IV - "To chyba lepsze od walca"

267 21 12
                                    

No i w tej jakże eleganckiej sali balowej, przy dźwiękach delikatnej muzyki, zaczęliśmy tańczyć. Prus przez pierwsze kroki tańca walca.

- Teraz unosimy się w górę. Tak, tak, świetnie idzie!

Gdy tak razem tańczyliśmy, on zbliżał się coraz bardziej do mnie. Początkowo były to tylko delikatne pocałunki na policzek, jakieś muśnięcia dłonią, nic poważnego. Gdy Prus pocałował mnie w kącik ust zatrzymałem się i patrząc na niego z wyrzutem lekko rozbawionym tonem zapytałem się go:

- Czy ty przestaniesz mnie rozpraszać?

Tamten popatrzył mi w oczy i, przesunąwszy dłonią po moim kręgosłupie (no ciary kurwa, ciary.) odpowiedział:

- A przestaniesz być tak cholernie ładny?

Muszę przyznać, zpąsowiałem.

Koniec zabawy, czas na próbę generalną. Jego dłonie, ciepłe i gładkie, obejmują moje, zziębnięte , pokryte siecią malusieńkich blizn. Jesteśmy jak dwie gwiazdy, zatopione w rytmie walczyka, poruszające się w harmonii, rozumiemy się bez słów, potrzebujemy tylko delikatnych ruchów i kroków

Jego oczy, boże, jego oczy, jego oczy świecą się jakby ktoś w nich schował odłamki odbicia srebrnych gwiazd na tafli spokojnego jeziora. W wirze tańca czuję, że to tu powinienem być. Jesteśmy dwiema istotami, które odnalazły swoje miejsce w tym magicznym wirze, gdzie czas zwalnia, a świat staje się tylko tłem dla tego dziwnego uczucia.

Podczas walcu, czuje pulsujące bicie jego serca, to melodyjny rytm, który przewodzi naszemu tańcowi. Nasze kroki są lekkie jak skrzydła motyla, unoszą nas w górę, ku nieznanym zakątkom tego świata. To nie jest tylko taniec – to jakiś boski rytuał.

W tym walcu czuje, że nasze dusze są połączone, tworzące niemożliwie piękny obraz. Jest to taniec, którego rytm brzmi jak wyznanie, a kroki jak poezja. Tak razem, w tej magicznej chwili, stajemy się częścią większej symfonii, której każda nuta jest historią naszej niewypowiedzianej więzi. Dystans pomiędzy moją a jego twarzą się zmniejsza.

Jego usta muskają moje, serce wali mi jak szalone, w głowie mi się kręci i już miał mnie pocałować a tu nagle...
TRRRAH
Zaliczyłem glebę tak spektakularną że napiszą o niej w kronikach. Od razu soczyście przekłąłem, bo nie dość że bolało to zepsuło mi moment prawdziwego odurzenia. Prus szybko zszedł do parteru, bo na pewno moja wywrotka była dość... Intensywna.

- Wszystko okej? Nic ci nie jest?

Popatrzyłem na niego. Faktycznie się martwił, to mu się raczej nie zdarza.

- Podłoga jest zim-

Łapie mnie za kołnierz, jego usta zderzają się z moimi. Muzyka zamarła, a cały świat odszedł na bok, zostawiając nas w tym jednym, niewyjaśnionym momencie.

Czas przestaje mieć znaczenie, a ja czuję jedynie delikatność tego dotyku. To, co mogło być niezgrabne, staje się czułe i prawdziwe, kiedy jego usta spotykają moje. Na chwilę otwiera się przed nami inny świat, świat w których jest tylko nasza dwójka.

Siedzimy na zimnej podłodze, ale w tym pocałunku jest ciepło, jak promienie słońca przebijające się przez chmury. To nie jest tylko gest. To przełamanie barier, którego nikt z nas nie przewidział. I w tej chwili, na podłodze, odkrywamy, że czasami najpiękniejsze momenty rodzą się w najmniej spodziewanych miejscach.

Po chwili pocałunek staje się mniej intensywny, bardziej delikatny, powolny, namiętny. Już wiem gdzie się to skończy; piętro wyżej w mojej sypialni. W miarę jak pocałunek staje się bardziej gorący, czuję, jak świat wokół nas rozpływa się, a każda chwila staje się niemal nieuchwytna. Opadamy na zimną podłogę, ale tego nie czuję, czuję tylko jego.

Pocałunek pogłębia się, a nasze ciała, ogarnięte pożądaniem, układają się na podłodze. Dotykając skóry, czujemy, jak fala gorąca przenika nasze ciała, a bicie serca wyznacza rytm naszego wspólnego tańca.

Nieśmiało przemieszczamy się z podłogi do mojego pokoju, a żar nadal płonie intensywnie. To podróż w głąb moich, naszych, pragnień, każdy dotyk jest jak kolejne zdanie w opowieści o pożądaniu, o zakazanym owocu. Zmęczeni, ale jednocześnie rozpaleni, pochłaniamy się nawzajem, zanurzając się w chwilę, która zdaje się mieć swoje własne niebiańskie tempo.

Jego usta i moja skóra, moje usta i jego skóra, skóra o skórę, usta o usta, nasze ciała nie stanowią dla drugiego tajemnicy. Znam teraz każde najmniejsze zagięcie, czuję go, czuję jaki jest ciepły, oboje jesteśmy rozpaleni, nie możemy się od siebie odkleić. Już zadowoleni, rozczochrani i nadzy wygodnie się układamy.

Zakładamy, że odpoczniemy, ale nasze ciała są wciąż nasycone ciepłem, a my zdajemy się unosić na falach namiętności. W blasku słońca w moim pokoju, wtuleni w siebie, zapadam z nim w drzemkę, a to co się stało zostanie chyba tylko wspomnieniem. Nawet jeśli, to będzie w cholerę dobre wspomnienie.

Królewski Przekręt || RON x IROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz