Ta noc pozornie nie różniła się niczym od każdej innej nocy w tym miejscu. Cała kamienica pogrążona była w bezwzględnej ciszy, która wypełniała każde, nawet najmniejsze mieszkanie. Jednak było coś co odróżniało te kilka pełnych ciemności godzin od innych. Harry nie mógł zasnąć. Leżał w swoim łóżku, wpatrując się bezradnie w brudny sufit. Zawsze zastanawiało go skąd znalazła się tam plama i co robi dziura w ścianie w jego niewielkim salonie. Tak naprawdę odkąd zamieszkał w tej starej kamienicy zastanawiało go coraz więcej rzeczy. Polubił powolne rozważanie nad każdym małym aspektem swojego życia. W zwykłych codziennych czynnościach odnajdywał odwołania do swojego wcześniejszego życia, jednak nigdy nie zajmował się nimi dłużej niż było to konieczne. Stare życie, było już tylko wspomnieniem, niezwykle rozmytym i niezwykle nieprzyjemnym jeśli miałby być szczery.
Kamienica stała przy jednej ze spokojniejszych ulic w starym mieście. Nikt do końca nie wiedział jak się nazywała, każdy jednak rozpoznawał ją prędko przez to jak wyglądała. Chodnik był nienagannie ułożony, betonowe płyty leżały równo a przestrzenie między nimi zapełniał piasek, sprawiając że żadna, nawet najmniejsza roślina nie miała możliwości wyrośnięcia tam. Wzdłuż chodnika rosły drzewa. Problemem jednak tej ulicy, było to, że żaden drzewo nie potrafiło tam rosnąć. Naprzeciwko okien kamienicy rozpościerał się więc widok na zawsze pustą jezdnię i suche drzewa. Natura nie była jakimkolwiek sprzymierzeńcem mieszkańców kamienicy. Wiele balkonów porośnięte było trawami i chwastami, którymi jednak nikt się nie przejmował. Harry czasem widział jak Alice, mieszkająca piętro niżej podlewa te dzikie rośliny.
Rozumiał ją jednak, każdy w tej kamienicy miał swój, osobliwy sposób ucieczki przed samotnością. Alice zajmowała się kwiatami, których miała pełno wokół siebie, Zayn malował, przez co był idealnym sąsiadem do dzielenia piętra. Harry wszystko analizował pisząc też w wolnych chwilach do taniego brukowca pojawiającego się w mieście. Nigdy nie sądził, że skończy jako dziennikarz, a jednak zwyczajna samotność zmusiła go do tego niezwykle szybko. Na dole mieszkał też Liam o którym nikt nie wiedział zbyt wiele. Mieszkał w kamienicy najdłużej i poniekąd był jej zarządcą bo znał ją jak nikt inny, jednak zawsze milczał. Był jedynym, który nie brał udziału w cichych rozmowach toczonych w kawiarni. Był też Niall, który chociaż był muzykiem, idealnie wpasował się w towarzystwo lokatorskie i kiedy musiał grać robił to na tyle cicho, by nie zaburzać ciszy kamienicy. Harry widział też innych mieszkańców, jednak nigdy z nimi nie rozmawiał, nie znał ich imion, jedynie urywkami słyszał jakieś zdania, które wymieniali między sobą.
Czas w tym miejscu mijał niesamowicie powoli. Nikt nie zwracał uwagi na pogodę, bo ta zawsze była taka sama. Jedynym wyznacznikiem czasu w tym mieście były zegary i kalendarze. Tylko one wskazywały, że upłynęła już kolejna minuta czy godzinna życia i tylko one pokazywały, że kwiecień stał się majem a ten czerwcem. To jednak nie przeszkadzało nikomu kto tutaj mieszkał. Nie było tutaj tego pośpiechu, który ogarniał bez pamięci ich poprzednie życia.
Wskazówki zegara przesuwały się po szarej tarczy. Ciszę nocy i mieszkania przerwał miarowy dźwięk tykania. Jego serce synchronizowało się tym rytmem i biło w tempie wyznaczanym przez zegar. Tak mijały minuty i tak mijały godziny. Wybiła piąta kiedy słońce zaczęło wychylać się zza innych budynków w mieście. Harry przekręcił się na bok i wpatrywał w świat przed sobą. Duże balkonowe okno pozwalało mu zatopić się w widoku bez reszty. Promienie coraz częściej opadały na jego twarz i pieściły jego bladą i zmęczoną skórę. Ziewnął przeciągle i mimo wczesnej pory wstał z łóżka i podszedł do okna. Lubił swoją sypialnię za to, że poza dużym balkonowym oknem miała też duży parapet na którym mógł siadać. Poprawił kilka poduszek, które zawsze na nim leżały i zwrócił się w stronę niewielkiego biurka na którym poza plikiem zżółkniętych kartek stała stara, zielona maszyna do pisania. Była ciężka jednak lubił to, przeniósł ją na parapet i ułożył w odpowiednim miejscu. Zebrał niewielki plik kartek i zajął miejsce opierając się od razu o szybę. Nigdy tego nie robił, zawsze kiedy siadał w tym miejscu po prostu przyglądał się spokojnej okolicy.
Znów dał pochłonąć się słowom. Oddał się im w pełni tak jak zawsze to czynił i zapomniał o całym świecie. Nawet malujące się złotem niebo nie przyciągnęło jego uwagi, kiedy przygryzając paznokcie uderzał w klawiaturę maszyny, wywołując u niej charakterystyczny odgłos. Powolnie płynący czas zdał się przyśpieszyć, bo kiedy Harry zakończył swoje kolejne dzieło, tym razem mówiące o samotności słońca na niebie, wskazówki wskazywały już godzinę dziewiątą. Z bólem wstał i odłożył maszynę wraz z rękopisem na biurko, z jednej z szafek wyjął jedną z kopert i zapakował zapisane kartki. Niedbale zapisał adres i zostawił zaklejoną kopertę na blacie.
Zmienił wymęczone ubrania na rozciągnięty sweter i przypadkowe spodnie. Ze zmęczeniem przetarł twarz i wyszedł ze swojej sypialni i zaraz po tym z mieszkania. Schodził po schodach bez większego przekonania. Kamienica miała pięć pięter z trzema mieszkaniami na każdym z nich. Wraz z Zaynem dzielił czwarte piętro. Mieszkali naprzeciw siebie co sprawiało, że dzielące ich mieszkanie od czasu aż tu mieszkali było puste. Nowi lokatorzy nie zjawiali się często w tym miejscu i Harry nigdy nie rozumiał dlaczego. W kawiarni też nikt nigdy nie poruszał tego tematu. Jednak mężczyzna czuł, że w niedalekiej przyszłości to się zmieni. Ktoś niedługo odejdzie i ktoś znów się zjawi.
Kawiarnia na parterze była pełna mieszkańców. Było to nieogłaszaną tradycją tego miejsca, że Ci którzy mieszkali w kamienicy spotykali się razem i rozmawiali. Nigdy nie było mowy o tym co było zanim tutaj się przybyło. Albo nikt nie pamiętał albo pragnął zapomnieć. On też nie bronił się przed tym, większość stanowiła jedynie mgłę, jednak przez nią przebijały się rzeczy, których zapomnieć nie umiał. Jak bardzo by pragnął tak miłości nie dało się zapomnieć.
Przysiadł na jednym ze starych foteli. Materiał w który ten było obity szarpał się, a pojedyncze nici wisiały pourywane. Nie zwracał na to uwagi, wiele rzeczy w tej kamienicy się rozpadało, zwłaszcza sami jej lokatorzy. Ile można żyć w samotności? Ich dni były policzone, każdy miał swój czas i zegar każdego z nich kiedyś się zatrzyma. Bez słowa przypatrywał się ludziom w tym miejscu. Nie wiedział o nich niczego, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. Mniej rozmów oznaczało mniej problemów i mniej więzi, a to było wygodne kiedy ludzie znikali. Alice postawiła przed nim kubek pełen kawy, dokładnie tak jak robiła to za każdym razem. Czasem Harry'emu wydawało się, że rudowłosa dziewczyna znalazła się tutaj całkowitym przypadkiem. Nie była jak większość osób w tym miejscu, nie wyglądała jak osoba która jedynie czeka na koniec. Jej skóra nie była tak szara i blada jak u reszty, nie zdawała się być też tak zmęczona wieczną samotnością, choć wpływ na to mógł mieć jej wiek. Nie zapytał jej nigdy ile ma lat, jednak sam patrząc w lustro i widząc siebie mającego już trzydzieści cztery lata wiedział, że ona musiała mieć niewiele ponad dwadzieścia.
Chwycił za kubek i popił gorącego napoju. Nie skrzywił się na kawę palącą jego język i gardło. Zamknął oczy i oparł się o fotel. Kubek grzał jego dłonie i choć nadal milczał pozwolił sobie słuchać. Zayn mówił o czymś nieśpiesznie Niallowi, Alice dogadywała im czasem, a reszta gaworzyła między sobą, jednak nie zajmował się nimi dłużej niż było to potrzebne. Kiedy rozchylił powieki na fotelu naprzeciw niemu spostrzegł Liama. Bawił się jedną z niewielkich dziur w podłokietniku. Wyglądał gorzej niż zazwyczaj i Harry już wiedział. Wzrok Liama wskazywał na to samo. Obaj wiedzieli, że to właśnie on będzie następnym. Mężczyzna wzruszył jedynie ramionami i oparł podbródek o dłoń, również zaczynając wsłuchiwać się w rozmowę dwóch artystów.
I tak mijał czas tym samotnym ludziom w samotnej kamienicy. I płynął tak aż do ich końca, którego każdy z mieszkańców z utęsknieniem wyczekiwał.
~*~
Rozdziałów będzie 10 i będą niezbyt długie. To jest magią tej historii. Mam nadzieję, że ją polubicie. Dajcie znać co sądzicie!
Zapraszam też na #mayafics gdzie możecie dzielić się swoimi opiniami o pracy tej jak i innych!
CZYTASZ
Eleanor Rigby | Larry ✔
FanfictionAll the lonely people Where do they all come from? All the lonely people Where do they all belong? Przypadki chodzą po ludziach. Pełno przypadków, pełno ludzi na ulicach. Ale są miejsca, które łączą. W pewnym mieście jest kamienica pełna samotnych...