Harry uznawał za niezwykle zabawne i ironiczne, że jedyną ozdobą jaką miał w swoim mieszkaniu był akurat niewielki obraz przedstawiający Pierrota. Bo Harry był jak ten włoski Pierrot wiecznie smutny i zawsze zakochany. Nie ważne jak bardzo starałby się uciec nie potrafił powiedzieć nie, gdyby zapytali go czy był zakochany w życiu. Nienawidził życia jakie miał on sam, jednak życie jako życie, jako stan w którym masz szansę poznawać, czuć i po prostu istnieć był dla trzydziesto-kilku latka czymś niesamowicie urzekającym. Jak daleko może sięgnąć pamięta, że chciał zawsze żyć pięknie i pięknie też umrzeć. Po latach jedynym co wiedział, to że nie było czegoś takiego jak piękne życie, było tylko takie pełne bólu i niezrozumienia. Zrozumiał też, że nie ma pięknej śmierci, jest tylko ta pełna chłodu i samotności.
Wskazówka przesuwała się równym tempem po tarczy zegara. Jednym z wielu jego przyzwyczajeń stało się obserwowanie płynącego czasu. Był ranek kiedy znów oddał się temu zajęciu co raz wygryzając się w jabłko, którego kolor zmieniał się praktycznie z każdym dniem. Czekał na odpowiedni moment by opuścić swoje mieszkanie i udać się do kawiarni tak by nie natknąć się na Louisa. To nie tak, że go unikał po prostu po tym czego dowiedział się w nocy potrzebował więcej przestrzeni niż mógłby przypuszczać. Znów czuł, że siedząc z innymi lokatorami przy kawie będzie jedynie słuchaczem. Nie miał siły by rozmawiać z nimi ani chęci do większych dyskusji.
Dokończył swoje jabłko a resztkę gdzie znajdował się ogonek i nasiona wyrzucił do kosza. Miał mnóstwo czasu przez co nie śpieszył się nadto idąc do łazienki. Wszedł do pomieszczenia i chociaż mieszkał sam zamknął za sobą drzwi. Z ciężkim westchnieniem podszedł do umywalki i oparł się o nią swoimi dłońmi. Przez pewien czas przyglądał się odbarwionej na kilku miejscach porcelanie. Bardzo powoli, starając się odwlec to jak najmocniej w czasie Harry uniósł swoje spojrzenie, które od razu spoczęło na jego odbiciu w lustrze.
Wyglądał źle. Włosy były długie i lepkie od brudu. Przypatrując się odbiciu przypomniał sobie, że nie dbał o swoje włosy jak i o samego siebie odkąd znów zjawił się Louis. Jego skóra przybrała jeden z jasnych odcieni szarości. Oczy tak pełne kiedyś radości i wielu innych emocji teraz zmieniły swój kolor na bardziej przygaszony i to nie zieleń od nich biła a jedynie obojętność. Widać było, że nie spał tak dobrze jak zawsze, widać było, że zmęczenie brało górę, jednak nie przejął się tym zbyt mocno. Przekręcił kurek i pozwolił by chłodna woda zaczęła płynąć. Umył twarz i zęby, poprawił włosy i opuścił łazienkę.
Było po dziesiątej kiedy zamknął drzwi i zszedł na dół do kawiarni. Większość lokatorów już tam była, milcząc i jedynie popijając swoje napoje. Automatycznie Harry podszedł i zajął miejsce w swoim fotelu i spojrzał uważnie na wszystkich zebranych. Zayn i Niall chociaż siedzieli blisko siebie, jak za każdym razem nie dyskutowali na tylko sobie znane tematy a wpatrywali się w kubki w swoich dłoniach. Pośród wszystkich brakowało jedynie dwóch osób; Louisa i Liama.
Nie zadawał pytań bo dokładnie wiedział co stało się z Liamem. Co do Louisa nie miał pewności czy ktokolwiek poza nim wiedział, że mieszkał w tej kamienicy. Skinieniem głowy podziękował dziewczynie za kubek z kawą, którą tradycyjnie mu podała. Z sentymentem spojrzał na fotel który stał naprzeciw niego. Zawsze siedział w nim brunet. Teraz był pusty, pusty i tak samotny jak reszta osób tutaj.
Popił łyka ciepłego napoju i zawiesił swój wzrok na świecie za oknem. Raz, dwa trzy. Raz, dwa, trzy. Harry nigdy nie widział jak w tym mieście padał deszcz a właśnie teraz pierwsze krople zaczęły spadać na ziemie, zmieniając kolor chodnika na ciemniejszy. Deszcz nigdy tu nie padał a mieszkańcy nigdy nie rozwodzili się i nie milczeli gdy ktoś odszedł. Dziwny smutek zapanował nad tym miejscem po tym jak Liam odszedł. Tylko w niego tak mocno nie uderzyło odejście kogoś kogo wszyscy znali. On wiedział już od dawna, jednak kogo to interesowało?
W tej kamienicy Harry nigdy nie odnalazł osoby, która umiałaby spojrzeć na kogoś innego z większym wyczuciem. Liczyło się tu i teraz a nie to co było i będzie. Nie miał komu powiedzieć, że następnym razem i jego fotel będzie pusty. Wiedział jedynie, że czas nie zatrzyma się w tym miejscu tak jak teraz, że deszcz znów nie spadnie na ziemie. Zniknie całkowicie zapomniany, tak jakby nigdy nie istniał. I może tylko Alice się zdziwi kiedy nie będzie miała komu dać kawy. Ale to były jedynie przypuszczenia, których racji nie pozna nigdy.
Niesamowite jak ktoś z dnia na dzień potrafi odejść i nawet Ci którzy byli wokół nie są wstanie zauważyć jak i kiedy coś się zmieniło. To się po prostu dzieje i gdzieś w między czasie ktoś sobie przypomina, że ten fotel kiedyś zajmował jakiś człowiek. Ale kiedy zmieniło się to wszystko? Kiedy odszedł? Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na te pytania.
Skończył swoją kawę i odstawił pusty kubek na niewielki stolik przed nim. Nigdy nie zastanawiał się kto sprzątał to miejsce, ale nie miał na to czasu. I tak nie pozna tej tajemnicy. Bez słowa opuścił kawiarnie i udał się w stronę swojego mieszkania. Idąc po schodach liczył je, mimo że wiedział ile dokładnie ich było lubił zajmować się ich liczeniem. Jakby ich liczba magicznie się zmieniła. Stanął na schodach skołowany, kiedy przed drzwiami swojego mieszkania zobaczył Louisa, który trzymał odtwarzacz. Z kieszeni jego spodni wystawała kaseta, którą Harry doskonale pamiętał.
- Co tutaj robisz? - spytał cicho i niepewnie. Ten dzień był ciężki i miał nadzieję, że Louis nie chciał wracać do najtrudniejszych momentów.
- Czekałem na Ciebie, Harry. - uśmiechnął się do niego. - Może wejdziemy, znalazłem coś specjalnego.
Przełknął ciężko i podrapał się po karku. Czuł jakby zaraz miał zemdleć, jego serce biło szybko a policzki piekły. Miał wrażenie, że setki łez pokryją zaraz jego twarz. Chciał uciec jak najszybciej i jak najdalej ale nie potrafił. Patrzył przez chwilę na Louisa by dokończyć wchodzenie po schodach. Stanął obok niego i nacisnął klamkę, tak by drzwi ustąpiły. Wtoczył się do mieszkania jako pierwszy i przeszedł od razu do salonu. Usiadł na kanapie i niedługo później dołączył do niego szatyn. Odtwarzacz postawił na stoliku a kasetę wyjął z kieszeni i pomachał nią przed twarzą Harry'ego.
- Co powiesz na trochę muzyki?
CZYTASZ
Eleanor Rigby | Larry ✔
FanficAll the lonely people Where do they all come from? All the lonely people Where do they all belong? Przypadki chodzą po ludziach. Pełno przypadków, pełno ludzi na ulicach. Ale są miejsca, które łączą. W pewnym mieście jest kamienica pełna samotnych...