13. Haesun. That's my name

451 20 0
                                    

– Ja?

– Tak ty, szybko idź ze stylistami i oni cię przebiorą, mamy chyba jeszcze jeden damski komplet tej kolekcji – powiedział, na co stylistka przytaknęła, i uśmiechając się do mnie przyjaźnie, udała się ze mną do garderoby. Znalazła taki sam komplet, w który mnie ubrała. Podała mi czarne szpilki, ze szpicem na końcu, które musiała pomóc mi zawiązać, gdyż wiązanie szło przez całą łydkę. Po chwili zawowała jeszcze dwie osoby. Mężczyzna zajął się moim makijażem, a kobieta włosami. Po około dwudziestu minutach spojrzałam w lustro. Moje włosy były delikatnie ułożone, a na twarzy miałam lekki makijaż.

Wyszłam niepewnie z garderoby i stanęłam powoli obok Jimina. Brunet posłał mi ciepły uśmiech, po czym ułożył dłonie na mojej talii i przytulił mnie do siebie.

– Stresujesz się? – spytał, na co ja od razu zaprzeczyłam. Brunet parsknął śmiechem – Cała się trzęsiesz, i jesteś jeszcze bledsza niż zwykle – dodał, nadal mnie do siebie przytulając. Jego ramiona były bardzo kojące. Odsunęliśmy się od siebie. Brunet zszedł z tła, po czym stanął obok fotografa. Za chwilę została za mną postawiona krwisto czerwona kanapa w królewskim stylu.

Na początku zostały wyjaśnione mi podstawowe zasady, których musiałam przestrzegać, by zdjęcia wyszły dobrze. Fotograf naprawdę bardzo się nakręcił, bo po kilku minutach kazał mi usiąść na kanapie, a bardziej rozłożyć. Moja jedna noga swobodnie leżała na ziemi, a druga umieszczona była na sofie. Moja głowa była na podłokietniku. Fotograf zaczął odliczać do trzech sekund, po czym blask lamp delikatnie oślepił moje oczy.

Fotograf zrobił jeszcze kilka zdjęć w tej pozycji, po czym spojrzał na nie razem z Jiminem. Co chwila kursowali wzrokiem od aparatu do mnie, i tak na zmianę. Siedziałam lekko spięta na kanapie, chcąc wiedzieć jak mi poszło. Zadrżałam słysząc donośny głos, mężczyzny.

– Dziewczyno! Jaki ty masz talent, przecież z waszym wspólnym zdjęciem na okładce, GQ będzie sprzedawało się jak ciepłe bułeczki w piekarni! – podekscytował się. Uśmiechnęłam się, po chwili kanapa została mi zabrana, a mi kazano usiąść na ziemi. Wyprostowałam się, po czym spojrzałam w sufit, wystawiając dłoń tak jakby raziło mnie słońce. Po chwili na nowo poraziło mnie światło lamp, ale tym razem było już znacznie lepiej i nie oślepiało tak bardzo.

Po chwili pojawił się obok mnie, Jimin. Zgodnie z instrukcją stanęłam przed nim, a brunet złączył swoje dłonie na moim brzuchu przyciągając mnie mocniej do siebie, przez co mogłam poczuć jego twardy, lekko umięśniony tors, pod swoimi plecami. Ułożyłam dłonie na tych jego. Moje oczy znajdowały się na wysokości jego ust, przez co mogłam idealnie je obserwować. A bynajmniej jak połyskują, pod wpływem światła, oraz pomadki ochronnej, którą musieli nałożyć mu styliści. Po chwili flesz błysnął przed naszymi oczami kilka razy.

Po chwili, musieliśmy się ustawić na nowo, tyle że tym razem w moim brzuchu pojawiło się stado motyli, na zdanie jakie usłyszałam.

Ustawiłam się twarzą, twarz z Jiminem, uśmiechnął się pokrzepiająco, po czym ułożył swoją dłoń na dole moich pleców, a drugą na boku mojej szyi. Ułożyłam obie dłonie na jego karku. Automatycznie nasze twarze były bliżej siebie, przez co na kilka sekund wstrzymałam oddech. Mogłam poczuć zapach jego męskich perfum i gumy miętowej. Patrzyłam się na jego usta jak zahipnotyzowana. Ich malinowy kolor wydawał się naprawdę kuszący, a jeszcze ten połysk. Cholera jasna.

Nasze twarze były tak blisko, a jego usta prosiły się o pocałunek. Zagryzłam się delikatnie na swojej wardze, biorąc głębszy wdech. Po chwili flesz rozbłysnął się, na chwilę rozpraszając mnie, i pozwalając uciec od tych myśli. Moje oczy napotkały te jego, wpatrywał się we mnie uważnie, zabierając mi oddech.

Jedno spojrzenie, zabrało mi oddech.

*

– Byłaś niesamowita! – powiedział, gdy wyszliśmy z budynku. Uśmiechnęłam się niepewnie, karcąc w myślach, za swoje wcześniejsze myśli gdy byliśmy bliżej siebie – Zamówimy później jakiegoś fast fooda, bo po mojej wizycie na Jeju, zrozumiałem twoją miłość do nich.

Zaśmiałam się, wsiadając do auta. Zapięłam pas i czekałam na Jimina, który również wsiadł już do samochodu. Nagle ktoś zaczął krzyczeć, dlatego Jimin i ja rozejrzeliśmy się po dworze, a nagle przy mojej szybie pojawił się fotograf. Jimin opuścił szybę, a po chwili można było usłyszeć jak fotograf ledwo łapie powietrze.

– Podaj mi proszę twoje imię i nazwisko – otworzył jakąś teczkę, jak i fakturę.

– Jung Haesun – powiedziałam. Zazwyczaj do faktur nie powinno dawać się swojego przezwiska. Mężczyzna podziękował, po czym uśmiechnął się i mówiąc coś jeszcze Jiminowi, wrócił do budynku – Czy jak zjemy, będziemy mogli porozmawiać?

– Jasne, głupie pytania zadajesz – zaśmiał się, po czym zmienił bieg i ruszył.

*

– Matko jedyna, nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłem pizze – powiedział opierając się o oparcie kanapy. Parsknęłam śmiechem, po czym spojrzałam na pusty już karton, po pizzie.

– Możemy porozmawiać? Teraz? – spytałam, na co ten przytaknął, od razu poprawiając się na kanapie. Wzięłam głęboki wdech, po czym usiadłam na kanapie, w stronę Jimina, poprawiając swoje pasmo włosów, które niefortunnie opadło na moją twarz – Cóż, nie wiem od czego zacząć, bo chyba jako przyjaciele nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic, nie? – zapytałam retoryczne. Brunet wskazał głową na balkon, dlatego też wstałam wraz ze starszym i wyszłam na balkon, by trochę się przewietrzyć. Zaczerpnęłam świeżego powietrza i wzięłam tarasowe krzesło, przystawiając zaraz przy szklanej barierce. To samo zrobił Jimin.

– Nie nazywasz się Leia, prawda? – spojrzał na mnie, a ja zaprzeczyłam, patrząc się na nieznane miasto, nocą.

– Haesun. To moje imię. Nie używałam go, bo bardzo kojarzyło mi się z mamą. Jak była młodsza, moja mama wyszła z domu-

– Jeżeli nie chcesz mówić, nie musisz. Nic na siłę – przerwał mi, i uśmiechnął się pokrzepiająco.

– Nie, powiem. Chcę żebyś o tym wiedział, bo wtedy na plaży ci nie byłam w stanie powiedzieć, ale teraz jestem – powiedziałam – Gdy się urodziłam, moja mama nie mogła znaleść dla mnie odpowiedniego imienia, bo żadne jej nie pasowało, mój ojciec stwierdził, że jestem bardzo do niej podobna, dlatego wpadli na pomysł by nazwać mnie tak samo. Nie pamiętam ile miałam lat, ale moja mama powiedziała, że idzie się przejść. Powiedziała do mojego taty "do zobaczenia, kochanie", ale zabrzmiało to tak jakby żegnała się na zawsze. Dlatego, trochę mnie zmartwiło, gdy mocno nas przytuliła i wyszła. Zaciekawiona poszłam za nią, aż dotarłam na klif. Jej buty stały na początku ścieżki, która na niego prowadziła. Gdy dotarłam na samą górę, zobaczyłam jak stoi na samym skraju. Byłam przerażona, dlatego zaczęłam płakać i krzyczeć by stamtąd odeszła. Gdy to usłyszała, powiedziała do mnie bym zamknęła oczy, i zaśpiewała naszą ulubioną piosenkę. Zrobiłam to, zaczęłam śpiewać. Gdy otworzyłam oczy widziałam jak obraca się do mnie przodem, po czym przechyliła się do tyłu. Okazało się, że chodziła do  psychologa, bo miała problemy, ale one ją przeorsły. Znienawidziłam ją, za to że mnie zostawiła, dlatego kazałam na siebie mówić Leia, bo tak było mi prościej – powiedziałam.

Poczułam ulgę.

– Nie jestem już na nią zła, ale...mam do niej żal, że to zrobiła, że nie dała mi nawet poznać siebie bliżej, że tak mało czasu z nią spędziłam, ale teraz jest już w porządku, teraz wiem, że nie chciała dla nas źle, bo chciała nas od siebie odciążyć, myślała pewnie, że jest dla nas ciężarem, a samobójstwo było dla niej jedynym wyjściem – dodałam, po czym spojrzałam na Jimina.

– Nie wiem co powiedzieć, nigdy w życiu nie pomyślałbym, że przeszłaś tak wiele – westchnął, lekko zmieszany. Po chwili jedynie podniósł się, i rozłożył ręcę, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Od razu podniosłam się, i przytuliłam do niego.

To mi wystarczyło, by w moim brzuchu na nowo pojawiły się motylki.

𝐁𝐫𝐞𝐚𝐭𝐡𝐞 | 𝐏𝐚𝐫𝐤 𝐉𝐢𝐦𝐢𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz