Rozdział I

31 3 1
                                    

Piąta trzydzieści, po kolejnej nieprzespanej nocy, musiałam wstać i przygotować się do szkoły. Nie śpiesząc się zbytnio, wstałam i wyszłam z mojego pokoju.

Zmierzałam w stronę łazienki, kiedy przystanęłam i przyglądałam się naszemu rodzinnemu zdjęciu. Stała tam pięcioosobowa rodzina. Bladzi jak wampiry z zaciętymi wyrazami twarzy patrzyli się swoimi brązowymi oczami w obiektyw. Dziewczynka ubrana w kwiecistą sukienkę, znajdowała się po lewej stronie fotografii. Za nią stało dwójka bliźniaków,ubranych w ładnie skrojone garnitury. Natomiast to prawej stronie stał postawny mężczyzna z czarnym zarostem w idealnie skrojonych marynarce i spodniach. Obok niego stała niska kobieta ubrana w granatową sukienkę za kolano. Cała rodzina prezentowała się nadzwyczaj elegancko,lecz było idealnie tylko na zdjęciu. W praktyce dziećmi zajmowała się opiekunka, ponieważ rodzice wybrali karierę. Rodzeństwo wyrastało bez rodzinnego ciepła, nikt nie nauczył ich jak kochać, ani jak to jest być kochanym.

Otrząsnęłam się z natłoku myśli i poszłam do łazienki. Była urządzona w klasycznym stylu. Płytki na ścianach i na podłodze były białe, lustra, w kształcie okręgu znajdujące się nad dwoma umywalkami optycznie powiększają pomieszczenie. Mieliśmy tam wannę oraz kabinę prysznicową oraz podwieszaną toaletę.

Tam wzięłam prysznic, mydląc ciało moim ulubionym żelem o zapachu brzoskwiń. Oparłam się głową o ścianę przede mną i nastawiłam strumień wody na najbardziej gorącą. Uwielbiałam to, gdy stopniowo twoja skóra zaczyna piec i robiła się czerwona. Tylko ja, gorące strumienie wody i to przyjemne pieczenie. Nie byłam masochistką. Nie czerpałam z tego przyjemności. To było swego rodzaju oczyszczenie, bo byłam brudna, splamiona.

Po około 10 minutach ,Wyszłam spod prysznica i stanęłam przed lustrem. Wysuszyłam czekoladowe włosy i upięłam je w niechlujnego koka i tak będę musiała je wyprostować, lecz na razie zajęłam się innymi toaletowymi czynnościami.

Otulając ciało w dość krótki, czerwony, satynowy szlafrok, poszłam do mojej garderoby i ubrałam się w butelkowo-zieloną bluzeczkę na ramiączkach, do tego dobrałam czarne, lekko poprzecierane jeansy i narzuciłam na siebie czarną marynarkę.Niby mieszkałam w Californii ,lecz dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo paskudnie. Wybrałam klasyczne czarne szpilki i moją ukochaną torebkę. Do tego wzięłam srebrne kolczyki koła, a na moim nadgarstku błyszczała srebrna bransoletka, którą dostałam na siedemnaste urodziny.

Usiadłam przed toaletką i wykonałam słynny makijaż Vivienne Salvatore. Składał się z ostrych, czarnych kresek, niewielkiej ilości korektora, srebrnego rozświetlacza i sztucznych rzęs. Na koniec nałożyłam czerwoną ,matową pomadkę i spakowałam torbę, do szkoły.

Uczyłam się w jednym z najlepszych liceów w całej Californii, dokładniej w King City High School. W skrócie KCHS. Mieszkaliśmy w dość małym mieście, rodzice dojeżdżali do pracy do Jolon. Jako dziecko dużo podróżowałam. Rodzice przenosili się ze stanu do stanu, budując nowe hotele, zakładając nowe kancelarie lub tworząc nowe salony chirurgii plastycznej. Byliśmy jedną z najbardziej szanowanych i wpływowych rodzin w King City. Chyba nie wspominałam, że moi rodzice zasiadają w radzie miasta.

Spojrzałam na zegarek, dochodziła siódma, zdecydowałam, że pójdę zjeść śniadanie. Od dwunastu lat jestem wegetarianką. Nigdy nie lubiłam mięsa, poza tym kocham zwierzęta i nie wyobrażam sobie jedzenia ich.

Idąc do kuchni, w całym domu słychać było stukot moich szpilek. Dom jak zwykle był pusty ,mama była na nocnym dyżurze w klinice ,a ojciec najpewniej siedzi w Maine w nowej siedzibie kancelarii.Podeszłam do lodówki i wyjęłam jogurt, po czym włożyłam go do torby. Wyjęłam łyżeczkę z szafki, w międzyczasie nastawiłam wodę na kawę. Wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam przeglądać social media. Wsypałam kawę i zalałam ją wrzątkiem. Popijając ją, nuciłam nową piosenkę Harry'ego Stylesa.

Exhausted by ExistenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz