieniędzy. Nadal wychylając głowę w prawo i lewo obserwował kolejkę. Im krótsza się stawała tym bardziej czuł, że zbliża się jego szczęście.
Słońce oświetliło już cały plac swoją złotą poświatą, rażąc blondyna w oczy. Gdy w końcu nadeszła jego kolej, a starszy pan spytał się go co podać, Draco wskazał palcem lukrowaną bułeczkę. Sprzedawca zlustrował go wzrokiem, a potem włożył bułeczkę do papierowej torby. Blondyn podał mu pieniądze, staruszek szybko je przeliczył i bez słowa podał mu torbę już zagadując kolejnego klienta.
CZYTASZ
reasons why we don't like rain | drarry
Fanfic❝ Kiedy spotkali się po raz pierwszy, deszcz odbijał się od samotnych szyb Hogwartu. Kiedy posłali sobie ostatnie spojrzenie, deszcz obmywał ich twarze z łez i ran. Nigdy nie lubili deszczu. ❞ [wszystkie podobieństwa są przypadkowe!]