❝ 9 ❞

91 4 1
                                    

Dziwiło go to jak ludzie dzielili chmury i gwiazdy na dwie różne rzeczy.

    Tak jakby wcale nie znajdowały się na tym samym niebie. Jedne jednak były bardziej widoczne za dnia, a inne nocą. Mimo to ich obecności nie można było się pozbyć.

    Kiedy na niebie świeciło słońce, chmury biegały tworząc białe puchy na błękitnym jedwabie, a gwiazdy nadal tam były. Skryte w ciemności, niezauważone, okradzione z jasności słońca. Nocą zaś odzyskiwały swój połysk. Rozświetlały ciemny granat na górze sprawiając, że tym razem chmury kryły się w ich cieniach. Ale jednak cały czas tam byli. Nigdy się nie wykluczali, czuwali razem, raz bardziej widoczni, a raz mniej.

    Nikt nie wiedział, że są razem, bo każdy skupiał się na nich osobno. I to ich gubiło, to sprawiało, że mogli być na tym samym niebie znacznie, znacznie dłużej.

Wymykając się z dormitorium po godzinach ciszy, ani przez chwilę nie pomyślał o konsekwencjach.

    Musiał się odstresować, przestać w końcu o wszystkim myśleć. Zapragnął poznania ciszy i chwilowego ukojenia swojego umysłu. Wymykając się wcale nie wiedział, gdzie chce tak naprawdę iść. Wiedział tylko, że nie skieruje się w stronę małej biblioteczki z nocnym niebem na suficie. Miał świadomość, że nie spotka tam złotego chłopca o tej godzinie, a mimo to, coś mu podpowiadało by odpuścić sobie odwiedziny tego miejsca.

    Nogi zaprowadziły go do biblioteki. Tej większej, głównej. Wysoki sufit ginął w cieniach, a ciemności otulały regały z książkami, tak aby bez problemu można było się w nich zgubić. Nocą, biblioteka stawała się pogrążonym w mroku i niebezpiecznym labiryntem. Jakby wszystkie złe i mroczne historie ożywały i błąkały się bezcelowo po ogromnym pomieszczeniu. Szukały ofiary. Nikt jednak nie przychodził, więc przesiadywały samotnie w czeluściach ciemności by potem wrócić do ksiąg, z których uciekły.

    Tej nocy było jednak inaczej. Szarawe cienie skakały i chowały się na zmianę na widok chłopca bez serca. Obserwowały go z boku, spomiędzy regałów. Teraz pozwoliły sobie nawet oddalić się od swoich ksiąg, by przyjrzeć się jasnej czuprynie zmęczonego chłopca.

    Chciały do niego podejść. Otrzeć się swoim mrokiem o jego światło. Jednak kiedy pierwszy cień odważył się dotknąć swoją chłodną, mglistą dłonią, ze szponami ostrymi jak zakończenie wskazówek zegara, przechylił głowę zdziwiony. Jego cień zafalował, a potem rozpłynął się w ciemnościach.

    Reszta cieni spojrzała po sobie. Czyżby chłopiec nie miał w sobie światła?

    Mrok zginął, gdy chłopiec bez serca zapalił jedną ze świec. Niektóre cienie obserwowały go z daleka, jednak kiedy ten zapalił kolejna świeczkę, zmrok zniknął, chowając się przy swoich księgach.

    Siedział tutaj dość długo, a przynajmniej tak mu się wydawało. Był zbyt zmęczony by czytać cokolwiek, dlatego przeglądał obrazki w książkach, zabranych z zakurzonych półek biblioteki.

    Co jakiś czas, z szybko bijącym sercem podnosił gwałtownie głowę, by rozejrzeć się dookoła, czy aby na pewno nikogo tu nie ma. Był niemalże pewien, że słyszał odgłos szurania butów o chropowatą powierzchnię podłogi. Uspokajał się w myślach, karcąc za dziwne wyobrażenia. Po pewnym czasie nie mógł się nawet skupić na przyglądaniu się obrazkom. Zapominał by zapamiętywać ich wygląd.

    Kiedy po raz kolejny usłyszał jakby ktoś poruszał się pomiędzy regałami, wstał i odłożył książkę na półkę. Zgasił świece i szybko skierował się do drzwi.

reasons why we don't like rain | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz