Rozdział XIV

547 15 0
                                    

- Lili nie masz nic przeciwko jeśli porwę twojego partnera na parkiet. Lubię tę piosenkę, a mój chłopak, gdzieś znikną.- Powiedziała do mnie już lekko wstawiona Anne, próbując zrobić przy tym szczenięce oczy.

- Jeśli Mark nie ma nic przeciwko, to ja także. - Uśmiechnęłam się do niej, po czym spojrzałam na mężczyznę. - Zresztą i tak muszę was przeprosić, matka natura wzywa. - Dodałam, wstając i kierując swoje kroki w stronę łazienki.

Po załatwieniu swoich potrzeb i umyciu rąk spojrzałam na swój sfatygowany już wygląd. O ile moja fryzura trzymała się dobrze, to mój makijaż pozostawiał wiele do życzenia. Postanowiłam więc go lekko odświeżyć.

- I tak ci to nie pomoże. Wiec możesz sobie darować. - Usłyszałam nagle za swoimi plecami, gdy nakładałam pomadkę na usta. W lusterku zobaczyłam odbicie dziewczyny, która przyszła dziś z Jamesem na wesele.

- Słucham? - Odezwałam sie zaskoczona.

- Dobrze słyszałaś. Malowanie ust jakąś tandetną pomadką ci nie pomoże. Trzymaj swoje brudne łapska z daleka od Jamesa. - Rzuciła gniewnym tonem głosu.

- Słuchaj jak ci tam. Zresztą nieważne. Nie wiem, co sobie ubzdurałaś, w tej swojej pustej główce, ale odpuść sobie. Jasne?! - Powiedziałam, starając się zachować spokój. Zebrałam swoje rzeczy do torebki, chcąc wyjść z łazienki.

- To ty lepiej posłuchaj. - Zaczęła dziewczyna ponownie, wytykając mnie palcem. - Widzę, jak na niego patrzysz, ale daruj sobie. On jest mój. Zresztą nie rób sobie żadnych nadziei przez to, że jest dla ciebie miły. Sam mi powiedział, że zachowuje się tak tylko dlatego, że przyjaźnisz sie z jego bratem. Gdyby nie to, nigdy by nawet nie zamienił słowa z taką ...

Wejście Jess do środka przerwało jej bezsensowny monolog. Jednak i tak prawie wyprowadziła mnie z równowagi. Za kogo ona się uważa. Pomyślałam tylko, przenosząc swoją uwagę na przyjaciółkę, Która stanęła w drzwiach, przenosząc wzrok ze mnie na nią i z powrotem.

- Wszystko w porządku? - Zapytała, marszcząc brwi.

- Tak, właśnie wychodziłam. - Oświadczyła szybko, chwytając za klamkę i wypadając na korytarz, nie rozglądając sie nawet gdzie idę, aż odbiłam się od czegoś, a raczej od kogoś. Gdyby nie szybki refleks osoby, w którą weszłam, pewnie leżałabym teraz na podłodze.

- Bardzo przepraszam. - Powiedziałam. Zawstydzona całą tą sytuacją, nie miałam odwagi nawet spojrzeć, w kogo tak niefortunnie wpadłam.

- Nic ci nie jest? Co się stało? - Zapytał zaniepokojony James. W dalszym ciągu, trzymając mnie w ramionach. Dopiero dźwięk jego głosu sprowadził mnie na ziemię. Wyrwałam sie z jego uścisku odsuwając sie gwałtownie.

- Zapytaj swoją dziewczynę. - Warknęłam zdenerwowana i ruszyłam przed siebie. Szłam tak przez chwilę, próbując się uspokoić, aż weszłam do jakiegoś pomieszczenia znajdującego sie na końcu korytarza. Paliła się w nim tylko lampka, stojąca na małym szklanym stoliku. Obok którego stały dwa fotel. Rozejrzałam się dookoła, zauważając jeszcze regał z książkami, kanapę i kilka innych miejsc do siedzenia. Pokój ten zapewne pełnił funkcję hotelowej biblioteki. Moją uwagę przykuły jednak drzwi znajdujące sie po drugiej stronie. Przechodząc przez nie, stanęłam dość sporym balkonie. Na nagiej skórze poczułam podmuch zimnego nocnego powietrza. Właśnie tego potrzebowałam. Ciszy i chwili samotności. W oddali widziałam jezioro, w którym odbijało sie nocne niebo. Poruszająca sie w nim delikatnie woda nadawała temu widokowi swoisty urok. Zawsze ceniłam sobie takie chwile. Chwile kiedy można się zatrzymać i popatrzeć na otaczający nas świat z całkiem innej perspektywy.

Mój sekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz