Rozdział 1

33 1 1
                                    

Nadal otępiała patrzyłam przed siebie. Nie wiedząc kiedy znalazłyśmy się na lotnisku.  Podczas słuchania paplaniny przyjaciółki jadąc tu, dowiedziałam się tylko że wszystko jest już zarezerwowane i nie możemy się spóźnić. 

-Boże już nie mogę się doczekać. Miesiąc odpoczynku to jak bycie w raju-podsumowała z wielkim uśmiechem na ustach. Idąc do bramek.

-Chwila, chwila jaki miesiąc? Miałyśmy jechać na weekend. To dzieje się za szybko. Przejęzyczyłaś się chyba-zaśmiałam się nerwowo, wiedząc że dziewczyna w dziewięćdziesięciu procentach powiedziała dobrze. Łudziłam się że się przesłyszałam.

-Aaa, nie powiedziałam ci? Stwierdziłam że kilka dni to za mało, a wykorzystując to że nie brałaś urlopów w pracy odkąd tam pracujesz szef zgodził się na miesięczny odpoczynek-mówiła to z taką lekkością jak o imieninach kochanej babci. Kiedy ja w środku gotowałam się z nadmiaru emocji. Ledwie wyszłam z mieszkania które nie wiem czy nadal jest po części moje a za kilka godzin mam znaleźć się na Ibizie? Co za głupoty.

-Coś ty zrobiła!-powiedziałam to zbyt za głośno bo ludzie dookoła spojrzeli na mnie wymownie.-Ja się spakowałam na jakieś cztery dni a nie cały miesiąc. Ja musze się wrócić najpiete po rzeczy, a potem po odwołanie tego wszystkiego-złapałam się za głowę, miałam wrażenie za zaraz wybuchnie od natłoku myśli.

-Po pierwsze nie wrócisz tam a po drugie jakie odwołanie? Nie pozwolę na to, nie po to szukałam tego tyle czasu i na dodatek zdążyłam już sobie zrobić nadzieję na codzienne opalanie.-informowała krok po kroku z czym się zgadzałam w jakimś stopniu.-Te zwiewne sukienki, buty, kapelusze i kolorowa biżuteria. Widzisz to? Bo ja zdecydowanie.

-Tak, tak. To twój styl, nie moj.- zaśmiałam się słuchając jej rozmarzeń.-Wracając nie je pewna czy powinna w tym momencie lecieć na cholerną wyspę, kiedy życie rozsypało się na milion kawałków. To nie jest mądra decyzja nie uważasz?

-Oj już przestań, jestem ja. A taki relax dobrze ci zrobi Sam-Nie lubiłam kiedy zdrabniała tak moje imię, ale nie zwrociłam już na to uwagi.

-Polecę tam tylko i ze względu na ciebie-Przewróciłam oczami na co blondynka zaśmiałam się pod nosem-Chodźmy bo odleci bez nas-ponagliłam, wyrywając ją z jej wyobrażeń o gorącej plaży. Podbiegła ochoczo nucąc jakąś nieznaną mi piosenkę.

Wspiełyśmy się do samolotu po schodkach i zajęłyśmy wyznaczone nam miejsca. Zapiełyśmy pasy oczekując na start. Korzystając z tabletu samolotowego włączyłyśmy wcześniej wspomniane tanie romansidło. Dziewczyna spotyka chłopaka ten o nią zabiega ona udaje niedostępną aż wkońcu żyją długo i szczęśliwie. W połowie lotu Alice spała jak zabita opierając się o moje ramie. Wkrótce sama zapadłam w sen Morfeusza. 

Czując szturchnięcia w ramie otworzyłam zmęczone oczy. Starsza Pani obok mnie z uśmiechem na ustach poinformowała że zaraz lądujemy, podziękowałam jej i zaczęłam wybudzać blondynkę.

-Kto jest tak niewdzięczny i mnie budzi-zaskomlała zachrypniętym głosem, na co się krótko zaśmiałam

-Ibiza!!!-wykrzyknęłam jej prosto do ucha, na co ta podskoczyła w miejscu. Rozszeżyła oczy i spojrzała na mnie z otwarta buzią. 

-Już jesteśmy? Tak? Już? Tutaj?-kręciła się na miejscu pasażera chcąc zobaczyć co jest za oknem.

-Zaraz lądujemy- Złapałam ją za ramiona patrząc w oczy-Uspokój siee

-Jestem spokojna -założyła ręce na piersi udawając obrażoną, na co pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.

Po około dwudziestu minutach wylądowaliśmy na wyspie. Alicia jak poparzona szybkim krokiem wyszła z samolotu aby jak najszybciej dostać się do tymczasowego domku. Co szybko nie nastąpi, bo lotnisko było przepełnione ludźmi.

Kiedy odebrałyśmy swoje bagaże, od razu zamówiłam ubera. 

Po piętnastu minutach bezczynnego stania i słuchania zachwytów blondwłosej kobiety, wreszcie podjechało wyczekiwane auto. Srebrny mercedes za którego kierownicą siedział mężczyzna w podeszłym wieku, szczerze się uśmiechając. Wsiadłyśmy do pojazdu podając adres i ruszyliśmy, tym razem oboje słuchając jak tu jest pięknie zdaniem przyjaciółki.

Z daleka widziałam już piękne drewniane domki z małymi tarasami na wejściu. Był już wieczór więc wszystko było w pięknym klimacie. Podziękowałyśmy płacąc za drogę i zabrałyśmy swoje bagaże. Dziewczyna poszła po klucze a ja w tym czasie przeszłam się po placu.

Było tam kilkanaście identycznych budynków mieszkalnych. Mimo późniejszej godziny ludzie wychodzili dopiero zaczynając zabawę. Śmiali się, śpiewali nie przejmując się problemami które zostawili w domach. Plusem było ciepłe powietrze które utrzymywało się praktycznie takie cały czas. Nie dziwne było więc to że młodsza część społeczeństwa żyła nocom, szczególnie że są wakację.

-Hola Chica, mamy klucze-odwróciłam się ku krzyczącej dziewczynie która wymachiwała srebrnymi kluczykami z czerwoną zawieszką.

Podeszłam z uśmiechem i chwyciłam klucze dobierając się do zamka, bo pewna blondyna za mną skakała z podekscytowania. Usłyszywszy charakterystyczny chrzęst, drzwi ustąpiły. Już po korytarzu mogłam powiedzieć że koszt pobytu to kupa kasy....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli ci się podoba miło mi będzie jeśli zostawisz coś po sobie. Pierwszy raz tworze coś takiego i bardzo się stresuję. ;)

Let The Night BeginOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz