2.

960 70 68
                                    

Perspektywa narratora.

Mróz. To jedyne co mógł Karol stwierdzić, gdyby miał się wypowiedzieć za równo o jego odczuciach w domu, w szkole, jak i o tym co dzieje się w nim w środku. Było mu tak potwornie zimno. Siedział skulony na łóżku, zawinięty w trzy koce. Jego dłonie były czerwone z zimna, co chwilę pocierał je o siebie, chcąc choć trochę się ogrzać.
Karol zawsze czuł chłód, ale nigdy nie chciał tego okazywać. Miał niby komu o tym powiedzieć, miał opcje aby jakoś z tego wybrnąć, aby to zmienić, ale nigdy z ich nie korzystał. Zawsze chciał być tym wielkim, silnym alfą, który to jest szkolnym łamaczem serc, pali i pije.
Nigdy nie myślał nad tym, co chce zrobić po szkole. Jego celem było dostanie się do tej szkoły i po prostu chodzenie tam. Co dalej? Każdy z jego znajomych miał jakiś pomysł, nawet głupia praca na szczocie w jakimś supermarkecie. Żadna praca nie hańbi, ważne są pieniądze, ale ten chłodny brunet nie miał takowych planów, nie miał żadnych planów.
Czarne myśli zawisły więc nad jego umysłem. Miał ochotę zaliczyć zgona, zjarać się albo conajmniej wziąć kąpiel w lodowatej rzece.
Chwycił telefon.
2 nieodebrane połączenia od Ernesta i 3 SMSy. Odblokował ekran i od razu wyskoczyła zawartość wiadomości. Chłopak głównie pisał coś o sprawdzianach na jutrzejszy dzień. Karol spojrzał na godzinę.. raczej na dzisiejszy dzień..Uśmiechnął się jakby był conajmniej dumny z tego, że nie śpi w środku nocy.
— Nie ma co.. — Mruknął i podniósł się z materaca. Charakterystyczny odgłos kości rozbiegł się po całym ciemnym pomieszczeniu. Złapał tylko bluzę, telefon i wyszedł z "domu".

Perspektywa Karola.

Było mi tak cholernie zimno. Tak cholernie źle, dawno aż tak nie było. Nerwowo zakręciłem się pod blokiem Ernesta. To chore. Nie.. to popierdolone, jest zaraz trzecia w nocy, nie mogę teraz tak po prostu wbić mu do mieszkania.
Cholera jasna.
Oparłem się o mur bloku i opadłem na ziemię. Czułem się jak dziewczynka z zapałkami, ta której w owej bajce umiera poprzez zamarznięcie, za wszelką cenę stara się zmienić swój los, ogrzać się, ale ani zapałki, ani ludzie.. nic jej nie pomaga. Jakaś siła wyżej skazała ją na cierpienie, tak samo jest i ze mną.
— Ironia t..tragiczna.. — Wyszeptałem czując, że zaraz się przewrócę.

Obudziłem się pod blokiem około piątej rano. Przeżyłem.. a więc świat ma dla mnie więcej tortur..
Otrzepałem się z piachu i jak gdyby nigdy nic, skierowałem się do miejsca mojego zameldowania aby zabrać rzeczy potrzebne mi do szkoły.

W drodze do szkoły nie czułem już chłodu, moje ciało wręcz kipiało z gorąca, tym bardziej po 2 kilometrowym spacerku spod bloku, do domu i kolejnych 3 kilometrach spod domu do szkoły. Nie mogłem trzeci raz jechać na tym samym bilecie w autobusie.
Pod szkołą byłem równo z autobusem, z którego to wysiadało dużo znajomych mi twarzy. Za wyjątkiem jednej..
— Siema stary! — Rzucił się na mnie Dominik.
— Ty kojarzysz tamtą mordę? Blond włosy, wysoki, szczupły. — Podałem szybko informacje jakie udało mi się zebrać w 30 sekund.
— Taa.. to ten nowy, lepiej nie podchodzić, straszne dziwadło ponoć. Ciągle się zawiesza, trzęsie kończynami jakby musiał być ciągle w ruchu i dużo za dużo gada. Mówię ci, jakiś odmieniec jebany.

Pokiwałem jedynie głową na słowa przyjaciela. Nie uważałem, że ma rację w kwestii "dziwadła". Znałem już podobne osoby, które po prostu tak reagowały na stres, ja podobnie w młodszym wieku, kiedy jeszcze obchodziła mnie szkoła i sytuacja w domu.
Poprawiłem włosy i wymijając towarzysza, podszedłem do nowego chłopaka. Położyłem dłoń na jego ramieniu, na co ten jak poparzony wręcz odsunął się.
— Eaaahhh.. Hej? — Zatrzymał się w miejscu, zostawiając między nami "bezpieczną odległość" i badał mnie wzrokiem z widocznym znakiem zapytania nad głową.
— Siema, ty jesteś ten nowy typ?
— Uh no chyba raczej tak? Tak mi się wydaje przynajmniej, że jestem tutaj najnowszy.
— Karol. — Podałem mu dłoń ze sztucznym uśmiechem.
— Hubert.. — Niepewnie uścisnął moją dłoń i szybko cofnął rękę.
— Więc, skąd jesteś?
— B-bielko..Bielsko Biała.
— O kurwa, to w pizde daleko. Dlaczego akurat tutaj?
— Mama tak zadecydowała, uznała że tak będzie lepiej. — Wzruszył ramionami.
— Bo?
— Bo.. ee.. czekaj..— Hubert zaczął się nad czymś wyraźnie zastanawiać. Wyglądał conajmniej jakby myślał nad dobrym powodem jakim mogła być przeprowadzka. Już na starcie chciał mnie okłamywać?
— Już mam! Pamiętam.. Uznała że tak będzie lepiej, ponieważ tu mieszka jakaś jej koleżanka, terapeutka idealna dla mnie rzekomo. W dodatku poprzednia szkoła nie  była zbyt dobra pod względem poziomu jaki reprezentowała.
Stałem chwilę w ciszy.
Nie byłem pewny, czy chłopak kłamie, czy serio ma coś z pamięcią. Nie da się przecież tak o zapomnieć takiej rzeczy.
— Cóż.. okej rozumiem.. chyba..
— Wiesz ja będę chyba już leciał.. — Blondyn nie czekając na moją odpowiedź, po prostu zniknął w tłumie innych uczniów.

  Lekcje minęły.. ciężko. Same przedmioty rozszerzone, na końcu WF, z którego zwinąłem się w rzeczy samej i przyszedłem do swojej ulubionej miejscówki, gdzie zawsze płaczę, pije wino sam lub robię jakieś bazgroły w notatniku.
Tym razem było inaczej niż "zwykle". Po prostu siedziałem i obserwowałem ludzi, którzy przechodzili w oddali. Nie było to oczywiście aż tak daleko, aby ludzki wzrok nie sięgał, ale nie było też tak blisko aby to oni mogli mnie zauważyć. Mijali mnie ludzie różni, za równo dzieci jak i dorośli czy osoby emerytowane. Każdy innym tempem.
Mało kto przechodząc tamtejszym chodnikiem zauważył chociażby plączące się w gałęziach krzewów Forsycji, torby plastikowe. A tyle ludzie pierdolą o ekologii, tak chcą zmieniać świat. Gdzie ci ekolodzy?
Mało kto zauważył także małego pisklaka, który najwyraźniej spadł razem z gniazdem, kiedy zawiał mocniej wiatr.
Miłośnicy natury.
Zapaliłem papierosa i przy kolejnym wdychaniu dymu naszła mnie myśl kolejna. Albo nie widzą, albo nie chcą widzieć. Lepiej jest udawać, że problemu się nie widzi, niż jeżeli męczyć się z jego rozwiązaniem.
Pierdolona znieczulica.
Przetarłem zmęczone, czerwone oczy i pokręciłem głową. Jak ludzie mają zauważać problemy wszystkich bądź innych, kiedy sami swoich nie zauważają? Można nie zauważyć zaśmieconego parku, bo przecież dlaczego ja mam to sprzątać kiedy przeszło milion innych osób i tego nie zrobiło? To nie tylko mój park, na moim podwórku jest czysto, a to najważniejsze.
Dlaczego miałbym pomagac jakiemuś pisklakowi? Przecież to nie moje dziecko, niech jego własna matka o niego dba, ja o swoje dzieci dbam i nikt mi nie pomaga.
— Ludzie są beznadziejni.. — Mruknąłem, a zimny wiatr uderzył w moją twarz.
— Palenie szkodzi zdrowiu.— Odwróciłem się w stronę głosu i zmarszczyłem brwi.
— Co tu robisz? To moja miejscówka zażaleń i oceniania świata. — Burknąłem, czym chyba wystraszyłem blondyna. Odsunąłem się trochę, robiąc przy tym miejsce obok siebie, a ten bez słowa przysiadł się.
— Palisz? — Podsunąłem mu świeżą paczkę, ale ten pokręcił przecząco głową.
— Nie mogę, uzależnię się szybko.
Prychnąłem śmiechem.
— Mówisz jak każdy nastolatek za równo przed papierosami jak i alkoholem czy narkotykami, a każdy i tak wie, że skończy się to zgonem albo zjaraniem.
— Ale ja mówię poważnie. — Powiedział chłodno.

I dalej tak siedzieliśmy w ciszy, aż chłopak zaczął nagle zamyślony bujać nogami, co zaczęło mnie rozpraszać. Gwałtownie położyłem dłoń na jego kolanie.
— Możesz przestać? — Spojrzałem mu głęboko w oczy, tak aby poczuł choć trochę, że przeszkadza mi to co robi.
— Nie. — Jego obojętność w głosie wręcz zwaliła mnie z nóg.
— Okej, dlaczego?
— Po prostu, znaczy.. mmm.. mogę przestać, ale ja tego nie kontroluję, lepiej się czuję kiedy jednak "to" robię i jakkolwiek się ruszam. — Powiedział już dużo bardziej nieśmiale. Prychnąłem znów śmiechem.
— Masz jakieś robale w dupie, adhd jebane czy jakie inne spierdolenie mózgowe? — Hubert nie odpowiedział, wziął plecak, wstał i poszedł. Przez chwilę miałem myśl aby go zatrzymać, miałem przez chwilę ochotę nawet za nim pobiec. Ale po co? Po co mi on, kiedy mam paczkę papierosów, ulubione wino i zimny wiatr?

𝗜'𝗺 𝗻𝗼𝘁 𝗱𝗶𝗳𝗳𝗲𝗿𝗲𝗻𝘁  | DxD |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz