Biel i srebro

90 9 41
                                    

Idril Celebrindal, złota księżniczka Gondothlimów, wspięła się ku Gar Ainion wraz ze wschodzącym Anorem. Bose stopy zanurzała w miękkiej trawie, nad którą unosiła się delikatna mgiełka parującej rosy. Wszystko wokół błyszczało, tak świeże i czyste, coraz bardziej rozpromienione wstęgami światła. Na wysokim placu panowała zupełna cisza; nie docierały tutaj żadne odgłosy z budzącego się do życia miasta.

Idril miała dziś urzeczywistnić pomysł, który zrodził się w jej umyśle w ciągu ostatnich dni. Wymknęła się z pałacu niezauważona i zamierzała wrócić doń tak szybko, jak było to możliwe. Swoją sprawą nie chciała dzielić się z nikim. Był to jej sekret, małe pragnienie serca.

Uklękła na pustym skrawku ziemi, w północnym krańcu wzniesienia. Z płóciennej torby wyjęła nieduży szpadel, pożyczony od elfa pracującego w pałacowych ogrodach. Nie zadawał jej żadnych pytań, nie okazał również zdziwienia tym nagłym zainteresowaniem księżniczki do ogrodnictwa; zachęcona tym, postanowiła spytać go o wszystkie frapujące ją rzeczy. Dowiedziała się na przykład, jak zdobyć i zasiać nasiona, których potrzebowała. Teraz wykopywała wiele małych zagłębień, po czym rozsznurowała szary mieszek. Drobne nasiona padały w ziemię i zostawały troskliwie przykryte kolejną warstwą. Niezużytą zawartość woreczka, Idril rozsypała na wszystkie strony. Przysiadła na kolanach, przyglądając się w zadumie swojej pracy. 

– U twego boku, kochana ciociu, będą rosły najszczęśliwsze – wyszeptała. Jej myśli uciekły ku wspomnieniom pewnego dnia, przed wieloma laty, jeżeli nie liczyć miarą elfów - w dzień tak samo piękny i wiosenny.

Dziedziniec królewski wypełniali pięknie odziani elfowie, a fontanna wyglądała z góry niczym żywo połyskujący diament. Idril siedziała we wnęce okiennej z książką w dłoni. Co jakiś czas przerywała czytanie i spoglądała, kiedy coś na zewnątrz przyciągnęło jej uwagę. Tak wypełniała sobie czas przed śniadaniem, aż do momentu, gdy do komnaty weszła Aredhela i już od progu zawołała:

– Witaj, słodka Itarillë. Mam dla ciebie propozycję, która może cię zainteresować.

Uśmiechnęła się pięknie i usiadła na zydlu nieopodal. Z rozbawieniem obserwowała powolne zmiany dokonujące się na twarzy bratanicy. Idril powróciła ze świata lektury do rzeczywistości i także odpowiedziała uśmiechem. Słowa ciotki wzbudziły jej żywą ciekawość. Właściwie, zawsze tak było, ilekroć Aredhela miała coś do powiedzenia.

– Witaj, ciociu – przywitała się, odkładając na bok książkę. – Co to takiego?

– Myślę, że dorosłaś już do tego... – Ar-Feiniel zawiesiła głos na krótką chwilę, a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki. 

– Do czego? Do czego dorosłam? – powtórzyła szybko Idril, łatwo dając się wciągnąć w tę zabawę. 

– Pomyślałam, że mogłybyśmy wybrać się na konną wyprawę. Tylko my dwie. Dla odmiany pooglądać wspaniałe mury tego miasta od drugiej strony. 

– A więc przejażdżka po Tumladen? Świetny pomysł, ciociu! – Idril klasnęła w dłonie. Szare oczy młodej elfki zajaśniały radością. Perspektywa spędzenia dnia w końskim siodle, w towarzystwie ulubionej ciotki, bardzo do niej przemawiała. Będą śpiewać, prowadzić długie rozmowy, podziwiać piękno zielonej równiny... 

Biel i srebroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz