Rozdział 10 - Zostań Przy Mnie

1K 18 16
                                    

Od tamtych wydarzeń minęły dwa miesiące. Jacob zaręczył się z kloszem od lampy, mój związek z Marcusem rozkwita w najlepsze, i nawet Liam znalazł sobie dziewczynę.

***

Było około godziny 17.42, siedziałam w bibliotece z Pansy i pisałam rozprawkę z zielarstwa, dzięki której dostanę więcej punktów na sum'ach. Szczerze? W ogóle nie chciało mi się tego pisać, no ale dodatkowe punkty zawsze się przydadzą. W międzyczasie przyszedł Marcus. Chciał mnie namówić abym poszła z nim na jakiś spacer, ale stanowczo odmówiłam. 

-  Pansy? - Powiedziałam kończąc arkusz pergaminu.

- Hm? - Dziewczyna nawet nie zerknęła, widać było że jest zaaferowana pisaniem czegoś na pergaminie.

- Skończyłam, będę już lecieć.

- Już! Też skończyłam! Na 100% dostaniemy więcej punktów.

Razem z dziewczyną zebrałyśmy swoje rzeczy i udałyśmy się w stronę lochów. Po otwarciu ciężkich drzwi było już słychać jakieś jęki ale to zignorowałam. Pansy odłożyła swoje rzeczy do dormitorium, tak samo jak ja. Zza rogu wyszedł Zabini i porwał gdzieś Pansy zostawiając mnie samą. Ja postanowiłam spotkać się z Marcusem i może iść na ten spacer. W pewnej chwili zorientowałam się ze te jęgi dochodziły z jego dormitorium. Jak poparzona otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał się widok, którego chciałam uniknąć. Marcus i jakaś ślizgonka z piątego roku leżeli razem pod kocem patrząc się na mnie jak na kretynkę. Automatycznie w moich oczach pojawiły się łzy a blizny na rękach zaczęły robić się czerwone, tak samo jak moja buzia. Nigdy bym nie uwierzyła ze moglb zrobić mi coś takiego, jak to.

- Nie wierzę... po prostu kurwa nie...

- Ali daj mi to wytłumaczyć. - Powiedział Marcus dość łagodnym ale wciąż w którym można było wyczuć poczucie winy głosem.

- Nie, to już za wiele nawet jak dla mnie!

Wybiegłam z jego dormitorium do pokoju współnego z którego też szybko ulotniłam się na korytaż. Słyszałam za mną jeszcze jakieś wrzaski i piski ale miałam to w dupie. Pobiegłam wprost na wieżę astronomiczną. Tu nikt mnie nie znajdzie.

Załamana stanęłam pod ścianą i zsunęłam się po niej. Nogi podwinęłam pod brodę a twarz schowałam w ręcę. Wszystko układało się w najlepsze ale on postanowił to zniszczyć. Moi bracia nigdy nie popierwali naszego związku, a ja im mówiłam że przesadzają, teraz już widzę że mieli rację.  Z kieszeni spodni wyjęłam skręta którego zwinęłam dzień wcześniej Riddlowi. Zapaliłam skręta i zaczęłam palić. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Riddle'm.

Powoli wchodziłam po schodach szlochając w rękaw bluzy Liama którą porzyczyłam. Kiedy weszłam na Wieżę od razu zostałam przyciśnięta do ściany przez brunet z loczkami. Przycisną moje ręce nad moją głową obezwadniając mnie, A drugą rękę trzymał obok mojej głowy. Może i był by to romantyczny moment gdyby nie to że zgubiłam gdzieś niebieska soczewkę i teraz jedno oko mam niebieskie A drugie zielone, i gdyby nie to że miałam rozmazany makijaż od płaczu.

- Nie zabłądziłaś czasem dziewczyno? To miejsce jest już zajęte.- powiedział mrocznym głosem brunet w moją stronę. Widziałam jak sądzą się pomału gubić w moich oczach i jak sądzą się rozpływać. - Tak się składa że to moje miejsce Riddle...- Powiedziałam te słowa ostrym tonem w jego stronę, po tym geście chłopak zamkną jakąkolwiek przestrzeń pomiędzy nami.

- Nie strach ci wypowiadać moje imię. Alishia?- Zamarłam. Skąd do chuja on znał moje imię nie przedstawiłem mu się ani razu.

- Skąd do cholery wiesz jak mam na imię?- Powiedziałam nerwowo na co on się roześmiał.
- Wiem o tobie więcej, niż kto kolwiek w tej szkole.- Na te słowa zaczęłam słabnąć, nogi się pode mną zaginęły i pół przytomnie poleciałam na chłopaka, złapał mnie, nie zrobił by tego z kimś innym. - Ej wszystko okej?- zapytał zmartwiony głosem Ale z nutą nienawiści, widziałam błysk w jego oczach. Po chwili zemdlałam, wpadłam w jego ramiona i zapadła ciemność.

Chcialam do tego wrócić, ale nie mogłam. Po godzinie usłyszałam że ktoś wbiega po schodach na górę, a ja wypalałam kolejnego skręta.  Tą osobą okazał się nie kto inny jak Marcus pieprzony Riddle. Nawet na niego nie spojażałam. Patrzyłam się na padający deszcz za barkierkami i dopalałam papierosa.

- Matko jedyna, Ali.

Chłopak był cały zapłakany i zmartwiony. Głos miał zdarty i ledwo słyszalny. Przykucnął obok mnie, i dopiero teraz zobaczył skręta w mojej ręcę. Chłopak jak najszybciej było to możliwe wyrwał mi go, wyrzucił na podłogę i zteptał.

- Co ty kochanie? Zgupiałaś? Nie możesz palić.

Mówił dalej kucając przy mnie zdenerwowanym głosem. Ręcę mu się trzęsły, zachowywał się jakby zaraz miał zginąć.

- Nie mów tak do mnie, nie po tym. Nie jesteśmy już razem.

Miałam ledwo słyszalny głos od płaczu. Nie chcialam na niego patrzeć.

- Przepraszam...

Chłopak opuścił głowę, widać po nim było że żałował, ale żałował teraz a godzinę temu myślał co innego. Stwierdziłam że ta rozmowa jest bez sensu, wstałam z podłogi i zaczęłam kierować się do wyjścia, jednak zaczęło robić mi się nie dobrze, znów przypomniało mi się spotkanie moje i bruneta. Riddle podniósł się z podłogi i widział że coś jest ze mną nie tak.

- Aniołku, wszystko okej?

Podszedł do mnie od przodu patrząc mi w oczy, dzisiaj nie zakładałam soczewek aby lepiej widzieć. Zaczęłam chwiać się na boki, chłopak złapał mnie w talii abym nie upadła na podłogę.

- Kocham cię...

To były ostatnie słowa które wypowiedziałam.

- MARCUS -

Wszystko działo się jakby w zwolnionym tępię, dziewczyna po chwili upadła na kolana przede mną, jej ciało było bezwładne.

- Nie, nie, nie! Ali spójrz na mnie do cholerny! Nie odchodź. Proszę...

Byłem bezsilny, dziewczyna po chwili była martwa, nie mogłem w to uwierzyć.

To się nie dzieje...

Forgetten from beyond the world (ALWAYS YOU)~~ Marcus Riddle / WZNOWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz