Perspektywa Noaha:
Dwóch skrycie zakochanych w sobie przyjaciół - z taką tożsamością weszliśmy do ogromnego budynku stacji telewizyjnej, żeby wydać się interesującymi ludźmi do przyjęcia w programie. Mam do tego niemałe obiekcje.
W końcu to ja tutaj jestem tym, który naprawdę mógłby potencjalnie zakochać się w osobie tej samej płci. Jak udawać kogoś, kim nie jesteś, gdy tak naprawdę tym kimś jesteś? Dodatkowo ten chłopak nawet nie jest moim przyjacielem! Dopiero co go poznałem. Fakt, że innych znajomych totalnie nie mam, ale to nie znaczy, że zdesperowany po pierwszej lepszej rozmowie uznam go za najlepszego przyjaciela, jak jakaś... dwunastolatka! Nawet nic o sobie nie wiemy, przy pierwszym lepszym pytaniu w telewizji wyjdzie, że koloryzujemy rzeczywistość.
A jeśli... co jeślii naprawdę coś do niego poczuję? Jestem osobą, której naprawdę trudno zaimponować, jednak przez lata braku kontaktu z ludźmi może naprawdę mogę rzucić się na pierwszą lepszą osobę, która ze mną porozmawia?
Co więcej... wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale myślę, że Cody jest całkiem niczego sobie. Akurat jechaliśmy windą przez dziką liczbę pięter, jakbyśmy zjeżdżali do Hadesu, więc miałem sporo czasu na przyjrzenie się mojemu teoretycznemu obiektowi westchnień.
Jest w moim wieku, jednak wygląda na znacznie młodszego, co dodaje mu uroku. Możliwe, że to głównie dzięki jego uśmiechowi, który wydaje się tak po ludzku dziecinnie szczery? Jego brązowe włosy chowały pod grzywką naprawdę przepiękne oczy, których koloru nie potrafię nawet określić. Są zielone, ale w niebieski sposób. Lub niebieskie, ale w zielony sposób... Po prostu mają wyjątkowy kolor, którego jeszcze u nikogo nie widziałem. Ubierał się w bardzo przyjemny i estetyczny dla oka sposób, akurat miał na sobie sweter w kolorze ciepłego brązu, a pod nim białą koszulę z wystającym kołnierzem.
Szczerze mówiąc bez problemu, a nawet z nadwyżką klasyfikował się na kogoś, z kim mógłbym udawać uczucie romantyczne.
O rany, nad czym ja się zastanawiam... Muszę myśleć racjonalnie, a najlepiej skreślić ten plan od razu, chyba nie dam rady. To nie ma prawa się udać pod każdym względem.
Nagle Cody spojrzał na mnie tymi swoimi wcześniej podziwianymi przeze mnie oczami, przepełnionymi odrobiną niepewności.
- Czy to aby na pewno dobry pomysł? - zapytał, speszając się.
- Myślę, że tak - odpowiedziałem bez zastanowienia. Chyba za bardzo przywiązałem się do myśli zmiany mojego życia. Z jakiegoś powodu nie potrafiłbym teraz zostawić moich wszystkich planów i stąd odejść, zachowując resztki godności. Tymczasem moja ostatnia część rozsądku poszła w tango.
Perspektywa Cody'ego:
On naprawdę się na to zgodził. Skrycie liczyłem, że może zmieni zdanie.
To nie tak, że nie zależy mi na zakwalifikowaniu się do programu. Wiem, że z takim tematem naszej relacji dostaniemy od razu złoty bilet do udziału i, że nie wymyślimy nic lepszego.
Aktorem też jestem niczego sobie, tak właściwie kiedyś sporo czasu spędzałem na fascynacji sztuką teatralną, zdarzyło mi się nawet kilka razy gdzieś wystąpić. Spektakle, w których grałem, zawsze odnosiły sukces, a widzowie byli zadowoleni. Aż żałuję, że nie poświęciłem temu zajęciu znacznie więcej uwagi, bo może jest to coś, w czym nareszcie byłbym bardziej niż przeciętny. Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, że aby dobrze coś zagrać muszę w to... uwierzyć. To musi stać się częścią mojej świadomości, mojego życia. Trzeba doskonale grać postać, w którą się wciela, jak i to, co siedzi jej w głowie. Obowiązkiem jest nawet wiedzieć, jaka jest pogoda na dworze u ów bohatera w momencie, gdy się go naśladuje. Zawsze byłem osobą o ogromnej empatii, mocno komuś współczułem, a na pierwszych lepszych smutnych wątkach w telewizji płakałem. Gdybym był jury w programach o talentach, z pewnością przepuszczałbym każdego, nawet człowieka, który z talentem nie miał nic wspólnego, kto powiedziałby mi, że dwa lata temu zmarł mu chomik. Cieszyłem się z tego, że jestem taki czuły, ponieważ to bardzo pomaga w teatrze i odgrywaniu ról - mogłem bez problemu zżyć się z postacią i nawet płakać na zawołanie. Dlatego moją największą obawą w całym naszym planie było to, że żebym rzeczywiście zagrał wiarygodnie, że jestem skrycie zakochany w jadącym w windzie obok mnie szatynie, musiałbym sprawić, że... naprawdę jestem w nim skrycie zakochany. Przyjąć to jako część świadomości. Wczuć się w rolę tak, jakby była prawdą.
Mimo potężnych obaw stwierdziłem, że to zrobię, że muszę to zrobić. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę się postarać.
- No dobrze, więc zróbmy to. - Przypieczętowałem ostatecznie nasz plan.
- Widzę jednak spory problem w tym, że ledwo się znamy. To będzie podejrzane, gdy nie będziemy znać odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytania na swój temat. Jak mamy sobie z tym poradzić? - zapytał zagubiony Noah.
- Po prostu to, co odpowiemy musi stać się prawdą - odpowiedziałem. - Jeżeli powiesz im, że moim ulubionym kolorem jest żółty, to będę musiał twierdzić, że moim ulubionym kolorem jest właśnie żółty. Niestety, wojna wymaga ciężkich decyzji.
- Masz rację - zaśmiał się cicho. I słysząc ten śmiech, stwierdziłem, że może nie będzie tak trudno udawać, że jest się w nim zakochanym.
Dojechaliśmy na ostatnie piętro.
- Jakim cudem można jechać gdzieś windą przez bite pięć minut?! - zapytałem oburzony. Ten budynek musiał być naprawdę potężniejszy niż mi się wydawało.
- Nie mam pojęcia, ale jedno wiem na pewno - odezwał się szatyn - nie chciałbym tu wchodzić schodami.
Tym razem ja się zaśmiałem i pocieszony naszym dobrym humorem przestałem martwić się aż tak bardzo.
- Może nie będzie aż tak źle? Chyba nie zrobią nam testu na sto pytań, prawda?- Myślę, że mogą zrobić - przeraził się Noah, wskazując mi kobietę i mężczyznę stojących po drugiej stronie pomieszczenia. Mężczyzna miał mikrofon i kamerę, a kobieta wyglądała, niczym dziennikarka Rita Skeeter z Harrego Pottera. Takie skojarzenie oznaczało kłopoty.
CZYTASZ
Zaćmione promienie słońca | Totalna Porażka
FanficZ jakiego powodu człowieka może podkusić walka o sto tysięcy dolarów w dziwacznym i często niebezpiecznym show? Motywacją są pieniądze, intrygi czy ludzie? Może wszystko na raz? Oczywiście, nie licząc ostatniej możliwości. Czy naprawdę ktoś byłby na...