Rozdział 1.

1.2K 11 1
                                    

Od czasu, gdy Marek Dobrowolski rozgościł się w firmie na dobre, Marek - tym razem Dobrzański - czuł, że emocje wymykają mu się spod kontroli. Najzwyczajniej w świecie zaczął odczuwać zazdrość o swoją, niestety, byłą żonę. A może to niestety nie jest tu odpowiednim słowem? Marek walczył ze swoimi myślami, jeszcze zanim dźwięk budzika w telefonie stał się nie do zniesienia. Dzisiaj mieli ostatecznie umówić się co do dalszych działań w kontekście ratowania firmy. Dobrzański nie mógł znieść myśli o tym, że Ula chce zastawić ich wspólny dom. Przecież budowali go razem, z myślą o dzieciach, które spędziły w nim swoje całe życie. Czy zapomniała, jak cieszyli się, gdy osiedle zostało ozdobione kolejnym budynkiem - tym razem symbolizującym ich rozpoczynające się nowe, wspólne życie? Najwyraźniej tak...


*

Ula postanowiła, że nie zastawi domu. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia, ale przed pójściem spać zaczęła przeglądać wszystkie albumy ze zdjęciami, jakie zdołała odnaleźć. Widziała, jak przez ostatnie 10 lat wspólnie z dziećmi zapełniali ten dom wspomnieniami i tworzyli niepowtarzalną atmosferę miłości. Nie mogła tak po prostu zaryzykować, że stracą to wszystko, co tak długo budowali. A co, jeśli firma zbankrutuje i będą bez dachu nad głową? Marek przyjmie ich do swojego kawalerskiego mieszkania i jedno z nich będzie spać na podłodze? A może wrócą do Rysiowa i Kuba dołączy do firmy Wojtka i Jaśka? Nie. Na pewno nie będzie prosić nikogo o pomoc, na pewno nie pokaże, że nie dała sobie rady. Wczorajsza rozmowa z Markiem Dobrowolskim uświadomiła jej, że musi przyjąć jego propozycję i zaryzykować jedynie dobro firmy. Nie dobro dzieci.

*

- O, Ula, jesteś już? Przyjechałem wcześniej, bo chciałem przejrzeć papiery zanim... - Marek przestał mówić, ponieważ zauważył, że żona nie rozumie jego słów. Wpatruje się dziwnym wzrokiem w kartkę i wydaje się być w innym świecie. - Ula? Co to jest? - Nie czekając na reakcję byłej żony Marek wziął od niej kartkę i przeczytał nagłówek: "sprzedaż udziałów". Spojrzał na Ulę pytająco i gestem pokazał, żeby poszli do gabinetu. Lada moment mogła pojawić się Lucyna z całą masą pytań i pretensji, że chciała posprzątać, a znowu ktoś wchodzi jej w paradę.

- Postanowiłam, że sprzedam część swoich udziałów firmy Markowi. To... najlepsze wyjście. - Ula była tak blada, że podszedł do niej bliżej, w razie, gdyby miała upaść. - To trudne, to ryzyko, ale... może on nie chce nas okłamywać?

- Ula... proszę Cię! Ten człowiek nie jest normalny, nikt nie inwestuje tyle pieniędzy w firmę, która tonie! Nikt! - Marek przybrał czerwony kolor na twarzy, chciał zachować spokój, ale nie mógł. To nie była tylko zazdrość. To była ogromna złość na naiwność kobiety, w którą tak bardzo wierzył. Jak mogła mu to robić?

- Gdybyś miał pieniądze, sam byś je zainwestował.

- Bo to firma moich rodziców! Nie Twoich, więc nie powinnaś decydować o tym, kto ma w niej udziały. - Po usłyszeniu słów Marka, Ula spojrzała na niego wymownie i wyszła. Przesadził. Nie miał prawa tak mówić, nie miał prawa zasłaniać się tym, że firma należy mu się bardziej niż ona! Byli małżeństwem 11 lat, poświęciła się tej firmie, a potem jego dzieciom, a teraz twierdził, że nie ma prawa decydować o takich rzeczach? Marek Dobrowolski chciał wykupić udziały i w zamian za to zainwestować wielką kwotę w firmę, żeby mogła wypuścić nową kolekcję i odpowiednio ją wypromować. Wszystko było formalnie uczciwe. A Marek? Zachowywał się jak rozpieszczony gówniarz.

*

Sebastian siedział w swoim gabinecie i nerwowo obracał telefon w rękach. Zastanawiał się nad tym, czy powinien zadzwonić do Violetty i zapytać ją, czy chciałaby z nim pójść wieczorem do jakiegoś baru i się zrelaksować. Nie, była dopiero 12, na pewno Violka była na paznokciach albo...

- Sebulku! Mam dobre wieści. E... Iz... ta blondynka z mopem zgodziła się na to, żebym wstawiła tu swoje biurko! Nie będziemy musieli się wymieniać. - Violetta ubrana w złoty kombinezon z ozdobnymi brązowymi kwiatami przy szyi, wparowała do gabinetu Sebastiana jak do siebie. Usiadła naprzeciwko mężczyzny i założyła nogę na nogę, po czym wydała z siebie ponaglający go dźwięk.

- Lucyna? Mówisz o niej? A co ona ma do gadania w tej sprawie? - Sebastian nie mógł pojąć, jak po tylu latach znajomości Violetta może go jeszcze zaskoczyć. Drugie biurko? Po co? Przecież ona i tak nie ma zamiaru pracować, chce tylko sprawiać pozory i wydawać ludziom polecenia. Ale dlaczego w jego gabinecie? I co ma sprzątaczka do jego gabinetu?! - To nie ona decyduje o tym, gdzie kto ma gabinet!

- Sebulku, nie denerwuj się. Ula powiedziała, że jeśli znajdę wolne biurko, to mogę je wziąć. Coś tam mówiła, że Ania szuka go od dwóch miesięcy, ale wystarczyło pomyśleć. - Violetta popukała się wymownie w czoło - Główka pracuje. Kto zajmuje się tutaj biurkami? Sprzątaczki! To one wiedzą ile ich jest, bo przecież je myją, co nie? No i dogadałam się z tą... eee... Lucyną? Co to w ogóle za imię? Dogadałam się, że mi jedno załatwi. I jest! Tylko musisz pójść do Miro i je przynieść.

- Miro?! Oszalałaś? Chcesz zabrać biurko z pracowni?!

- Nie zabrać, tylko odebrać. I nie ja, tylko ty.

*

Marek Dobrowolski wyszedł z windy pewnym krokiem i skierował się pod drzwi gabinetu Marka. Obejrzał je dokładnie i uśmiechnął się pod nosem na myśl, że niedługo może być to jego gabinet. Kwestia czasu i chęci. Zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł. Zobaczył prezesa pochylonego nad dokumentami, po chwili złapał jego spojrzenie i nonszalanckim tonem stwierdził - Czyli już wiesz. Wspólniku. Od dziś mogę tak do Ciebie mówić.

180 stopniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz