❝ 11 ❞

70 2 0
                                    

Był taki czas, że myślał, że będzie znał go po wsze czasy.

    W końcu złe rzeczy nigdy nie opuszczały jego umysłu. Pałętały się po kątach, by od czasu do czasu stanąć w świetle i przypomnieć mu o sobie. Dlaczego więc on miałby kiedykolwiek go opuścić? Miał wrażenie, że Harry będzie jego cieniem jeszcze długi, długi czas, jako kara za wszystkie okropne rzeczy, które uczynił. Wszystko co złe, czepiało się jego. I nie próbował z tym walczyć, czasmi naprawdę uważał, że na to zasługuje. Błagał się by ktoś, kto sprawia mu przykrość, nigdy go nie opuszczał, bo nie mógł znieść myśli, że sam on robił takie rzeczy innym. Karał się sam, by inni nie musieli tego robić. Nie chciał być karanym przez innych. Bowiem co bolało bardziej, cios zadany przez siebie, czy osobę, za którą nie przepadał?

    Tak więc trzymał przy sobie ojca i Crabbe'a, i Goyle'a też. I mimo iż nienawidził całej trójki, i mimo iż sprawiali, że czuł się źle, trzymał ich przy sobie. Byli jak ostry kamyczek w jego bucie, którego za nic nie chciał się pozbyć. Czuł ulgę, jakby karał się za to, że on może chodzić, kiedy inni przesiadywali na wózkach inwalidzkich. Obwiniał się o wszytko, a na zewnątrz to on obwiniał innych.

    Był jak gąbka. Oddawał to, co w siebie wsiąknął. Przez pewien czas sprawiało mu to ulgę, teraz jednak nie wytrzymywał. Powoli się załamywał. Częściej płakał, mniej spał. Nie mógł oderwać się od natrętnych myśli, które brzmiały jak jego zawiedziony ojciec.

    Zamykał się w pokoju, lecz kolorystyka pomieszczenia tak bardzo przypominała mu o rodzinie i o tym, jakim wielkim zawiedzeniem może się okazać względem nich. Tak więc zaczął przesiadywać w małej biblioteczce. Nocne niebo na suficie, tańczące płomienie, cisza. To go uspokajało, dawało chwilowe ukojenie dla umysłu. Tak jakby magia znajdująca się w pomieszczeniu leczyła. Sprawiała, że zdrowiał. Jednakże kiedy w jego miejscu zaczął przesiadywać i on, osoba, która miała go karać, przestawał lubić to miejsce. Przypominało mu o okropieństwach, a z czasem także i o nim. Kiedy myślał, że tego dnia pójdzie przesiedzieć jakiś czas w biblioteczce, nie myślał o tym, czy świece się wypaliły, i czy będzie musiał zabrać nowe, albo czy ktoś nie przypomni sobie o tym miejscu i nie zedrze jego nieba z sufitu (nie wiedział dlaczego ktoś miałby to robić, a mimo to odczuwał pewien dyskomfort, gdy wchodził do biblioteki, a jego serce czuło, że nie ujrzy już malowanych gwiazd), a potem gdy złoty chłopiec znalazł go w jego kryjówce, zaczął się zastanawiać, czy dzisiaj też go tutaj znajdzie. Czy będzie czekał na niego, a Draco może nawet opowie mu o tym co czuje.

    Może wtedy nie traktowałby go jako karę.

    Dzisiaj także czekał na niego. Wcale nie obchodziło go niebo, gdyż już sprawdził iż nadal jest na suficie i wiedział, że nie musi się chwilowo o nie martwić. Harry jednak nie przyszedł, a blondyn pomyślał, że jego karą teraz będzie brak obecności Gryfona. Płakał przez całą noc i chciał komuś pokazać. Chciał żeby ktoś zobaczył w jak wielkiej rozsypce się znajduje.

    I czasem błagał fałszywe gwiazdy na suficie, ale one nie słuchały. Prawdziwe gwiazdy obraziły się na niego, za to, że ogląda te zamiast ich. Prawdziwe gwiazdy zastanawiały się, co chłopiec bez serca widzi w fałszywych gwiazdach bez blasku, kiedy zaraz nad sobą miał te prawdziwe, rozświetlające mrok. A on myślał, że czuje się jak taka fałszywa gwiazda na suficie. Obserwowana i podziwiana przez wszystkich i może byłby prawdziwy, gdyby nie sufit i farba, która go stworzyła i kazała widnieć tak długo jak sobie tego zażyczy.

List od ojca wcale nie pomógł.

    Jeszcze przed kolacją dostał dość długą wiadomość od ojca, który skarżył się na pogorszenie się jego ocen. Był początek drugiego semestru, a Draco nie rozpoczął go zbyt dobrze. Nie mógł skupić się na nauce. Gdy tylko przysiadywał przy biurku, oczy zaczynały mu się zamykać, a głowa błagała by oparł ją o blat i wtedy mógłby zasnąć. I zasypiał. Za naukę brał się głównie późną nocą, gdyż za dnia nie mógł zmusić się by usiąść i zrobić coś pożytecznego.

reasons why we don't like rain | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz