Rozdział 9

198 24 6
                                    

***********Nimrodel************

-Scoia'tael!!-

Głos ten należał do Iorwetha. Czyli wreszcie zdecydował się odbić barkę.Przesunęłam się bliżej ściany. Nagle usłyszałam odgłos woiskowych butów. Po dźwięku wiedziałam że to żaden ze scoia'tael, dlatego zaczęłam się panicznie bać. A miałam czego. Dwóch żołdaków Loredo, którzy zapewne zaprzestali walki na pokładzie, otwierało pokolei cele i zabijało siedzących tam więźniów, będących niegdyś moimi  towarzyszami broni.Po chwili podeszli do mnie.

-Zobacz kogo my tu mamy.-

-Widzę. Podobno jest jednym z oficerów. To co z nią zrobimy?-

-Wyciągnijmy ją na pokład i poderżnijmy szmacie gardło na oczach dowódcy.-

Przeraziłam się jeszcze bardziej,  nie chodziło mi tylko i wyłącznie o swoje życie. Lecz też o moich towarzyszy, brata i Coinneacha. Nie wiem dlaczego wymieniłam ich w takej kolejności. No ale cóż.
Dwaj żołnierze weszli do celi ściągnęli mi kajdany i próbowali postawić na nogach, ale byłam za słaba by ustać o własnych siłach. Więc mnie po prostu zawlekli na pokład z mieczem przystawionym do gardła. Światło słoneczne mnie oślepiło na jakiś czas, a gdy moje oczy się trochę do tego przyzwyczaiły ujrzałam trupy żołdaków Loredo leżące na pomoście i krew na deskach pokładu, mnóstwo krwi.

************Iorweth************

Walka miała się ku końcowi, gdy ujrzałem jak jakichś dwóch dh'oine wywleka moją siostrę na pokład, w tej samej sekundzie zarejestrowałem miecz przystawiony do jej gardła. Wszystkie zmartwienia ostatnich pięciu dni przerodziły się we wściekłość. Którą niestety musiałem w sobie zdusić, ale i tak to się nie udało.Rozejrzałem się dookoła, mój oddział  walczył jeszcze z resztkami  straży, chociaż na brzegu już powoli było widać pomoc dla temerczyków. Czyli trzeba się śpieszyć. 

~Cervan?

Usłyszałem w myślach.

~Czego?

~Pomóc ci z tymi dh' oine?

~ Chyba sobie poradzę, ale dzięki.

~ Chyba?

~A co. Zdziwiony że nie ufam swoim umiejętnościom szemierczym?

~Trochę.

Po tych słowach zapadła cisza. Ruszyłem w stronę oprawców Nimrodel, w tym samym czasie wyciągając  nóż do rzucania. Wycelowałem, i ostrze trafiło pierwszego napastnika w pierś. Wyszarpnąłem szablę z jakiegoś trupa i już miałem atakować, gdy ktoś zadał mi cios w plecy. Na moje szczęście był on źle wyprowadzony i napastnik chybił.  Korzystając z okazji  trafiłem go ostrzem w  nogę, bo nie chciałem go zabijać, ( w końcu trzeba mieć kogo przesłuchać, co nie?).

-Ani kroku dalej elfie, albo ona zginie.-

W głosie tego skur*syna słychać było  strach ale i zdeterminowanie. Popatrzyłem się na niego i podjąłem decyzję.

~Coinneach.

~Tak?

~Przydała by się pomoc.

~Już idę.

W kilka sekund  Coinneach znalazł się przy moim boku z obnażoną szablą, na twarzy dh' oine odmalowało zwątpienie w  swoje umiejętności. Po chwili zdecydował się na walkę. I puścił Nimrodel, ta zaś upadła. A ten zaatakował,  zaczołem z nim walczyć podczas, gdy Coinneach podbiegł do mojej siostry i jej pomógł wstać. Gdy walka się skończyła, kazałem jednemu z elfów rozdzielić zadania pomiędzy komando a sam podszedłem szybkim krokiem do Nimrodel.

-Cervan?-

Usłyszałem jej cichy głos.

-Tak, Sor' ca?-

-Był z wami Elros gdy rozmawialiście o planach dotyczących podróży do Aedirn?-

-Neén.-

-To dobrze.-

Westchnęła z ulgą.
Uniosłem brwi, jej reakcja na tą informacjię była ciekawa. Nagle za sobą usłyszałem głos Ciarana.

-Co masz na myśli?-

-Ten sku*syn szpiegował dla niebieskich pasów.-

Że co?  Pomyślałem.  Elros towarzyszył nam od niedawna,  a ja byłem na tyle głupi , że nie złączyłem ze sobą faktów.

-Czyli to o nim mówił wiedźmin. Trzeba będzie go znaleźć.-

-Wiem Iorweth, ale narazie musimy dotrzeć do Vergen.-

-Racja. -

********************************
Trochę dłułgi  rozdział 9.  Z dedykacją i życzeniami weny dla wszystkich czytających.

Scoia'taelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz