Rozdział 4

90 19 1
                                    

Przez kolejne wieczory wychodził na balkon i leżał na nim dopóki na swoim balkonie nie pojawiał się Louis. To stało się nową tradycją, tak jak wizyty w kawiarni czy obserwowanie i tak zawsze pustych ulic. Nie uważał, że mężczyzna mu pomagał, jednak słuchanie o wszystkim co działo się u jego rodziny było prostsze z jego ust niż kogokolwiek innego. 

- Nie brakuje Ci pracy? - spytał Louis żując gumę i oglądając gwiazdy. Właśnie dlatego on tutaj nie pasował, był taki pełen beztroski, której brakowało każdemu kto tutaj mieszkał. 

Harry wzruszył ramionami i przeczesał palcami swoje włosy. Z kieszeni swojej starej i poprzecieranej bluzy wyciągnął paczkę papierosów i wyjął z niej jednego. Wsunął go między swoje wargi i odszukał w drugiej kieszeni zapalniczkę, dzięki której go zapalił. Zaciągnął się mocno i przytrzymał dym w swoich płucach napawając się jadem. Dym ulatywał z niego powoli, niknąc w nocy, jednak przez chwilę, gdy biało-szare kłęby były widoczne wpatrywał się w nie i marzył by stać się takim dymem, który istnieje jedynie chwilę i zaraz znika, zostając zapomnianym przed każdego. 

- Tutaj też pracuję, to nie tak, że nie mam co robić. - odparł z nutką melancholii w swoim głosie. 

- Ale nie jesteś inżynierem. 

- To prawda, nie jestem. Tylko czy to cokolwiek zmienia? Mieszkanie tutaj uczyniło mnie kimś innym mówiłem już o tym. Zrozumiesz to jeśli pomieszkasz już dłużej. 

Oduczył się rozmawiania z ludźmi. Szczerze nie potrzebował tego. Nauczył się, że choć samotność jest straszna i powoli zabija daje też niesamowicie wiele przyjemności. Odkrywając samotność, zwłaszcza taką jaka panowała w kamienicy miał możliwość wyciszenia się i lepszego poznania samego siebie. W tych czterech ścianach zdążył zrozumieć więcej niż przez całe życie i te cztery ściany stały się tym czego pozornie potrzebował. Nie brakowało mu przyjaciół, rodziny, muzyki, radości. Nie brakowało mu niczego bo tak naprawdę miał siebie. Zniszczonego i rozpadającego się z każdym dniem siebie. Ale był przynajmniej prawdziwy. To było magią kamienicy, nikt nie udawał kogoś kim nie był i nikt nie nosił masek, każdy był księgą z której można było wyczytać wszystko. 

- Co jeśli powiem, że nie zostanę tutaj na długo? - zapytał Louis przerywając panującą między nimi ciszę. - Co wtedy Harry? 

- Wtedy nic się nie stanie. Nikt nawet nie zobaczy, że tutaj byłeś. - odparł beznamiętnie brunet i oparł głowę o ścianę kamienicy. Swoje spojrzenie skoncentrował w pełni na błyszczącym jasno księżycu, który kontrastował z prawie czarnym niebem. - Ludzie mieszkają tutaj przez lata, miesiące czasem tylko tygodnie i potem odchodzą. Nikt o nich długo nie pamięta, jedynie przez chwilę jest to uczucie zazdrości czemu ktoś a nie ja. 

- Ludzie nie mogą być tak znieczuleni. 

Harry oderwał swoje spojrzenie od księżyca i spojrzał na Louisa. Tak jak on siedział na swoim balkonie i przypatrywał się i niebu i jemu. - Mogą. Kiedy każdy dzień jest tylko kolejnym dniem walki o oddech odcięcie się od emocji i uczuć jest najlepszym wyjściem. To tylko wydaje się trudne. 

Nigdy nie żałował, że zostawił za sobą uczucia. To było wygodne, przyjmowanie wszystkiego z obojętnością sprawiało, że ani odejścia innych ani ich słowa nie zmieniały jego życia, nie wpływały na nie. Chociaż może do końca nie była to prawda, kiedy nie raz płakał w swoim łóżku marząc o końcu albo śniąc o lepszym życiu. Bo może gdyby miał lepsze życie nigdy nie musiałby mieszkać w tej kamienicy? 

Ponownie spojrzał na Louisa, który teraz patrzył jedynie w gwiazdy. 

Może gdyby nie poznał, nie zakochały się i nie pokochał Louisa nie musiałby tutaj być? 

Dotarło do niego, że odpowiedzią na wszystkie pytania, które ostatnio wypełniały jego głowę był Louis. Nikt i nic innego nie było wstanie rozwiać tego co trzymał w sobie, bo w dziwny sposób jego podświadomość kierowała go tylko do niego. 

- Skąd wiedziałeś, że będę akurat tutaj? W tym mieście i w tej kamienicy? - zapytał bez tchu Harry, to było jedno z tysiąca pytań, które zawisły nad nim od dnia gdy Louis zjawił się w jego mieszkaniu. 

Louis spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko. Zmarszczki otoczyły jego błękitne oczy, sprawiając, że wyglądał tak jak dawnej. - Zawsze wiedziałem gdzie i jak Cię znaleźć. 

Harry już nie odpowiedział. Podniósł się i otrzepał swoje ubrania z ostatnim spojrzeniem w niebo wrócił do mieszkania i zanim zdążył zamknąć okno dotarły do niego ostatnie słowa Louisa. 

- To będzie nasz ostatni albo pierwszy tydzień. 

Zamknął drzwi od balkonu i wszystkie okna w swojej sypialni. Nie odsunął się jednak od nich a oparł swoje rozgrzane czoło do zimnej szyby. Jego palce automatycznie opadły na szkło i obiły się o nie kilka razy. Ostatni tydzień. Koniec był bliżej niż mógłby się spodziewać i chociaż z jednej strony przez jego ciało przeszedł dreszcz podekscytowania, nie wiedział czy był jednak gotowy. Nie ważne jak mocno by na to czekał, ile czasu by tego pragnął nie można być do końca na to przygotowanym. 

Nie można przygotować się na śmierć. 

Zegar wybił pierwszą w nocy. Właśnie rozpoczął swój ostatni tydzień życia. Nie zastanawiał się dlaczego, Louis wspomniał coś o pierwszym tygodniu. Wolał się tym jednak nie zajmować, bo dopiero docierało do niego, że był blisko. Za tydzień o tej porze już go nie będzie. Nie będzie cierpiał, nie będzie płakał, nie będzie łudził się, że może jednak coś się zmieni i wszystko będzie jak dawniej dokładnie tak jakby nic się nigdy nie stało. Pręty klatki w której był zamknięty zaczną puszczać, stanie bliżej wolności niż kiedykolwiek. Za tydzień o tej porze nie będzie już tutaj mieszkał, uwolni się od tej kamienicy, od tego miasta, od tych wszystkich ludzi którzy go otaczali. Bał się, nie wiedząc co czeka go dalej. Może znów trafi do miejsca gdzie będzie musiał jednak żyć, że to wcale nie będzie śmierć, albo odrodzenie czy życie po śmierci istnieje? Może, mimo że zniknie nadal będzie istniał. I wszystkie kolejne pytania znów prowadziły go do Louisa, bo on zdawał się znać na to odpowiedź. 

Skoro Louis tutaj był, mimo że zmarł zanim Harry tutaj zamieszkał? Skoro Louis był żywy, choć Harry stał najbliżej trumny na jego pogrzebie? 

Za osiem godzin zjawi się w kawiarni i na chwilę pozwoli sobie uciec od tego co stawia przed nim szatyn. 

Eleanor Rigby | Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz