Znalazłem sobie w końcu pracę. Skromną, bo jako kasjer w małym sklepie ale uczciwą. Już po pierwszym dniu miałem dość. Styrany, po ośmiu godzinach słuchania narzekań klientów wróciłem do domu. Jeszcze zanim otworzyłem drzwi, wyczułem w nim czyjąś obecność. I nie była to ani Teivel, ani Kot.
Morderca? Czy schowałem noże?
Po głębokim wdechu nacisnąłem na klamkę. Otwarte. Zamek nie był wyłamany, znaczy, że ktoś miał klucze.
Matka.
Stała w progu i właśnie zakładała buty.
- Cześć Evan! - wykrzyknęła rzucając mi się na szyję.
Ugh.
- Cześć... mamo. - powiedziałem pół głosem. Tak się na mnie zacisnęła, że ledwo byłem w stanie nabrać powietrza. - Co tutaj robisz?
- A wiesz, znów zrobiłam za dużo obiadu... Minęło trochę czasu, ale dalej nie potrafię przyzwyczaić się do robienia posiłku tylko dla jednej osoby. - Jej twarz trochę posmutniała, gdy to mówiła. - Pomyślałam, że się z tobą podzielę.
- Dzięki...
- Swoją drogą, gdzie byłeś? Myślałam że zastanę cię w domu.
- W pracy, wziąłem się za siebie. - mrunkąłem.
- Bardzo się cieszę! Mam nadzieję, że się w niej spełniasz.
Jako kasjer, ta.
- Dobra, miałam właśnie wychodzić. Spieszę się na spotkanie z klientem. Do zobaczenia, kocham cię! - wykrzyknęła w progu.
- Do... - wybiegła zanim zdążyłem dokończyć. - zobaczenia.
Do nie zobaczenia.
Jej entuzjazm zawsze wydawał się taki sztuczny. Jakby zmuszała się do uśmiechu. Wypusciłem z siebie głośno powietrze. Poszedłem do kuchni, by sprawdzić co tym razem przyniosła. Otworzyłem pojemnik stający na środku stołu. Kurczak. Kolejne jedzenie do wyrzucenia. Coś zaczęło ocierać się o moje nogi. Prawie podskoczyłem z przerażenia. Niby minął już tydzień, a ja wciąż zapominam, że mam w domu jeszcze jednego lokatora. Kot zaczął mruczeć i po chwili wskoczył na blat. Przyglądał się intensywnie pudełku z jedzeniem od mamy.
- Chcesz trochę, co nie? - zapytałem. - Masz, i tak tego nie zjem. - podsunąłem do niego pojemnik. Od razu zaczął jeść. Pogłaskałem go po grzbiecie i zostawiłem w kuchni.
Skierowałem się do pokoju i rzuciłem na łóżko. Kto by pomyślał, że praca tak męczy. Spojrzałem w lustro, by rzucić okiem na Teivel. Stała niedaleko mnie, wpatrując się zmartwionym spojrzeniem w stronę korytarza.
- Też jej nie lubisz? - schowałem głowę w poduszkę. - Nie ma co się dziwić, jest zbyt cukierkowa.
Ułożyłem się wygodnie na łóżku, nawet nie myśląc o zdjęciu ubrań roboczych. Po chwili dołączył do mnie Kot. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Mruczenie kotów bardzo usypia.
***
Obudziły mnie ostre smugi słońca przebijające się przez rolety. Przetarłem oczy i spojrzałem na godzinę. Dziewiąta, czyli zaraz znowu mam wyjść do pracy. Tak wygląda życie normalnych ludzi? Bardzo nudne. Wstajesz, idziesz do pracy, śpisz i tak bez końca. Spojrzałem na Kota, nadal sobie smacznie śpi. Chciałbym być nim. Skierowałem wzrok na lustro. Teivel nadal miała na twarzy tez zmartwiony wyraz. Tym razem patrzyła prosto na mnie. O co ci chodzi? Mogłabyś nauczyć się mówić, czy coś, albo chociaż pisać.
Wstałem trochę zbyt energicznie, przez co zakręciło mi się w głowie. Chyba pierwszy raz od jakiegoś czasu wstałem tak ochoczo. Wziąłem szybki prysznic i udałem się do pracy.
***
Chyba rzucę tą robotę, już mam dość. Nie chcę męczyć się z tym do końca życia. Dzień zepsuła mi starsza pani, która chciała zwrócić coś, co nie było nawet zakupione w sklepie w którym pracuje. Jutro zdecydowanie nigdzie nie ide.
Wszedłem do pokoju. Kot nadal na łóżku w tej samej pozycji. Ileż to może spać. Usiadłem na pościeli i zacząłem go głaskać. Coś jednak było nie tak. Powinien był od razu zareagować na piszczoty. Leżał jednak dalej w tej samej pozycji, nie ruszał się. Potrząsnąłem nim delikatnie. Nadal zero reakcji. Zacząłem panikować, serce podeszło mi do gardła, w uszach słyszałem tylko szum własnej krwi.
Nie, nie, nie.
Rzuciłem wzrok na Teivel. Znów ten zmartwiony wyraz, tym razem skierownay na kota. Klatka piersiowa kompletnie mu się nie ruszała. Oczy miał zamglone. Był kompletnie sztywny.
Nie żyje.
Łzy cisnęły mi się do oczu. Zdążyłem pokochać tego zwierzaka w tak krótkim czasie. Równie szybko coś mi go odebrało. Może był chory, nie wiadomo mi przecież, dlaczego ktoś go wyrzucił. Jeszcze wczoraj zachowywał się kompletnie normalnie. Biegał, skakał, był bardzo żywy. Teraz tylko leży w bezruchu. Niechętnie podniosłem go i włożyłem do starego pudełka po butach, które wygrzebałem z szafy. Spojrzałem na niego jeszcze raz, zanim je zamknąłem. Puściły mi zawiasy. Rozpłakałem się jak dziecko.
- Dlaczego? - zapytałem Teivel przez łzy. - To dlatego miałaś wczoraj taki wzrok? - zamrugała tylko oczami w odpowiedzi.
Wyniosłem pudełko z martwym kotem na śmietnik, tam gdzie go znalazłem. Na odchodne spojrzałem w jego strone jeszcze raz. Wycisnąłem z siebie jeszcze ciche "przepraszam". Jutro na pewno nie idę do pracy. W ogóle nigdy już tam nie pójdę.
Zawsze ciągnęła się za mną śmierć.
CZYTASZ
Przewidzenia
Bí ẩn / Giật gânEvan - młody schizofrenik, który po samobójstwie swojego ojca, chce dowiedzieć się dlaczego postanowił on odebrać sobie życie. Razem ze swoją osobliwą pratnerką, próbuje rozwikłać zagadkę. Ktoś jednak cały czas mu przeszkadza. *W książce poruszany...