4.

829 79 36
                                    

Dni mijały, codziennie jakimś cudem do mojego plecaka trafiało jedzenie. Czasami już po prostu specjalnie zostawiałem go gdzieś na chwilę, aby zobaczyć co tym razem będę miał na śniadanie.
Jednak ciekawość była większa, a poczucie, że wykorzystuję kogoś - jeszcze większe. Przez co musiałem jakoś się dowiedzieć kto lituje się nad takimi jak ja.
Nie było to zbyt skomplikowane, ponieważ raz mój wybawca był nieostrożny. Nie odczekał chwili aż się oddalę, przez co złapaliśmy kontakt wzrokowy.
— Ty? — Uniosłem jedną brew bacznie obserwując chłopaka. Ten był przepełniony stresu, aż jego ciało opanowały pewnego znaczenia "tiki". Zaczęły trząść mu się dłonie oraz lekko głowa. Nie wiedziałem do końca co zrobić, przecież nie chciałem go wystraszyć.
Zrobiłem krzywą minę i stanąłem bardzo blisko niego.
— Hej nie chciałem cię przecież wystraszyć, spokojnie. To ty podrzucasz mi codziennie jedzenie, Hubercie? — Chłopak pokiwał głową potwierdzając moje przypuszczenia.
— Skąd wiedziałeś? Wiesz, ten cały liścik, że "potrzebujesz tego" bla bla takie tam?
— Wiem, że to bardzo niegrzeczne, ale usłyszałem raz twoją rozmowę przez telefon, która sugerowała, że ciężko u ciebie w tej kwestii więc chciałem pomóc. Nie miałem nic złego na myśli oczywiście i nie masz o co się gniewać, ale też jednak.. chciałbym abyś brał to jedzenie ode mnie dalej, nie można tak nie jeść całymi dniami, przecież ty trafisz do szpitala! — W tym momencie zrozumiałem słowa Dominika opisujące Huberta jako osobę gadatliwą, a nawet nadpobudliwą.
Sam chłopak wspominał kiedyś, że chodzi do terapeuty, może ma to jakiś związek z tym?
— Spokojnie i powoli. Po pierwsze, to bardzo miłe z twojej strony, że się troszczysz o mnie, ale nie musiałeś, po drugie to nie jestem zły, jedzenie było dobre, nie zatrute więc spełniało moje wymagania, a po ostatnie to jeśli chcesz mogę przyjmować jałmużnę od ciebie dalej. — Uśmiechnąłem się lekko i poklepałem chłopaka po ramieniu.
— Wiesz, mam przykre wspomnienia jeśli chodzi o osoby, które nie jedzą jakiś czas, po prostu wzbudziłeś we mnie jakieś zainteresowanie tym i no.. tak wyszło że będę uradowany jeśli dalej będziesz uznawać moje kanapki, własnoręcznie robione za te dobre. — Ten również się uśmiechnął.

  Jako iż był już koniec lekcji, postanowiłem zabrać chłopaka gdzieś na spacer. Do domu mi się nie spieszyło, zaś on dopiero o jakiejś 18 miał mieć sesje z terapeutką, co dawało mi szansę na dowiedzenie się o co chodzi.

— Więc Hubert, powiedz mi taką jedną rzecz.. dlaczego chodzisz do terapeutki? Po co te sesje i te sprawy? Ma to jakiś związek z twoimi tikami ?? — Zauważyłem w oczach chłopaka coś na zasadzie przerażenia. Nie wiedziałem tylko czy chodzi o ilość zadanych pytań jednocześnie, czy może o sam sens tych pytań.

Przechodziliśmy właśnie chodnikiem po parku. Było całkiem szaro, wyglądało jakby zbierało się na deszcz, jednak ani ja ani blondyn nie przejmowaliśmy się tym. Szliśmy tak parkiem jakiś czas w ciszy odkąd padły moje pytania, aż w końcu mój towarzysz zatrzymał się. Rozejrzałem się wokół nas. Wiatr uderzał we mnie swoim chłodnym podmuchem, rozwalając przy tym moje kompletnie i tak już rozwalone włosy. Zrobiło się chłodno.
Znowu.

— Te sesje mają związek z tymi tikami.. — Zaczął Hubert nieustannie wiercąc się. Momentami miałem wrażenie, że on MUSI to robić. To nie jest tak czy on chce czy nie. MUSI. Szuka jakichkolwiek sposobów aby poczuć się bezpiecznie. Zaczął od bawienia się palcami, ale teraz przestępuje z nogi na nogę jakby czekał w jakiejś długiej kolejce do kibla w galerii handlowej.
— Kontynuuj..?
— Kurwa Karol nie poganiaj mnie to nie takie łatwe. Byłem tyle lat wyśmiewany przez to w starej szkole i nie chcę tego znowu spierdolić, nie kiedy znowu wszystko się układa. — W oczach chłopaka pojawił się ból. Najwidoczniej moje drążenie tematu cofnęło go do wspomnień, kiedy cierpiał. Jakaś siła pchnęła mnie na niego i po prostu przytuliłem go delikatnie.
Podkreślając przy tym słowo "delikatnie". Nie lubię się przytulać. Czuję się wtedy bardzo zagrożony, a poza tym nigdy z nikim się nie przytulałem, a więc nikt nie pokazał mi w tym nic "fajnego".
— Zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. — Powiedział chłodno odsuwając się ode mnie.

  Zamrugałem kilka razy.
— Co?
— Wiem, że już mnie nie lubisz, po prostu pójdę do domu. — Ten odwrócił się nagle tyłem i zaczął iść przed siebie. Złapałem go za rękę i zatrzymałem.
— Ja po prostu nie zrozumiałem o co ci chodzi. — Burknąłem oburzony.
— ADHD, świta coś?
— Trochę ta..
— Świetnie, jaki wniosek?
— Mówisz mi, że masz zaburzenie ADHD?
— Bigno brawo, a teraz już darujmy sobie to wszystko już wiem, że jutro cała szkoła będzie o tym wiedziała i te sprawy, po prostu teraz mi odpuść, okej? — Jego błękitne tęczówki chciały wywołać we mnie coś na wzór poczucia, że chłopak jest ostry i poważny, ale jedyne co wyszło to strach i obawa przed następnym dniem. Tak jakby bał się, że go zabiję..

— Dlaczego? Dlaczego uważasz mnie za takiego śmiecia? To że nie mam żarcia do jedzenia, domu jak w bajce i nie wyglądam jak książę z baśni nie znaczy, że jestem takim chujem. Mogę wrócić z izby wytrzeźwień po ostrym zgonie na ławce, mogę się zjarać jakimiś narkotykami, mogę wypalić milion paczek papierosów w ciągu dnia, ale kurwa szanuję drugiego człowieka dużo bardziej niż siebie samego. Zasada jest prosta, tak jak ty mi, tak ja tobie. Więc dlaczego miałbym ci wbić pierdolony nóż w plecy? — W moich oczach pojawiła się surowa powaga. Nienawidzę kiedy ludzie oceniają mnie tylko po tym z kim się zadaję, jak wyglądam czy gdzie mieszkam. Żadna z tych pierdół nie mówi nic, kurwa absolutnie jebane NIC o tym, jaki mam stosunek do innych ludzi.

  Widząc brak reakcji ze strony Huberta, zacisnąłem zęby i złapałem go za bluzę przyciągając go do siebie. 
— Nie ważne czy masz jakieś jebane ADHD, jesteś czarny, jesteś gejem czy kucykiem my little pony, ważne jaki jesteś w stosunku do mnie i innych, gdzieś mam to z kim możesz sypiać w łóżku, jakie masz oceny, ile masz kasy i gdzie mieszkasz. Liczy się to, co jest tu. — Uderzyłem chłopaka lekko w miejsce, gdzie znajduje się serce.
Miałem dość tej rozmowy, jednocześnie chciałem tyle się dowiedzieć o jego zaburzeniu, a z drugiej strony miałem ochotę zapalić z conajmniej kilka szlugów, gdzieś na uboczu.
— Przepraszam, że tak pomyślałem. Po prostu na swojej drodze spotkałem zbyt wiele rozczarowań, załamań i smutków. — Blondyn wbił wzrok w chodnik.
— Chcesz zapalić? — Spytałem podając mu szluga, mając jednocześnie jednego już w ustach.
Ten spojrzał na mnie i zamrugał kilka razy.
— Czy co?
— Czy chcesz zapalić.
  Spojrzał na moją wyciągniętą dłoń i chwycił papierosa.
— Nigdy tego nie robiłem.. — Spojrzał na mnie, a ja tylko wywróciłem oczami.
— I robić nie musiałeś.
 

Podpaliłem swojego papierosa.
— Chcesz może najpierw po studendzku? Abyś mi się przypadkiem nie udusił od razu.
— To znaczy jak? — Wziąłem pełny wdech dymu, po czym ponownie złapałem tak samo chłopaka i wypuściłem dym z ust, kiedy nasze twarze dzieliły centymetry.
— Ja się zaciągam, przysuwam się do ciebie, wypuszczam dym, a ty się nim zaciągasz.
Jak na pierwszy raz nie uważam, aby ta metoda była aż tak zła. — Uśmiechnąłem się chytrze.

Ten spojrzał kilka razy, a to na mnie, a to na papierosa, po czym przystanął na moją propozycję.
Oczywiście za pierwszym razem nam nie wychodziło, aż skończył mi się papieros. Chciałem zapalić drugiego, ale niebieskooki mi kategorycznie zabronił. Wytłumaczyłem więc mu jak się pali. Zapaliłem mu jego szluga i powoli tłumaczyłem, o ile da się komuś tłumaczyć proces jakim jest niszczenie sobie płuc.
Po tym jak chłopak prawie dwa razy by mi umarł poprzez duszenie się dymem, załapał o co chodzi.
— To nie dla mnie. — Mruknął i zgasił peta o chodnik, potem podniósł go i wrzucił do kosza.
— Nie każdy lubi niszczyć sobie życie. — Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na zegarek.
— Zaraz 18, zbieramy się?
— Oh.. tak bo się spóźnimy, znaczy wiesz nie musisz tam ze mną iść!
— Do domu mi się nie śpieszy.

Takim oto sposobem, zdobyłem chyba kumpla.

𝗜'𝗺 𝗻𝗼𝘁 𝗱𝗶𝗳𝗳𝗲𝗿𝗲𝗻𝘁  | DxD |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz