Już na podwórzu słychać było krzyki nawołujące do rozpoczęcia polowania. Wyprowadzili konie, przygotowano strzelby. Gdy tylko dziedziniec zapełnił się ludźmi ktoś zadął w róg i otworzono drzwi do psiarni, a z niej, jak z procy, stado chartów, szczęśliwe psiska biegają, wyją i skowyczą widząc konie i bryki, i panów ze strzelbami. Szaleją na podwórku, biegają w tę i we w tę, wieszają szyje na obrożach: zwiastun udanego polowania. Ostatecznie wydałem rozkaz wymarszu. Najpierw jechaliśmy powoli, jeden za drugim, ale za bramą żeśmy się rozproszyli. Wśród jadących panowały spory natury szlacheckiej, tamten i ten czasami patrzyli na siebie z obrzydzeniem, wymieniali zgryźliwe uwagi, kłócili się co do wydajności swoich psów.
Z tyłu panie i panny, chcące nas przyuważyć, przywitać. Mi obojętne, jak piach pod kopytami rozpędzonego konia, mojego wiernego karego rumaka. Lecz moi towarzysze machali do tych dam, nieomal na siebie wpadając. Zaśmiałem się pod nosem. Co prawda to prawda, większość mężczyzn z mojego otoczenia, mniej lub bardziej zamożnych, starszych i młodszych, ładnych, brzydkich, bez różnicy, kusiły kształty kobiece, trzepoczące rzęsy sprawiały, że oczy wyskakiwały im z orbit, a jedno spojrzenie maślanych oczek topiło im serca. Ja mogłem z dumą powiedzieć, że nieważne jak piękna panna patrzyła na mnie nieśmiałym wzrokiem to ja i tak ją zbywałem. Jeśli mam być szczery znacznie bardziej interesowali mnie ich ojcowie, bracia, męscy przyjaciele, czasem i nawet mężowie.
Zarysowane szczęki, napięte mięśnie, poważne spojrzenia, niesforne włosy, szorstkie dłonie... o Boże, na samą myśl miękły mi kolana. Otrząsnałem się z fantazji o byciu trzymanym przez parę silnych ramion podczas gdy ich właściciel mnie ostro- ekhem, polowanie. Tak więc skupiłem wzrok na chartach, najwyraźniej złapały trop zwierzyny bo puściły się w las. A my za nimi. Koń za koniem, niektórzy już pieszo, i strzał, i wybuch. Tam ktoś się wywalił, tam szarak zestrzelony, tam komuś koń przekrzywił beret. Nieważne.
Zjechaliśmy z moimi najbliższymi towarzyszami broni z trasy, spokojnie wypatrujemy zajęcy, a tam jak nie ryknie, trzaśnie, plaśnie, zawyje i się wykręci. "Niedźwiedź" myślę, i rzeczywiście, mam rację. Drogę przecięła nam ta bestia, a ze wszystkich stron słyszę krzyki.
"Strzelaj! Sztrzelaj, bo nam ucieknie!"
Odcinam się. Tylko żeby strzelić. Zamknąłem oczy i policzyłem do trzech. Raz, dwa, trzy. Otworzyłem oczy, wycelowałem. Wdech. Wydech.
"Kurwa, strzelaj!"
Jeden celny strzał i... bestia padła. Ponownie otwieram się na dźwięki świata, otaczają mnie odgłosy świętowania. Zaskakuję z konia, a wszyscy klepią mnie po plecach, przytulają, całują w policzek (ja pierdole, nie wytrzymam), ktoś coś rzuca o alkoholu I oczywiście wszyscy są chętni.
Ktoś wziął upolowaną tego dnia zwierzynę na swój wóz i wróciliśmy do domu, w leniwym przemarszu, dumni, zmęczeni, niektórzy ujebani błotem, ale wszyscy szczęśliwi jak cholera. Gdy wróciłem poleciałem się otrzepać z pyłu i ubrać jakieś w miarę eleganckie ubranie, po czym dołączyłem w jadalni do rozweselonych mężczyzn. Wznosiliśmy toasty. Za polowanie, za mnie, za psy, za Boga, i za mnóstwo innych rzeczy, coraz bardziej oddalonych od tematu dzisiejszych wydarzeń. Poczułem się lekki, w głowie delikatnie mi się kręciło. Te wszystkie toasty dawały o sobie znać i z bólem przyznałem w duchu, że będą jeszcze jutro rano. Wstałem od stołu i poczłapałem do swojej komnaty, po czym zwaliłem się na łóżko, w butach, płaszczu i koronie. Zasnąłem jak dziecko po paru minutach.
CZYTASZ
Królewski Przekręt || RON x IR
Fanfiction"Królewski Przekręt" czyli jak okraść złodzieja. _________________________ "Przyłożył mi sztylet do szyi i przyszpilił mnie do ściany. Jego ręce na moim ciele. Zimny metal. Ostrze. Światło świeczek odbijające się od powierzchni noża i od jego piękny...