Szybkim krokiem Nadia weszła do budynku, nie oglądając się za sobą. Ciąża spowodowała, że sporo przytyła, ale potrafiła szybko przemknąć się niezauważenie do miejsca, które znała od tak dawna. Była noc, więc szanse, że zostanie zauważona przez kogoś znajomego była znikoma. Żeby zachować większą anonimowość, wybrała drogę schodami na górę. W windzie były kamery, a nie chciała, żeby Władek widział, że jest w ciąży. Wystarczy, że pewnie z ciekawości przejrzy notatki swojego kolegi z pracy i zobaczy jej nazwisko na liście wejść i wyjść... Po pokonaniu ostatniego stopnia przystanęła na chwilę i wzięła kilka głębokich wdechów. Ewidentnie ciąża nie jest przyjaciółką dobrej kondycji. Nadia skierowała się prosto w kierunku gabinetu Marka, ale drzwi były zamknięte na kluczyk. Na szczęście miała swój komplet. Jak dobrze, że nie wyrzuciła go razem z innymi rzeczami z FD po tym feralnym dniu, w którym Aleks zrobił z niej swoją zabawkę... Jeszcze raz zerknęła przez ramię, po czym otworzyła drzwi i weszła do środka. Droga do biurka nie zajęła jej dużo czasu, minęła je i wyjęła trzecią od lewej książkę umieszczoną na drugiej półce. Wyjęła schowaną w niej kopertę i pospiesznie skierowała się ponownie ku klatce schodowej.
***
Marek wstał z łóżka i zaczął szukać w szu faldzie szafki nocnej kolejnego opakowania chusteczek higienicznych. - Cholera! - mruknął pod nosem i pociągnął nosem. Musiał się ubrać i pójść do sklepu po zapas. Czuł się fatalnie. Bolał go każdy mięsień ciała i co chwilę musiał oczyszczać nos. W dodatku miał na głowie ogromne wyrzuty sumienia, że nie pojawił się na rozmowie z Ulą i
Dobrowolskim. Nie wiedział, czy na pewno wszystko poszło dobrze, mimo że wysłał Sebę jako swojego "zastępcę". Miał mu przekazać każde podejrzane słowo Marka 2, ale stwierdził, że na pewno nie powiedział niczego, co powinno wzbudzić ich czujność. Dobrzański nie wierzył, że jego rywal może mieć dobre intencje. Czuł to. Podświadomie miał pewność, że najgorszy okres w dziejach FD dopiero przed nimi.***
Taksówka podjechała zbyt wolno, żeby mogła podejść do niej o własnych siłach. Czekała więc, aż kierowca nawiążę z nią kontakt wzrokowy i będzie mogła mu pokazać, że musi jej pomóc. Minęło kilka minut zanim młody chłopak spojrzał zza telefonu w jej stronę i zrozumiał, co oznaczają jej gesty. - Pani rodzi?! - przerażony pomógł jej wsiąść do samochodu.
- Nie, jest za wcześnie, ale muszę jechać do szpitala, dzieje się coś złego, błagam, szyyybko... - Nadia opadła na tylnym siedzeniu i próbowała wziąć głęboki wdech, ale ból, który odczuwała powodował, że jej oddech był bardzo nierówny i płytki.
CZYTASZ
180 stopni
ChickLitŻycie Uli, Marka i ich dzieci już wkrótce odmieni się o 180 stopni. Nic nie będzie takie, jakim się wydaje...